Polska mama z Austrii: Do porodu potrzebowałam jedynie własnej szczoteczki do zębów

Kasia Zwolenik od pięciu lat mieszka w Wiedniu. Tutaj także urodziła dwójkę dzieci. W rozmowie z eDziecko.pl zdradza, że drugie dziecko urodziła w trudnym czasie pandemii. Największą traumą jest jednak nie sam poród, ale to, że dziadkowie do tej pory nie widzieli wnuka.

Polki wychowują dziś swoje dzieci nie tylko w Polsce. Wiele z nich los rzucił do innych krajów. Tam założyły rodziny i prowadzą domy. O swoich doświadczeniach opowiadają w naszym cyklu "Matka Polka za granicą". 

Magdalena Gryc, eDziecko.pl: Jak trafiłaś do Wiednia? Jak długo już tam mieszkacie?

Kasia Zwolenik: Od pięciu lat, wcześniej mieszkaliśmy w Monachium. Przeprowadziliśmy się tu dlatego, że mąż dostał propozycję pracy. Na początku mieliśmy obawy, bo trzeba było zacząć wszystko od nowa. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i nie żałujemy!

Czy austriacka rzeczywistość bardzo różni się od tej polskiej? Co polubiłaś w tym kraju i co cię szczególnie zaskoczyło?

Życie w Austrii różni się nieco od tego w Polsce, a nawet w Niemczech. Austriacy są mili, wyluzowani, lubią się bawić i są zawsze chętni do pomocy. Z kolei w życiu Polaków jest mnóstwo stresu i każdy ciągle za czymś goni. Wiedeń pokochałam niemalże od razu. Byłam w ogromnym szoku, że stolica miasta, tak duża aglomeracja, posiada tak dużo miejsc, w których jest mnóstwo zieleni. Nawet w samym centrum miasta między wieżowcami czy starymi kamienicami są piękne, duże parki. Wielkim zaskoczeniem był język niemiecki, który różni się od tego używanego w Monachium. Na początku miałam problemy, ponieważ wiedeńczycy mają swoją gwarę, która ma niewiele wspólnego z czystym niemieckim, którego uczą w szkołach.

 

Jak zmieniło się wasze życie przez pandemię koronawirusa? Jakie podejście mają Austriacy do tego tematu?

U nas nic się nie zmieniło, chociaż obserwuję społeczeństwo i widzę, że pandemia przyniosła wiele strat. Przeraża mnie to, że mamy ograniczoną wolność. Wszystkie obiekty sportowe, sale zabaw i baseny są zamknięte. Ogromną traumą jest to, że nie można odwiedzić rodziny. Moi rodzice mieszkają w Monachium i ostatni raz widzieliśmy się w wakacje. Niedawno urodziłam drugie dziecko, a dziadkowie do tej pory nie widzieli wnuka. To jest straszne. Brakuje nam normalności. Austriacy są dość podzieleni w tym temacie, ale wszystkim brakuje już normalności.

Jesteś szczęśliwą mamą dwójki dzieci. Zdecydowałaś się także urodzić w tym kraju. Jak oceniasz samo przygotowanie do ciąży?

Tak, jestem szczęśliwą mamą dwóch chłopców. Szymon skończy w tym roku trzy latka, a Antoś ma niecałe dwa miesiące. Sam przebieg ciąży zależy w dużej mierze od tego, na jakiego lekarza się trafi. Szpitale w Austrii mają wysokie standardy. Mimo to dużo lepsze są wizyty prywatne niż te na kasę chorych. Pierwszą ciążę prowadziłam państwowo i byłam średnio zadowolona. Natomiast podczas drugiej ciąży zdecydowałam się na prywatne usługi. Każde badanie krwi, glukoza czy chociażby kroplówki były na miejscu, co jest dużym udogodnieniem dla ciężarnej. W Austrii jest dużo szkół rodzenia, a także bezpłatne spotkania z położną, na których można dowiedzieć się niemalże wszystkiego. Największym zaskoczeniem był fakt, że im bliżej porodu, tym mniej wizyt kontrolnych. Zupełnie inaczej niż w Polsce. Ostatnia planowana wizyta była na miesiąc przed porodem, później przed samym rozwiązaniem.

 

Czy ciężarne mają w Austrii specjalne przywileje? Jeśli tak, to jakie?

Myślę, że w każdym kraju kobiety ciężarne są dobrze traktowane. W Austrii jednym z przywilejów jest przepuszczanie ich w kolejce. Z kolei jeśli chodzi o kwestię związaną z pracą, to kobieta ciężarna nie może pracować stojąco dłużej niż sześć godzin. W siódmym miesiącu ciąży każda przyszła mama ma całkowity zakaz pracy, zwany Mutterschutz. Od tego dnia ciężarna powinna odpoczywać i czekać na dziecko. Zwolnienia lekarskie nie są tak chętnie wystawiane, jak w Polsce. Lekarze uważają, że ciąża to nie choroba i jeśli przyszła mama czuję się dobrze, a dziecku nic nie zagraża, to powinna pracować.

Podobno w Austrii standardy są naprawdę wysokie. Jak wspominasz swój pierwszy poród?

Tak, standardy są na wysokim poziomie, a same szpitale są bardzo dobrze wyposażone. Do porodu potrzebowałam jedynie własnej szczoteczki do zębów i ubrania dla dziecka. W szpitalu dostępne jest tak naprawdę wszystko - począwszy od koszul dla mam, a skończywszy na pampersach czy niezbędnych środkach higienicznych. Nie ma także problemu z podaniem samego znieczulenia do porodu. Jeśli ciężarna go potrzebuje, to natychmiast zjawia się anestezjolog i podaje znieczulenie. Położne są przyjaźnie nastawione i czuwają przy łóżku przyszłej mamy. W Austrii już w pierwszym trymestrze ciąży wybieramy sobie szpital, w którym chcemy rodzić i później regularnie mamy tam też wizyty. To świetna okazja, aby poznać szpital i porodówkę. Jedzenie w szpitalu jest naprawdę rewelacyjne. Dostawaliśmy trzy menu do wyboru, dzięki temu każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Przypomnijmy, że drugie dziecko ma zaledwie dwa miesiące, zatem urodziłaś w trakcie pandemii koronawirusa. Jakie emocje towarzyszyły ci wówczas? Czy partner mógł być obecny podczas porodu?

Zarówno ciąża, jak i poród odbywały się podczas pandemii. Muszę przyznać, że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Największą obawą było to, że nie będzie przy mnie męża. Dzień porodu pamiętam doskonale. Około 1 w nocy trafiłam na porodówkę, a przed samym przyjęciem mnie do szpitala został zrobiony test. Oczywiście wyszedł negatywnie. Mąż również mógł być z nami do samego końca. Po samym porodzie musiał wrócić do domu i zobaczyliśmy się dopiero kiedy wychodziłam już z maleństwem do domu. Na korytarzach panował spokój, a jedynym obowiązkiem było noszenie maseczek.

Jakie jest tutaj podejście do cesarskiego cięcia? Jest to ostateczność, czy każda kobieta sama może zdecydować, jak chce urodzić?

Cesarskie cięcie to ostateczność. Lekarze namawiają na poród naturalny i nie bardzo chcą słyszeć o cesarce. Na szczęście nie ma problemu ze znieczuleniem zewnątrzoponowym, które uśmierza ból. Podczas drugiego porodu zastanawiałam się nad cesarskim cięciem, bo bardzo się bałam. Porozmawiałam nawet o swoich obawach z ginekologiem, ale ta przekonała mnie, że warto urodzić naturalnie. Z perspektywy czasu wiem, że to była dobra decyzja. Przykre jest to, że kobieta w XXI wieku nie może decydować o tym, jak chce rodzić swoje dziecko. W końcu to jej ciało, jej dziecko i jej decyzja.  

Twój starszy synek ma już trzy latka. Czy uczęszcza do przedszkola? Jesteś zadowolona z opieki w tej placówce?

Szymon zaczął przygodę ze żłobkiem, kiedy miał 17 miesięcy, jednak często chorował. Najczęściej było tak, że szedł na trzy dni, a później zostawał w domu i lądowaliśmy w szpitalu. Więcej przesiedział w domu niż w przedszkolu. W końcu zdecydowaliśmy, że skoro mamy możliwość, to mały zostanie ze mną w domu. Zrezygnowaliśmy z przedszkola. Teraz, kiedy ma trzy lata, znowu myślimy o powrocie, bo chcemy, aby zaczął uczyć się języka. Mam wrażenie, że ostatnie przedszkole było dla niego nieodpowiednie. Chyba źle trafiłam. Mimo że było to prywatne przedszkole, to pozostawiało wiele do życzenia. Jestem zdania, że nikt nie zajmie się moimi dziećmi tak dobrze, jak ja sama i póki mogę, to staram się unikać takich placówek.

 

Jak wygląda rekrutacja do przedszkoli?

Podczas rekrutacji do prywatnego przedszkola składa się wniosek do urzędu o przyznanie numeru dla dziecka. Potem wybiera się placówkę i umawia na spotkanie z panią dyrektor. Jeśli jest wolne miejsce, to dziecko może rozpocząć swoją przygodę. Natomiast w państwowym przedszkolu dziecko także dostaje numerek, dzięki któremu państwo dofinansowuje pobyt pociechy. Zarobki rodziców nie mają tutaj znaczenia. Wsparcie od państwa po prostu się należy. Następnie jesienią wybieramy trzy przedszkola, które nas interesują, wypełniamy wnioski i czekamy na wyniki rekrutacji, które pojawiają się w marcu. Często jest tak, że jeśli mama przebywa na urlopie macierzyńskim, to dziecko nie dostanie miejsca w państwowym przedszkolu.

Mówi się, że macierzyństwo to najcięższa praca, którą się kocha. Co ciebie najbardziej w nim zaskoczyło?

Niestety macierzyństwo nie wygląda tak kolorowo, jak na Instagramie. Podczas pierwszej ciąży przeczytałam mnóstwo książek i byłam przygotowana na dziecko. Zderzenie się z rzeczywistością sprawiło, że miałam lekką depresję, bo nikt mi nie powiedział, że będzie aż tak ciężko. Nie miałam czasu, aby spokojnie wypić kawy czy się wyspać. Nikt nie mówił, że karmienie piersią aż tak boli. Później nastało ząbkowanie, liczne choroby, skoki rozwojowe. To wszystko spotkało świeżo upieczoną mamę, która nie miała żadnego doświadczenia, jak nosić, jak karmić, jak kąpać dziecko, by nie zrobić mu krzywdy. Z perspektywy czasu wiem, że to ciężka praca, milion wyrzeczeń i poświęceń, ale też najpiękniejszy prezent i dar, jaki można dostać od życia. Uśmiech dziecka wynagradza ból, zmęczenie i ogrom pracy. Nie zamieniłabym tego na nic innego.

 
 

Kasia jest bardzo aktywna na Instagramie: kasiazwolenik. Opowiada tam o swoim życiu, rzeczywistości każdej matki, macierzyństwie, a także zdradza ciekawostki dotyczące Austrii. 

Przeczytaj także:

Zobacz wideo Ćwiczenia dla dzieci na koordynację #zostańwdomu
Więcej o:
Copyright © Agora SA