Kasia, tęczowa mama Franka i Bartka: Jestem w piątej ciąży, a mam dwoje dzieci

"Jestem bardzo wdzięczna Bogu za doświadczenie straty, bo ono nauczyło mnie, żeby nie brać wszystkiego za pewnik, ale być wdzięczną za wszystko, co przychodzi" - twierdzi Kasia.

Mama to ktoś, kto trwa przy dziecku niezależnie od tego, co przyniesie los. To ktoś, kto potrafi łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe - czasem takie, które wydają się niemożliwe do połączenia. To ktoś, kto w trudnej sytuacji potrafi znaleźć drogę wyjścia, a przynajmniej walczy do końca, żeby tę drogę odszukać. Dlatego to właśnie matkom i ich sile poświęcamy nasz cykl artykułów pod hasłem "Mamy moc".

Wiosną tego roku Justyna Niwińska, fotografka specjalizująca się w sesjach rodzinnych, zrealizowała wzruszający projekt poświęcony tęczowym dzieciom i ich mamom. Tak nazywamy kobiety, które wcześniej straciły ciążę i dzieci, które urodziły się już po tym bolesnym wydarzeniu. Fotografka wysłuchała historii kilku kobiet, które zdecydowały się wraz ze swoimi pociechami stanąć przed jej obiektywem i o tym opowiedzieć. Jedną z tych kobiet jest Kasia Z. 

'Gdy Franek skończył pół roku, okazało się, że jestem w kolejnej ciąży.''Gdy Franek skończył pół roku, okazało się, że jestem w kolejnej ciąży.' Fot. Justyna Niwińska/janiwinska fotografia

Sielanka trwała trzy tygodnie

Pobrali się młodo, Kasia miała 21 lat, jej mąż 22. Od razu zaczęli starać się o dziecko. Czekali ponad rok, zanim zobaczyli pozytywny wynik testu. - Obdzwoniliśmy rodzinę, umówiłam się do lekarza, policzyłam przewidywany termin porodu – 1 maja! – w moje urodziny! Cudowna wiadomość! Czułam się, jakbym dostała najlepszy prezent - wspomina Kasia. 

Ta sielanka nie trwała jednak zbyt długo. Dokładnie trzy tygodnie. Tyle czasu Kasia mogła się cieszyć świadomością, że wkrótce zostanie mamą. - 13 września 2016 r. zaczęłam krwawić, pojechaliśmy do szpitala. Zgłosiłam się na izbę. Po jakichś dwóch godzinach czekania położna zawołała mnie do gabinetu. Kazali położyć się na fotelu, zaczęli badanie i wtedy zaczęłam naprawdę ronić - dodaje Kasia. Bardzo płakała, bo wiedziała, że traci ważną część swojego życia. Starsza położna trzymała ją za rękę i pocieszała.

Dwa miesiące później Kasia znów była w ciąży. Urodziła synka - Franciszka. - Bardzo się cieszyłam, ale byłam też pełna obaw. Odetchnęłam, kiedy na badaniu USG zobaczyłam bijące serce, ale bałam się do końca ciąży - dodaje tęczowa mama. 

'Byłam - i do dziś jestem - bardzo wdzięczna Bogu za doświadczenie straty, bo ono nauczyło mnie, żeby nie brać wszystkiego za pewnik.''Byłam - i do dziś jestem - bardzo wdzięczna Bogu za doświadczenie straty, bo ono nauczyło mnie, żeby nie brać wszystkiego za pewnik.' Fot. Justyna Niwińska/janiwinska fotografia

W tamtym czasie coś się w Kasi zmieniło. Nie traktowała już ciąży jak sukcesu, a dziecka jako naturalnego następstwa miłości rodziców. Zrozumiała, że dziecko nie jest jej własnością, czymś, co jej się należy, a darem. - Byłam – i do dziś jestem – bardzo wdzięczna Bogu za doświadczenie straty, bo ono nauczyło mnie, żeby nie brać wszystkiego za pewnik, ale być wdzięczną za wszystko, co przychodzi - zapewnia Kasia. 

Gdy była w kolejnej ciąży, bała się reakcji otoczenia

Kiedy Franek skończył sześć miesięcy, okazało się, że Kasia znów jest w ciąży. Tym razem się nie bała, w końcu poprzednia ciąża przebiegła poprawnie i zakończyła się narodzinami zdrowego dziecka. Kobieta bała się czegoś innego - reakcji otoczenia. - Usłyszałam wtedy sporo przykrych słów. Że za szybko, że dlaczego nie uważamy, że jesteśmy nieodpowiedzialni, że przecież Franek taki malutki - wspomina Kasia. Trzy tygodnie później zaczęła krwawić. Historia się powtórzyła: poronienie samoistne. Tym razem przyjęła to spokojniej. 

'Czułam, jakbym kogoś straciła, kogoś bardzo ważnego, ale nie czułam pustki.''Czułam, jakbym kogoś straciła, kogoś bardzo ważnego, ale nie czułam pustki.' Fot. Justyna Niwińska/janiwinska fotografia

- Wiedziałam, że z pierwszej straty Pan Bóg wyprowadził dobro, nauczył mnie szanować każde życie i każde dziecko traktować jako dar. Wiedziałam, że i tym razem tak będzie - twierdzi. Sześć tygodni po drugim poronieniu poszła na kontrolne USG. Lekarz przyłożył głowicę i zobaczył pęcherzyk ciążowy, na oko trzytygodniowy. Jeszcze bez akcji serca, ale był. Razem z mężem nie posiadali się z radości. Urodził im się drugi syn - Bartek. 

Która ciąża? Piąta

Dziś synowie Kasi mają trzy lata i półtora roku, a ona znów jest w ciąży. - Kolejny raz muszę odpowiadać na pytania lekarzy, zadawane zupełnie rutynowo:
- Która ciąża? 
- Piąta
- Piąta?! 

I każdemu musi to od nowa wyjaśniać, tłumaczyć, przedstawiać chronologię zdarzeń. Ale nie czuje już bólu. - Czuję wdzięczność do Boga za moją historię, za dar każdego z moich dzieci, bo bez nich i bez tych wszystkich doświadczeń nie byłabym dziś tym, kim jestem - kończy swoją historię Kasia.

Zobacz wideo Jak dbać o bezpieczeństwo dziecka podczas ciąży?
Więcej o:
Copyright © Agora SA