Polska mama z Danii: Tu ciężarne jeżdżą do pracy na rowerach. I nikogo to nie dziwi

Agnieszka od 13 lat mieszka w Danii. Tu urodziła i wychowuje swoją córeczkę Hannah. "Bardzo podoba mi się w systemie duńskiego szkolnictwa to, że dzieci są codziennie na dworze, bez względu na pogodę" - opowiada.

Jak to się stało, że zamieszkałaś w Danii?

Przyjechałam tu w sierpniu 2010 roku na czteromiesięczne stypendium. W tym czasie dostałam propozycję pracy jako trener siatkówki w lokalnym klubie sportowym, później pracowałam jako zastępca nauczyciela, kelnerka, aż prawie osiem lat temu dostałam pracę w swoim zawodzie (w Polsce ukończyłam poznański AWF) jako nauczyciel wychowania fizycznego w jednej ze szkół w Kopenhadze. 

Czyli nie wyemigrowałaś z powodu miłości do cudzoziemca?

Nie. Michaela, mojego partnera, poznałam, gdy już mieszkałam w Kopenhadze. Jest Duńczykiem i właśnie kończy studia także związane ze sportem. Wcześniej przez 10 lat był żołnierzem. Poznaliśmy się na Tinderze ponad sześć lat temu. Pierwszą randkę odwołałam, ale Michael namówił mnie na spotkanie. Mimo że początki tego nie zapowiadały, bardzo szybko się okazało, że związek na odległość nam nie wystarcza. Michael mieszkał wtedy 400 km od Kopenhagi i zdecydował się przeprowadzić tu dla mnie. I tak już jesteśmy razem prawie sześć lat. Osiem miesięcy temu przyszła na świat nasza córeczka Hannah.

 

Urodziła się w Danii?

Tak. Całą ciążę miałam prowadzoną w Danii, tutaj też rodziłam. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z opieki w czasie ciąży - ze względu na zespół policystycznych jajników i niedoczynność tarczycy musiałam być pod szczególną opieką endokrynologa. Przez całą ciążę korzystałam z publicznej opieki medycznej. Jest tu na bardzo wysokim poziomie.

Czy ciężarne Dunki pracują do porodu, czy chętnie korzystają ze zwolnienia?

Wszystko zależy od tego, jak się czują. Jeśli wszystko przebiega prawidłowo, to zazwyczaj pracują do około szóstego tygodnia przed terminem porodu. Większość z nich nawet jeździ na rowerze do pracy! I nikogo to nie dziwi. Jeśli jednak są jakieś problemy zdrowotne, to lekarz rodzinny wystawia zwolnienie.

 

Jak wyglądały początki twojej ciąży? 

Wszystko zaczęło się od zrobienia testu w domowym zaciszu i telefonu do lekarza rodzinnego, odpowiedzi na kilka pytań i pierwszej wizyty około szóstego tygodnia ciąży. W Danii pierwsze spotkanie jest z położną lub lekarzem rodzinnym, który przeprowadza z ciężarną wywiad, robi badanie krwi i moczu, wyklucza pewne choroby i potwierdza ciążę. On umawia na wizytę ze specjalistą, jeśli jest taka konieczność. 

Ja musiałam wykonywać badania krwi co sześć tygodni i konsultować je z endokrynologiem w szpitalu (pierwsza wizyta odbyła się w gabinecie, kolejne - jeśli wszystko było w porządku - odbywały się telefonicznie). W międzyczasie musiałam się umówić na wizytę w szpitalu, do którego byłam przypisana ze względu na dzielnicę Kopenhagi, w której mieszkam - na USG i badanie krwi. Później w czasie całej ciąży miałam spotkania z położną w szpitalu i położną u mojego lekarza rodzinnego. W czasie każdej wizyty wykonywane było badanie moczu, mierzenie ciśnienia, pomiar wagi ciała i słuchanie bicia serca dziecka. Publiczna opieka zdrowotna zapewnia dwa badania USG, jeśli ciąża przebiega prawidłowo. Nie każda ciężarna musi tu wykonać badanie na cukrzycę ciążową - jeśli nie ma podstaw do takiego badania, nie jest ono wymagane. Ja miałam je wykonywane dwukrotnie ze względu na insulinooporność.

Jak wspominasz swój poród?

Całkiem nieźle, rodziłam w wodzie, tak jak chciałam. W Danii, kiedy odejdą wody lub zaczną się skurcze, należy zadzwonić do szpitala i postępować według zaleceń położnej. Ona ma wgląd w kartę, wszystko jest skomputeryzowane, nawet każdy telefon jest odnotowywany. Zaskoczyło mnie to, że kazała mi zostać w domu praktycznie do czasu, kiedy skurcze były już na tyle silne, że nie byłam w stanie mówić i wszystko wskazywało na to, że zaczyna się aktywna faza porodu. W szpitalu personel już na mnie czekał, szybko zrobiono mi niezbędne badania i zaprowadzono do sali porodowej, gdzie wedle mojego życzenia była wanna umożliwiająca poród w wodzie. W czasie porodu towarzyszył mi partner i dwie położne. Nie było lekarza, położne wzywają go tylko w razie jakichś komplikacji. 

Jak w Danii wygląda urlop macierzyński?

Urlop macierzyński zaczyna się tu sześć tygodni przed porodem i można go podzielić między rodziców. Zazwyczaj trwa około roku, można go przedłużyć o urlop bezpłatny, jeśli pracodawca na to pozwoli.

Co później?

Zazwyczaj dziecko oddaje się do żłobka między 10 a 12 miesiącem życia. Nianie nie są tu popularne, ale prywatne żłobki nawet na dwoje dzieci już tak. W wieku trzech lat dzieci idą do przedszkola, w wieku sześciu, siedmiu do szkoły. Bardzo podoba mi się w systemie duńskiego szkolnictwa to, że dzieci są codziennie na dworze, bez względu na pogodę. Wiadomo, w warunkach ekstremalnych, jak burza, sztorm itp., kiedy jest to niebezpieczne, nikt dzieci na dworze nie zostawia, ale poza takimi sytuacjami bardzo dużo czasu spędzają na świeżym powietrzu. Rodzice muszą zapewnić dzieciom odpowiednią odzież, żeby te mogły się bawić w śniegu, kałużach czy nawet błocie. Poza tym typowo skandynawskim zwyczajem jest zostawianie dzieci w wózkach na dworze, kiedy śpią. Przed kawiarniami można zobaczyć masę zaparkowanych wózków ze śpiącymi maleństwami, podczas gdy ich mamy siedzą w środku. Ja aż tak odważna nie jestem, ale codzienny spacer bez względu na pogodę albo drzemka w ogródku to dla mojej córki już norma.

W ten sposób hartują dzieci?

Tak, ale siebie też. Stąd m.in. morsowanie. Morsowanie w Danii jest bardzo popularne, moje przyjaciółki pływają codziennie! Tak, zgadza się, pływają. Dosłownie. Przed ciążą byłam na etapie zanurzania się na kilka sekund dwa, trzy razy w tygodniu. W czasie ciąży przestałam i teraz staram się bardzo powoli wrócić do tego. Jest to powolny proces, bo organizm musi się przyzwyczaić do zimna. W większości miejsc, gdzie ludzie morsują, jest dostęp do sauny, w klubach morsów wykupuje się członkostwo, które umożliwia dostęp do nich. W wielu miejscach są listy rezerwowe, bo jest tylu chętnych! Aktualnie sauny są pozamykane, ale ludzie nadal morsują i to jest super! Mam nadzieję, że gdy Hannah podrośnie, też jak ja zapała miłością do morsowania. 

Myślisz o powrocie do Polski?

Czasami się zastanawiam, jakby to było wrócić, jednak to właśnie w Danii założyłam rodzinę, mam pracę, sporo przyjaciół i całe życie. Sporo czasu i energii zajęło mi osiągnięcie tego wszystkiego, co mam. Bardzo lubię Kopenhagę i jak na razie nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Czy to się zmieni? Tego nie wiem.

A często tu bywasz?

Mam w Polsce rodzinę, przed pandemią spędzałam tam każde Boże Narodzenie i co drugą Wielkanoc. Oprócz tego starałam się bywać tam dwa, trzy razy w roku. Z powodu epidemii ostatni raz byłam w Polsce we wrześniu i z niecierpliwością czekam, aż sytuacja trochę się ustabilizuje, przecież moi rodzice nie widzieli wnuczki już od kilku miesięcy! Dobrze, że żyjemy w dobie internetu, to rozłąka tak nie dokucza.

Za czym najbardziej tęsknisz?

Za rodziną i jedzeniem rzecz jasna! Dostępność polskich produktów trochę tę tęsknotę łagodzi, ale to nie to samo. Marzę o makowcu, pierogach, młodej kapuście, zupie ogórkowej, karpiu w wykonaniu mojego taty i kapuśniaku z prażuchami.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA