• Link został skopiowany

Mama niepełnosprawnego chłopca: To rodzice muszą nieść ciężar przez całe życie, nie państwo

Agnieszka Jóźwicka, mama niepełnosprawnego Olka podkreśla, że nigdy nie żałowała, że urodziła syna. Nie ukrywa jednak, że jest oburzona wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Opisała na Facebooku, jak dużym wysiłkiem jest opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem i jakie koszty z nią związane muszą ponosić rodzice. - U nas w pięć lat "stuknęło" ponad pół miliona złotych - wyznała.
Rodzice niepełnosprawnych dzieci o wyroku TK
Beenicebeelove

Decyzja o zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce wywołała oburzenie wśród obywateli kraju. Kobiety wychodzą na ulice i protestują. Agnieszka Jóźwicka, mama niepełnosprawnego dziecka, także postanowiła przedstawić swoje zdanie na temat wyroku TK ws. aborcji i opisała na Facebooku, jakie są konsekwencje dotychczasowych decyzji polskiego rządu. Na wstępie podkreśliła, dlaczego "pozwoliła sobie" na wyrażenie opinii. 

- Jestem matką. I to matką niepełnosprawnego dziecka. Osobą, która z tego powodu zmieniła swoje życie pięć lat temu o 180 stopni. Człowiekiem, który od 12. tygodnia ciąży leżał na Oddziale Terapii Wad Płodu. Kobietą, która przez kilka miesięcy czuwała przy swoim dziecku na OIOM-ie Terapii Wad Wrodzonych Noworodków i Niemowląt. Jestem opiekunką swojego niepełnosprawnego syna przez 24 godziny na dobę. Tym samym jestem jego lekarką, pielęgniarką, nauczycielką i rehabilitantką - wyjaśniła. 

"To rodzice muszą nieść ciężar przez całe życie"

Czy żałowałam kiedykolwiek, że mój syn pojawił się w mojej rodzinie? Nigdy. Przenigdy! Ale te pięć lat dało mi tak w kość, że mogłabym tym obdzielić wszystkich Rządzących, Trybunał Konstytucyjny i jaśnie nam panującego Jarosława

- napisała. - Mam szczęście, że syn mimo niepełnosprawności żyje i miejmy nadzieję, długo żyć będzie - dodała Agnieszka. Podkreśliła, że cieszy się z tego, że jej dziecko jest w kontakcie i jest "dzieckiem rokującym" i kobieta może liczyć na wsparcie rodziny. Nie każdy ma to szczęście.

A co jeśli bym tego wszystkiego nie miała? (...) Najważniejsze, by urodzić. A potem? A potem to już nie płód, a dziecko. A dziecko należy nie do państwa, tylko do rodziców. I to oni muszą nieść ciężar przez całe życie. Życie dziecka i swoje

- napisała na Facebooku Agnieszka Jóźwicka.

"Polski rząd, zamiast zakazywać aborcji, powinien skupić się na pomocy rodzicom niepełnosprawnych dzieci"

Mama niepełnosprawnego chłopca zasugerowała, że "państwo, zamiast zakazywać aborcji dzieci, które nie będą lekko niepełnosprawne, ale bardzo ciężko i z prawie stuprocentową pewnością umrą, zastanowić się nad tym, jak można najpierw pomóc ich przyszłym rodzicom". Napisała, że rząd mógłby wesprzeć ośrodki opieki paliatywnej albo zorganizować pomoc psychologiczną dla przyszłych rodziców niepełnosprawnych dzieci. Wspomniała o tym, jak ona się czuła, gdy dowiedziała się, że dziecko może umrzeć zaraz po porodzie.

To nie był płacz. To była histeria. Po wielu prośbach wezwano na oddział panią psycholog. Panią psycholog pracującą w jednym z dwóch największych szpitali w Polsce zajmujących się chorymi dziećmi. Panią teoretycznie doświadczoną, ale chyba to doświadczenie jej się zmieniło w znieczulicę

- opisała. - Bo na mój lament, że moje ukochane dziecko, o które całą ciążę walczę, przechodząc masę operacji prenatalnych i tak umrze, odpowiedziała tylko bez cienia współczucia w głosie: No niestety, tak na tym świecie już jest. Gdyby wszyscy przeżywali, to byśmy na tym świecie się nie pomieścili - wspomniała.

"U nas w pięć lat 'stuknęło' ponad pół miliona złotych"

Agnieszka Jóźwicka napisała też o tym, że rodzice ponoszą ogromne koszty opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem. 

U nas w pięć lat "stuknęło" ponad pół miliona złotych. Nie na markowe ciuchy, wytworne jedzenie i eko zabawki z drewna za 1000 zł. Na leki, lekarzy, badania, rehabilitację i sprzęty rehabilitacyjne

- wyznała Agnieszka Jóźwicka. Podkreśliła, że jej rodzina nie dostała pieniędzy od państwa.

To nasze ciężko zarobione pieniądze, oszczędności całej rodziny i wsparcie darczyńców. Wsparcie, o które muszę prosić codziennie, chować dumę w kieszeń i żebrać. Tak, żebrać. Wiecie, jakie to jest uwłaczające?

- opisała. Podkreśliła, że niektórzy rodzice są w dużo trudniejszej sytuacji, niż ona. - Zbierają setki tysięcy, a nawet miliony na operacje, właśnie te ratujące życie.

Wtedy już życie tych dzieci dla państwa nie jest ważne. Nie jest ważne, że cierpią. Nie jest ważne, że umierają, bo rodzice nie zdążyli zebrać miliona czy pięciu na operacje. Nie. Ważne, by się urodziło. A potem się martw człowieku, bo chciałeś mieć dziecko, więc to twój problem.

- "Widzicie ten absurd?! Więc może najpierw rządzący niech zrobią wszystko, by pomóc tym, którzy już na tym świecie są i codziennie zmagają się z chorobą. Potem niech się wezmą za tych, którzy na ten świat mają przyjść i zapewnią im i ich rodzinom maksymalne możliwe wsparcie. A potem niech rozpatrują, co rodzicom wolno, a czego nie. A jeśli mają wątpliwość, niech się przejdą na oddział Terapii Wad Płodu i Terapii Wad Noworodków i Niemowląt. I powiedzą w twarz przyszłym matkom, jaką obecnie mają dla nich ofertę pomocy. I materialnej, i psychologicznej" - napisała oburzona mama. 

Więcej o: