Polska mama z Turcji: Poród rodzinny? Do pewnych spraw nie miesza się tu mężczyzn

Agata od 15 lat mieszka w Turcji. Mimo że bardzo dobrze zna ten kraj i jego kulturę, gdy zaszła w ciążę, sporo rzeczy ją zaskoczyło. "Jako wykształcona Europejka, wybierając poród naturalny, w rodzinie męża zyskałam miano bohaterki" - wspomina.

Agata mieszka w Turcji mniej więcej od 15 lat. Tu poznała swojego męża - Bekira, pobrali się trzy lata temu. Ponad dwa i pół roku temu na świat przyszedł ich synek - Arda. Mieszkają w Alanyi na Riwierze Tureckiej i spodziewają się drugiego dziecka. Agata zajmuje się turystyką, była pilotką wycieczek, rezydentką, a teraz prowadzi z mężem biuro podróży. 

Nie bałaś się przeprowadzki do Turcji? To duża różnica kulturowa...  

U mnie ta przeprowadzka nawet nie wiadomo kiedy na dobrą sprawę nastąpiła. Ponieważ pracowałam w Turcji jeszcze zanim poznałam męża, spędziłam w tym kraju wiele czasu także jako singielka. Podróżowałam, poznawałam ludzi, język, obyczaje... Turcja stała się moją wielką pasją. Jako rezydentka, pilotka i blogerka czułam się też w obowiązku poszerzać swoją wiedzę o Turkach, ich religii, historii kraju, popkulturze. Interesowało mnie dosłownie wszystko. Dlatego właśnie nie potrafię wskazać momentu "przeprowadzki" do Turcji i zadomowienia się tu. Wszystko odbywało się jakoś stopniowo, "bezboleśnie". 

Turecka miłość do dzieci to fakt? 

Tak. Turcy kochają dzieci. Każdy chciałby mieć ich dużo i najlepiej jak najszybciej po znalezieniu odpowiedniego partnera i ożenku. Przynajmniej do niedawna tak było. Dlatego ja, zachodząc w ciążę w wieku 37 lat, czułam się trochę jak ewenement. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że Turczynki także coraz później decydują się na dzieci. Dziś spotykam tu coraz więcej kobiet, które otwarcie mówią o tym, że w ogóle nie chcą ich mieć.

Czy ciężarne kobiety mają tu jakąś taryfę ulgową?

Nie zauważyłam, a miałam porównanie, bo w ciąży spędziłam także trochę czasu w Polsce. Nie przepuszczano mnie jakoś specjalnie w kolejkach, miałam wrażenie, że nikt nie traktował mnie jak kogoś wyjątkowego. 

Agata mieszka w Turcji mniej więcej od 15 lat.
Agata mieszka w Turcji mniej więcej od 15 lat. Archiwum prywatne

A jak w Turcji wygląda opieka medyczna dla przyszłych mam?

Opieka medyczna jest na bardzo wysokim poziomie, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Właśnie dlatego zdecydowałam się rodzić w Turcji, a nie w Polsce. Przez całą ciążę mój stan zdrowia monitorował nie tylko lekarz ginekolog, lecz także pielęgniarki z publicznej przychodni zdrowia. Dzwoniły, przypominały o kontrolach. Udzielano mi porad dietetycznych, badano krew. Przez całą ciążę dostawałam nawet witaminy za darmo. W Turcji istnieje wymóg szczepienia na tężec w czasie ciąży. To prawdopodobnie pozostałość po czasach, kiedy Turczynki rodziły na wsiach, w kiepskich warunkach, bez zachowania należytej higieny. Nikt mi jednak nie robił problemu, kiedy z tego szczepienia postanowiłam zrezygnować. 

Co z samym porodem?

Zaskoczyła mnie duża liczba cięć cesarskich na życzenie. W ten sposób rodzi 54 proc. Turczynek, a w szpitalach prywatnych aż 90 proc. Jest to związane z bardzo dużym tabu dotyczącym przygotowań do porodu naturalnego, pracy nad mięśniami dna miednicy itp. Kobiety wolą uniknąć myślenia i mówienia o swoich miejscach intymnych, o zmianach, jakie zachodzą w ich ciele. Na pewno boją się także bólu. Szkoła rodzenia i doula to "instytucje", które stosunkowo niedawno się w Turcji pojawiły. Poza tym utarło się tu, że naturalnie rodzą wieśniaczki i kobiety niewykształcone. Ja jako wykształcona Europejka, wybierając poród naturalny, w rodzinie męża zyskałam niemalże miano bohaterki. Otaczała mnie mieszanka zdziwienia i szacunku. 

Ile trwa pobyt w szpitalu? 

Bardzo krótko. Wyszłam do domu 12 godzin po tym, jak na świecie pojawił się mój synek. W przypadku cięcia cesarskiego zostaje się najczęściej dzień dłużej. Po porodzie nie ma wizyt domowych położnej. Kobiecie pomagają i doradzają inne kobiety z rodziny. Szpitale są w Turcji bardzo komfortowe, zarówno te publiczne, jak i prywatne. Lista rzeczy do zabrania? Nie ma czegoś takiego. Wszystko, co potrzebne matce i dziecku, dostaje się na miejscu. No może poza pieluchami i ubrankami. Standardem są jednoosobowe pokoje. Mąż czy inna bliska osoba może zostać na noc w pokoju rodzącej i przespać się na kanapie, w każdym pokoju taka jest.

Coś szczególnie zaskoczyło cię tu jako mamę?

Powszechne są tłumne odwiedziny po porodzie, także te niezapowiadane. Wynika to z przekonania, że przez całe 40 dni połogu kobieta nie powinna zostawać ani na chwilę sama. Myślę, że to taki sposób ochrony przed depresją poporodową. Zaskoczyło mnie też dekorowanie pokoju i samych drzwi do pokoju rodzącej: balony, sztuczne kwiaty, pluszowe misie, imię dziecka wypisane fantazyjną czcionką. Podobnie jest z drzwiami mieszkania lub domu świeżo upieczonych rodziców. Kobieta jeszcze w szpitalu zakłada specjalną, bardzo strojną koszulę nocną lub szlafroczek do przyjmowania gości. Jej kokarda we włosach i klapki muszą pasować do kocyka lub ubranka dziecka. Bardzo popularne są tu poporodowe sesje zdjęciowe na Instagrama, zwykle są poprzedzone wizytą fryzjera i makijażystki. Czasem to wszystko odbywa się jeszcze w szpitalu.

Czy w Turcji panują jakieś szczególne zasady i przesądy związane z porodem i połogiem?

Całkiem sporo. Podczas połogu, w trosce o dziecko, matce zabrania się wielu rzeczy. Nie wolno jej jeść zimnych, gorących, ostrych i kwaśnych pokarmów, bo to źle wpływa na jakość mleka. W tym czasie nie powinna także wychodzić z dzieckiem z domu. Brzmi dziwnie, szczególnie kiedy pogoda za oknem jest piękna, ale faktycznie wciąż wiele kobiet tego przestrzega. Uzasadnia się to ewentualnym nazarem, czyli nieszczęściem, chorobą, które mogłyby spaść na noworodka. 

Ciekawe są obyczaje związane z zakończeniem połogu. Dla Turczynek to kolejna okazja do udekorowania domu, dziecięcego pokoju, wystrojenia siebie i maleństwa, zaproszenia gości. Najważniejsza jest jednak poprzedzająca to wydarzenie kąpiel dziecka. Do wanienki wkłada się różne przedmioty, które mają wpływ na los maleństwa, np. płatki róży, dzięki którym będzie pięknie pachniało, klucz - aby z łatwością otwierało wszystkie drzwi, ziarna ryżu lub pieniądze - aby nie dosięgła go bieda, słodycze - aby jego życie było słodkie itp. Zakończenie 40-dniowego połogu to także czas, kiedy można nareszcie wyjść z domu z dzieckiem albo opublikować jego zdjęcia w mediach społecznościowych. Wcześniej wiele osób tego nie robi właśnie ze strachu przed nazarem.

Arda mwi po polsku i turecku, rodzice bardzo dbają o jego dwujęzyczność.
Arda mwi po polsku i turecku, rodzice bardzo dbają o jego dwujęzyczność. Archiwum prywatne

A co z porodami rodzinnymi?

Porody rodzinne są tu mało popularne. Mężczyźni z reguły nie chcą w nich uczestniczyć, a i kobiety rzadko ich o to proszą. Do pewnych spraw po prostu "nie miesza się" tu mężczyzn. Tatę można jedynie poprosić o uroczyste przecięcie pępowiny, ale nie każdy tego chce.

Turczynki karmią piersią czy wybierają butelkę?

W Turcji kładzie się bardzo duży nacisk na karmienie piersią przez pierwsze dwa lata życia dziecka. Nie ma doradców laktacyjnych, kobiety pomagają sobie nawzajem, istnieje więc sporo szkodliwych zabobonów dotyczących karmienia piersią. Na przykład mama powinna się ciepło ubierać (nawet gdy panują upały), bo inaczej jej mleko będzie za chłodne, przez co dziecku będą dokuczać kolki.

Czy twój synek chodzi do przedszkola?

Arda od niedawna chodzi do tureckiego żłobka. Przedszkola w Turcji są bezpłatne dla dzieci od trzeciego roku życia, w wymiarze trzech-czterech godzin dziennie. Żłobki z kolei są płatne. 

Mówi po polsku?

Tak. Wciąż jest to jego pierwszy język, chociaż z tureckim też coraz lepiej sobie radzi. Ja mówię do niego wyłącznie po polsku, tata po turecku i nie wyobrażamy sobie, aby było inaczej. Jest przecież tak samo Polakiem, jak i Turkiem, ma rodzinę w obu krajach. Chcemy, aby oba te miejsca były dla niego domem.

Agata niebawem powita na świecie swoje drugie dziecko.
Agata niebawem powita na świecie swoje drugie dziecko. Archiwum prywatne

Jak w Turcji radzicie sobie z epidemią? 

Liczba zachorowań rośnie, ale wciąż żyje się u nas normalnie. Jest obowiązek noszenia maseczek, do którego Turcy stosują się w obawie przed karą grzywny (ok. 500 zł). Szkoły od września powoli uruchamiają normalne nauczanie dla kolejnych roczników. Klasy są dzielone na grupy, zajęcia nie odbywają się codziennie, część lekcji jest prowadzona zdalnie. Społeczeństwo tureckie jest na pewno spokojniejsze niż polskie. Wszystko dzięki sprawnie działającej służbie zdrowia. Do lekarzy przez cały okres pandemii można dostać się bez kolejek, z dnia na dzień, zarówno na zwykłe, jak i specjalistyczne badania. W codziennych raportach Ministerstwo Zdrowia przekazuje informacje dotyczące liczby nowych zachorowań i przeprowadzonych testów, a także obłożenia szpitali czy wykorzystania aparatury na intensywnej terapii. Maseczki są bardzo tanie (kosztują maksymalnie kilkadziesiąt groszy). W muzułmańskiej i tureckiej tradycji duży nacisk kładzie się na dbałość o higienę. Wszyscy często myją ręce, a popularna woda kolońska (z 80 proc. alkoholu), którą tutaj wita się gości w domu, restauracji albo przemywa ręce po posiłku to najlepszy odkażacz, nie tylko w czasach pandemii.

Agata jest autorką bloga Tur-tur: Polka w Turcji, youtuberką i współautorką książki "Turcja. Półprzewodnik obyczajowy".

Zobacz wideo
Więcej o: