Gdy byłam nastolatką, to myślałam, że jak nasze pokolenie dorośnie, to Polska stanie się lepsza, bardziej otwarta. Nie było źle przecież, a wszystko szło ku lepszemu...
Dziś mam 30 lat, mieszkam w Anglii, w Stratford, z mężem i córką. Uciekłam z Polski sześć lat temu. Wychowałam się w małym miasteczku w województwie podlaskim. Chociaż w sumie jest to bardziej wieś niż miasto, także mentalnie. To jedno z takich miejsc, gdzie jak się nie chodzi do kościoła to jest się najgorszym gatunkiem człowieka, a jak się ma niepełnosprawne dziecko, to się go nie wypuszcza z domu. To nie było miejsce dla mnie. Praktycznie zerwałam kontakt z toksycznymi rodzicami. Musiałam, dla swojego zdrowia psychicznego. Matka całe dzieciństwo terroryzowała mnie psychicznie, nazywała grubą porażką rodzicielską. Ojciec - linia partyjna - był agresywny w swoich prawicowych poglądach, bałam się go.
Mam w Polsce 12-letnią siostrę. Często rozmawiamy, wysyłamy sobie wiadomości. Kiedy w Polsce zaczął się strajk kobiet, wysłała mi screen z Librusa z zadaniem domowym na religię. Miała napisać wypracowanie na temat: "Czemu aborcja jest zła". Na religię. Nie mieści mi się to w głowie!
Zaczęła pisać. Podpowiedziałam jej, żeby napisała jak antykoncepcja i edukacja seksualna zmniejszają liczbę aborcji i niechcianych ciąż. Nie napisała. Uznała, że dostałaby jedynkę, miałaby problemy w szkole, a i tak nie ma lekko. Ksiądz jej dokucza, gdy ma coś do powiedzenia w czasie lekcji, każe jej siedzieć cicho. Gdy kiedyś wypowiedziała się na temat praw LGBT, to inne dzieci ją zwyzywały, zniszczyły jej kurtkę. W takim miasteczku każdy myśli tak samo. Musi. Nie ma mowy o odstępstwie. Mieszkańcy potrafią zniszczyć życie rodzinom, które w jakiś sposób różnią się od innych. Dlatego rodzice bardzo siostrę dociskają, żeby nie odstawała. Bo to wstyd odstawać. Wspieram ją jak mogę, chcemy, żeby przetrwała do liceum, a potem uciekła do Anglii, do mnie.
Wielokrotnie odwiedzała mnie w Anglii. Czasem, gdy przysłuchiwałam się jej rozmowom z moją 8-letnią córką, okazywało się, że ta młodsza wie więcej o dojrzewaniu, miesiączkowaniu i seksie, niż ta starsza z Polski. U niej w szkole i w domu takich tematów nie wolno poruszać. Moja córka zdaje sobie sprawę z różnych orientacji i z różnych tożsamości płciowych. Bardzo jej było przykro gdy usłyszała kiedyś od dziadka obraźliwe słowa na temat innych wyznań i kolorów skóry.
Wspieram strajk kobiet w Polsce, zmobilizowałam do tego ludzi z pracy, kilka dziewczyn wpłaciło pieniądze na Aborcyjny Dream Team. Wiem, jakie to ważne, mi samej kiedyś pomogły Kobiety na falach. Moja córka zrobiła plakat na strajk kobiet, powiesiła go w oknie.
Przez to, że popieramy prawo wyboru, rodzice teraz robią ze mnie złą matkę. Zaszłam w ciążę bardzo młodo, urodziłam. A oni uważają, że skoro jestem za wyborem, to znaczy, że teraz chciałabym swoją córkę zabić. Jestem najgorsza, podobnie jak reszta "zindoktrynowanych idiotów z ss-mańskimi błyskawicami". Uważają, że mam zły wpływ na siostrę, pewnie już nie puszczą jej do mnie na wakacje, bo twierdzą, że ją buntuję i ciągnę na brudny, zepsuty Zachód.
Jest mi bardzo przykro, bo widzę, jak w ostatnich latach ludzie się zmienili. Dawniej owszem, były między nami spory o politykę, ale obecna sytuacja doprowadza do rozpadów rodzin, rodzice wypierają się dzieci, rodzeństwo zrywa ze sobą kontakt, wieloletni przyjaciele zaczynają się nienawidzić, z wujostwem nie da się już rozmawiać, a dziadek czy babcia krzyczą, że będą używać obelżywych słów, bo takie ich prawo. Nie może być tak, że polityka stała się ważniejsza niż więzy rodzinne i międzyludzkie...
Z poważaniem,
Julia
P.S. Nie podpiszę się nazwiskiem. Nie dlatego, że się boję lub wstydzę. Gdybym to zrobiła, rodzice już nigdy nie pozwoliliby mi się spotkać z siostrą.