Stanisława Leszczyńska odebrała ponad trzy tysiące porodów w Auschwitz. "Jak już nic nie można było zrobić, to przynajmniej śpiewałam"

- Kilkaset dzieci trafiło do Nakła, ok. 1500 utopiono, ok. 1000 zmarło wskutek głodu i zimna. Nam o tym nie opowiadała. Kiedyś tylko jakiemuś dziennikarzowi wspomniała, że zrobiła to, co do niej należało, że jej się ordery nie należą i że Bogu dziękuje, że mogła tam być i komuś pomóc - mówi Maria Stachurska, autorka książki "Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej".

Izabela Wałowska: Jakie jest pani pierwsze wspomnienie o cioci Stanisławie Leszczyńskiej?

Maria Stachurska: Pamiętam spotkanie z mojego wczesnego dzieciństwa, które miało miejsce w filharmonii podczas koncertu moich wujków. Miałam ok. pięciu lat, byłam z mamą. Ciocia do mnie podeszła z moimi siostrami ciotecznymi, które mnie otoczyły i powiedziały: "Jesteś naszą siostrzyczką…". Pamiętam z tego spotkania jej delikatny uśmiech…

Potem wielokrotnie bywała pani u cioci w domu.

Tak, przecież jesteśmy rodziną, a do tego wszyscy wtedy mieszkali blisko siebie, w okolicy ulicy Zgierskiej w Łodzi - mam tu na myśli dom cioci, mojej babci czy pozostałych ciotek i wujków. Często wzajemnie się odwiedzaliśmy. Zapamiętałam ją jako osobę małomówną, wymagającą, która przykładała wielką wagę do nauki. Swojej córce, która była już lekarką i miała trójkę dzieci, kazała przy obieraniu ziemniaków powtarzać słówka z języka obcego. Nas też często przepytywała, była konkretna: czego nowego się nauczyłaś, zagraj na fortepianie. Nie zapamiętałam jej jako ciepłej cioci, raczej jako osobę wzbudzającą respekt, z dystansem.

Czy taka była też we wspomnieniach swoich dzieci?

Właśnie nie. Gdy kiedyś powiedziałam moim wujkom, że trochę bałam się ich mamy, to spojrzeli na mnie, jakbym spadła z księżyca. "Jak to?", "Co ty mówisz?", "Skąd ty to wzięłaś?". Mnie wydawała się surowa, nieprzystępna. Natomiast moi wujkowie zapamiętali ją sprzed wojny, kiedy była radosna i ciepła. Z drugiej strony, to chyba byłoby nienaturalne, gdyby została tą samą osobą po tych wszystkich tragicznych obozowych przeżyciach. Nie mogła być inna po tym wszystkim, co tam przeżyła, a czego nie wykrzyczała. Zawsze trzymała nerwy na wodzy, ale pewnie wszystkie emocje kumulowała w sobie.

Podobnie, jako osobę opanowaną, dobrą, która chciała pomóc każdej rodzącej, wspominają Stanisławę Leszczyńską kobiety, które były z nią w czasie wojny obozie w Auschwitz.

Tak, podkreślały jej troskliwość, pamiętały, że jej ręce tak "pracowały", że często kobiety nie czuły nawet bólu podczas porodu. W tych antysanitarnych warunkach, jakie panowały w obozie, na tych kocach pełnych wesz, pcheł oraz innego robactwa, starała się jak najbardziej ulżyć kobietom.

Co działo się w Auschwitz z tymi nowo narodzonymi dziećmi?

Dzieci rodziły się chciwe życia, ale niewiele z nich miało szansę na przeżycie. Zanim ciocia została obozową położną, wszystkie dzieci były mordowane. Potem sytuacja zmieniła się o tyle, że zabijano dzieci żydowskie. Od razu po narodzinach topiono je w beczułce, a potem ich ciała wyrzucano na pożarcie szczurom, które były wielkie jak koty. Natomiast dzieci o wyglądzie aryjskim mogły zostać przy matce, ale często umierały z głodu i zimna albo podczas eksperymentów na nich wykonywanych.

Wspomina pani, że Stanisława Leszczyńska dzieciom o aryjskim wyglądzie robiła mało widoczne tatuaże.

Tak, bo takie dzieci często odbierano matkom i przewożono do Nakła, gdzie trafiały do adopcji. Pewnie po jakimś czasie po takim tatuażu nie zostaje ślad, ale chyba robiła to przede wszystkim po to, by dać nadzieję matkom na odnalezienie w przyszłości swojego dziecka. Poza tym wszystkie dzieci chrzciła od razu, wierzyła, że chrzest gwarantuje im zbawienie.

A to prawda, że w Auschwitz Stanisława Leszczyńska była nazywana "mamą"?

Tak, miała 48 lat, a przyjmowała porody dziewczyn, które były w wieku jej dzieci. Może wzięło się to stąd, że kiedyś podeszła do jednej przestraszonej przed porodem kobiety i powiedziała: "Odtąd ja ci tu będę mamą". I rzeczywiście matkowała rodzącym, wczuwała się w ich ból, śpiewała im. Raz, kiedyś powiedziała swojemu synowi: "Jak już nic nie można było zrobić, to przynajmniej śpiewałam".

O tych wszystkich obozowych przeżyciach pani cioci wiemy z tzw. raportu położnej. Powstał on 12 lat po wojnie. Wam, rodzinie, nigdy o tych przeżyciach nie opowiadała?

Nie, nie poruszała tego tematu. Natomiast rzeczywiście poproszono ją, aby napisała raport. Zrobiła to i bardzo sucho zrelacjonowała w nim to, co się działo w obozie. To właśnie z niego można się dowiedzieć, że odebrała w Auschwitz ponad trzy tysiące porodów. Kilkaset dzieci trafiło do Nakła, ok. 1500 utopiono, ok. 1000 zmarło wskutek głodu i zimna. Nam o tym nie opowiadała. Kiedyś tylko jakiemuś dziennikarzowi wspomniała, że zrobiła to, co do niej należało, że jej się ordery nie należą i że Bogu dziękuje, że mogła tam być i komuś pomóc. Na pogrzebie cioci Stasi w 1974 roku było trzydzieścioro osób, które urodziły się w obozie i ocalały.

Najpierw nakręciła pani o cioci film, teraz powstała książka. Czuła pani, że musi ją napisać?

W pewnym sensie tak, bo po śmierci wujków, synów cioci Stasi, to właśnie do mnie trafiły wszystkie zapiski, dokumenty, materiały. Gdy dostałam propozycję zrobienia filmu, zaczęłam przeprowadzać rozmowy z żyjącym jeszcze wtedy synem cioci, Stanisławem Leszczyńskim, później jeździłam po Polsce i szukałam tych urodzonych w obozie dzieci, które ocalały. Kiedy kończyłam montaż filmu, zwróciło się do mnie wydawnictwo z propozycją napisania książki o Stanisławie Leszczyńskiej. Zdecydowałam, że podejmuję się tego, bo widocznie temat był jeszcze nieskończony.

Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej, 	
Maria StachurskaPołożna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej, Maria Stachurska Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej, Maria Stachurska

Dzięki temu powstała pełna biografia Stanisławy Leszczyńskiej, bo do tej pory wiedzieliśmy tylko, że była położną w Auschwitz. W książce opisuje pani np. gdy jako 12-letnia dziewczynka emigruje z rodzicami do Brazylii. Na statku, którym płynęli, uczestniczyła w porodzie siostry…

Tak, odnalazłam dokumenty dotyczące tego statku, listę pasażerów. Wysiedli z malutką Martą, która urodziła się na statku. Nie ma żadnych wątpliwości, że ciocia Stasia uczestniczyła przy tych narodzinach. Być może to zdarzenie wywarło wpływ na jej życie i zadecydowało w przyszłości o wyborze zawodu.

Czy to prawda, że okresie międzywojennym była bardzo znaną łódzką położną?

Tak i nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Znana jest historia, gdy była w teatrze z córką, nagle otwierają się drzwi i jakiś mężczyzna mówi: Pani Leszczyńska wzywana jest do porodu. Oczywiście opuściła teatr i pobiegła do rodzącej.

Rodzina jest z pani dumna, że napisała pani książkę? Dzieci wspierały mamę?

Starałam się ich nie angażować przy książce, bo bardzo chciałam, aby zobaczyli i przeczytali ją dopiero po wydaniu… to jest wspaniałe przeżycie. A ja uczyłam się cierpliwości (śmiech). Tak że poza wyrozumiałością, bo nie zawsze byłam dyspozycyjna, nie uczestniczyli w jej tworzeniu. Ale fragmenty dawałam do przeczytania moim kuzynom, wnukom cioci Stasi, aby mogli ewentualnie coś zweryfikować. Ania z Robertem czekają na książkę. Piotrek i Daria (syn i synowa) dostaną pod choinkę. Jestem bardzo ciekawa ich opinii. Jest ona dla mnie najważniejsza. Ale napisanie tej książki uzmysłowiło mi jeszcze mocniej, jak ważne są tradycje rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie.

I dba pani o to?

Tak, przykładam do tego wielką wagę. Dla moich wnuczek Klary i Laurki prowadzę takie dzienniki babci. Spisuję historie rodziny, ciekawostki, porady, próbuję odtworzyć, kto, jakie tradycje wprowadzał, wygrzebuję różne rzeczy i powielam. W przyszłości każdy mój wnuk otrzyma księgę babcinych wspomnień.

Maria Stachurska jest reżyserem i realizatorką filmów oraz autorką książek: "Wszystko przemienić w dobro" oraz "Położna. O mojej cioci Stanisławie Leszczyńskiej". W latach 90. była producentką Telewizji Polskiej. 

Maria Stachurska, fot. Piotr StachurskiMaria Stachurska, fot. Piotr Stachurski Maria Stachurska, fot. Piotr Stachurski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.