Agnieszka Palfner: Pierwszą córkę ochrzciłam, ponieważ nie wyobrażałam sobie, że można inaczej. Zostałam wychowana w wierze, rodzina ze strony mojego ojca jest bardzo religijna i niechętnie podchodzi do zmian. I mimo że mój mąż nie był przekonany do tego pomysłu, ja postawiłam na swoim. Dlatego pytanie jest bardzo dobrze zadane - to ja ochrzciłam pierwszą córkę. To była moja decyzja. Wydawało mi się, że chrzcząc ją, daję jej wybór, bo będzie mogła bez problemu przystąpić do innych sakramentów. Teraz myślę, że jej ten wybór odebrałam, bo przecież sakramenty można przyjąć w każdym wieku.
Zdecydowanie tak. Moja wiara przestała opierać się na Kościele Katolickim. Uważam, że jest to instytucja, w której pieniądze i obłuda zaczęły być ważniejsze od wiary i miłosierdzia. Mój mąż mówi, że "jeżeli Bóg istnieje, to na pewno nie ma go w kościele", a ja się z nim zgadzam.
Zmiana nastawienia w kwestii wyboru. Jeżeli chcę jej dać wybór, powinna móc sama zdecydować o tym, czy chce należeć do Kościoła Katolickiego. Niemniej są momenty, w których nadal się waham, czy dobrze zrobiłam, choć nie ze względu na mnie czy córkę. Mam świadomość, że jeżeli zdecydowałabym się na chrzest dziecka, to zrobiłabym to dla mojego taty i jego mamy, a to chyba nie o to w tym wszystkim chodzi.
Po prostu przestałam wierzyć w Kościół Katolicki. Czy faktycznie dokonałabym za nią apostazji, gdyby to było możliwe? Nie wiem. Nie wiem nawet, czy za siebie bym dokonała.
Wpis komentowało wielu internautów. Były osoby, które podzielają moje zdanie, ale także takie, które były przerażone, że ludzie opierają swoją wiarę na kościele i księżach. No ale czy jest się im co dziwić? Księża mają być wysłannikami Boga, Biblia mówi, że mamy ich słuchać. A jak słuchać kogoś, kto poucza innych, jak mają żyć, choć sam nie jest wzorem miłosierdzia? Co chwila w mediach pojawiają się informacje o kolejnych aktach pedofilii w kościele. Wiem, że to skrajne przypadki, ale w miejscu, które powinno być bezpieczne, takie rzeczy rażą najbardziej.
Mój post skomentowało też wiele osób, które mają podobny problem do mojego. Niby wiemy, czego chcemy, ale nie potrafimy postawić się bliskim nam osobom. Czy to nie jest straszne? Jak silna musiała być nasza indoktrynacja, skoro jako dorosłe osoby boimy postawić się mamie, tacie czy babci.
Nie żałuję. Nie znam innego wychowania. Wiem, że rodzice chcieli dla mnie jak najlepiej i wychowali mnie najlepiej, jak potrafili. Jestem im wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobili.
Oczywiście, że tak. Kiedy byłam mała, byliśmy uczeni chodzenia do kościoła, na religię. W pewien sposób było to częścią codziennego życia. Aktualnie na kościół patrzy się bardziej krytycznie. Zauważa się, że ich silna pozycja w kraju, zbudowana po zakończeniu ustroju komunistycznego, doprowadziła do wielu nadużyć. Ludziom przestało się to podobać. Kościół stał się upolitycznioną maszyną do zarabiania pieniędzy i coraz mniej ma wspólnego z wiarą, a ludzie to widzą.
Tak, ale nie jestem jeszcze gotowa na podjęcie takiej decyzji. Poza tym słyszałam, że wielu księży utrudnia dokonanie aktu apostazji, a nasze dokumenty i tak dożywotnio są przetrzymywane w archiwach kościoła. Nie wiem, czy to wszystko jest warte biegania z całą dokumentacją.
Ponieważ boją się odrzucenia. Ja sama, pomimo 29 lat na karku, boję się reakcji taty. W starszych pokoleniach wiara jest tak głęboko zakorzeniona, że nie potrafią zrozumieć, że ktoś może myśleć inaczej od nich i żyć zgodnie z zupełnie innymi przekonaniami. Mój tata kiedyś mi powiedział, że fakt, że ja i moje rodzeństwo nie chodzimy do kościoła, jest jego porażką. Nasuwa się tu pytanie, czy jeżeli nie bylibyśmy zmuszani do wiary w dzieciństwie, teraz nie postrzegalibyśmy jej zupełnie inaczej? Żadna skrajność nie jest dobra, a nie od dziś wiadomo, że dzieci się buntują i płyną pod prąd.
To będzie ich wybór. Uważam, że siedmioletnie dziecko jest na tyle świadome, że samo może dokonać wyboru w kwestii lekcji religii.
Dokładanie tak. My z mężem nie planujemy już więcej dzieci, a moje córki w przyszłości będą dorosłymi kobietami. Chciałabym, by żyły w wolnym kraju, w którym będą mogły decydować o sobie i swoim ciele, w którym będą miały pełnię praw. A jeżeli tak się nie stanie, chcę, aby wiedziały, że ja zrobiłam wszystko, co mogłam, aby im to zagwarantować.
Tak, ponieważ samo stwierdzenie "normalizować macierzyństwo" mnie przeraża. Macierzyństwo jest normalne. Karmienie piersią jest normalne, ciało po porodzie jest normalne. Wmawia się nam, że nie powinnyśmy karmić piersią w miejscach publicznych, bo możemy kogoś zgorszyć naszą nagą piersią, podczas gdy nagość zerka na nas z reklam na każdym kroku. Widzimy same piękne i umięśnione ciała kobiet po porodach i nie dajemy sobie czasu na powrót do sprawności fizycznej w swoim tempie. Wracamy do morderczych treningów kilka tygodni po urodzeniu dziecka, nie wiedząc, że takim działaniem możemy zrobić sobie krzywdę. Nie mówi się nam w szpitalu, że powinnyśmy się zbadać u fizjoterapeuty uroginekologicznego, nie mówi się o tym, że możemy, a nawet najpewniej będziemy, odczuwać spadek nastroju, że karmienie piersią to nie bułka z masłem. Wiele kobiet przez to wpada w kompleksy, a ja czuję, że powinnam im wszystkim powiedzieć: "Hej! To wszystko, co czujesz, to jak wyglądasz, to wszystko jest normalne i jest okej!".