"Cesarka to nie poród, a wydobyciny" - matki lepszej i gorszej kategorii

- Rozcięcie człowieka na pół, wyszarpanie z niego dziecka (to nie wygląda tak lekko, łatwo i przyjemnie jak na filmach), zaszycie. Po 8-10 godzinach hop na nogi i już musiałam się opiekować noworodkiem. Jeśli to nie oznacza, że urodziłam, to co? - zastanawia się Marlena, która po wielu godzinach skurczy, które odbierały jej siłę, decyzją lekarza wydała dziecko na świat przez cesarskie cięcie.

Fora internetowe dla mam to skarbnice wiedzy, gdzie szybko można zasięgnąć porad osób bardziej doświadczonych i miejsca, gdzie można liczyć na wsparcie i zrozumienie innych kobiet w podobnej sytuacji. Ale nie tylko. Takie fora to także często istne pola walki, gdzie poniekąd anonimowo i bezkarnie można wylać swoją frustrację na przypadkową osobę. Niestety. Ulubione tematy? Na pierwszym miejscu karmienie piersią vs. butelką, na kolejnych - m.in. szczepionki i znieczulenie w czasie porodu.

Co jakiś czas pojawia się także wątek "matek gorszej kategorii", czyli kobiet, które wydały dziecko na świat poprzez cesarskie cięcie. Gdy któraś z internautek porusza ten temat, na forum zaczyna wrzeć jak w ulu. Na jednym z nich czytamy: "Poród to poród, a cesarka to zabieg. Nie można mówić, że kobieta urodziła dziecko, jak miała cesarkę". Szczególne emocje wzbudziło także stwierdzenie: "A wasze dzieci nie mają urodzin, tylko obchodzą wydobyciny i nie ważcie się nazywać prawdziwymi matkami". Takie wpisy są niestety na porządku dziennym.

Moje krocze, moja sprawa

- "Wydawało mi się, że temat był już przemaglowany na wszystkie strony i dawno temu został wyczerpany. Jednak wciąż wraca w mediach, tych tradycyjnych i tych internetowych. Jak bumerang, a może raczej niczym uporczywy ból zęba (lub czego innego…)" - napisała Kaja Wolnicka, autorka popularnego bloga dla rodziców Moi-Mili.pl w poście zatytułowanym "Szóste wydobyciny mojego syna".

- To moja sprawa. Moje dziecko, mój brzuch, moje krocze. Nie mam zamiaru nikomu się tłumaczyć. Obelgi pod adresem kobiet rodzących przez cesarskie cięcie uważam za tak głupie, że aż absurdalne. Jednak mam świadomość, że nie po wszystkich one spływają. Że są kobiety, mamy, którym takie słowa zatruwają myśli i życie - dodaje autorka bloga.

To fakt. Szczególnie gdy chodzi o młode, niedoświadczone mamy, które dopiero powitały na świecie swoje dziecko. Są jeszcze zdezorientowane, zmęczone, próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości, często daje im się we znaki hormonalna burza. To właśnie one są najmniej odporne na krytykę i najbardziej narażone na internetowy hejt. - Kiedy wróciłam do domu z nowonarodzonym synkiem i szukałam na forach internetowych lub w dedykowanych rodzicom grupach na Facebooku różnych informacji dotyczących opieki nad noworodkiem, często trafiałam na niewybredne komentarze skierowane do matek, które urodziły przez cięcie cesarskie. Tak jak ja – wspomina Patrycja, mama dziś 6-letniego Daniela, fotografka z Warszawy.

- Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że takie sytuacje się zdarzają, może dlatego, że nigdy szczególnie nie interesował mnie temat CC. Myślałam, że urodzę naturalnie, los chciał inaczej. Nie mogłam się powstrzymać od czytania tego typu wpisów i dyskusji. Zalewałam się łzami, bo czułam się jak matka drugiej kategorii, która już na początku zawiodła swoje dziecko - dodaje.

Nie tylko na forum, ale i w realu

O ile forum internetowe zapewnia anonimowość, daje poczucie bezkarności, dzięki czemu ludziom łatwiej zachowywać się w tak bezwzględny sposób, krytykować i obrażać innych, o tyle w realu jest już nieco trudniej. Ale wcale nie oznacza to, że takie sytuacje się nie zdarzają. - Kiedy moja córeczka miała nieco ponad rok, zapisałam ją na zajęcia plastyki sensorycznej, które odbywały się w naszej osiedlowej kawiarni. Na pierwsze spotkanie przyszłam trochę wcześniej, żeby mała oswoiła się z nowym miejscem - opowiada Marlena, 31-letnia nauczycielka z Krakowa.

- Były tam już dwie dziewczyny z dziećmi w podobnym jak moje wieku. Akurat rozmawiały o bólu podczas porodu. Spytały, ile godzin rodziłam małą. Kiedy odpowiedziałam, że miałam cięcie cesarskie, parsknęły śmiechem, przewróciły oczami i spytały, dlaczego "poszłam na łatwiznę" - wspomina Marlena. - Stwierdziły, że w takim razie w ogóle nie można powiedzieć, że urodziłam dziecko - dodaje. - Nie? Po siedmiu godzinach porodu bez znieczulenia, kiedy niemal traciłam przytomność z bólu i zmęczenia i myślałam, że skurcze rozerwą mnie na pół, puls córeczki zaczął słabnąć i lekarz zdecydował, że natychmiast trzeba wykonać cesarskie cięcie. Rozcięcie człowieka na pół, wyszarpanie z niego dziecka (to nie wygląda tak lekko, łatwo i przyjemnie jak na filmach), zaszycie. Po 8-10 godzinach hop na nogi i już musiałam się opiekować noworodkiem. Jeśli to nie oznacza, że urodziłam, to co? - pyta zdenerwowana Marlena.

Po tym, co usłyszała, zrezygnowała z zajęć, wyszła z kawiarni  i postanowiła unikać tego typu miejsc. - Byłam wściekła i rozżalona. Całą drogę do domu płakałam. Dziś ta historia już mnie śmieszy, ale wtedy poczułam się koszmarnie - wspomina.

Przynajmniej organ do przyjemności ocalały!

- Kiedy moja córka była mała, spędzałam sporo czasu z koleżankami, które też miały dzieci. Trzymałam się z nimi, bo moje poprzednie towarzystwo było bezdzietne i problemy karmienia piersią, kupek, drzemek itd. były tam kompletnie abstrakcyjne i nudne - wspomina Julia, mama 9-letniej Hani. - Była wśród nas świeżo upieczona matka. Rodziła 15 godzin bez znieczulenia, a  dziecko było ogromne. Wyglądała, jak po zderzeniu z ciężarówką. Reszta dziewczyn traktowała ją jak bohaterkę. Kiedy w trakcie jakiejś rozmowy na ten temat stwierdziłam, że poród przez CC przynajmniej ratuje waginę, usłyszałam, że trudno mówić o porodzie, kiedy miało się cięcie cesarskie - wspomina Julia.

- Wiele razy spotykałam się z takimi komentarzami. Trochę mnie to bawiło, a trochę wkurzało - dodaje. Julia miała wywoływany poród. Bez rezultatu, więc lekarz podjął decyzję o cięciu cesarskim. - Hura! Organ do przyjemności ocalały! - ucieszyła się. Przestała się bać, bo poczuła, że ktoś przejmuje kontrolę nad jej porodem, lekarze nie zostawiają tego naturze, której ona kompletnie nie ufała. - Oczywiście, nawet po latach, gdzieś w środku mnie odzywa się czasem cichy głosik tego "babskiego grona wsparcia", który przypomina: "Nie udało ci się, byłaś za słaba, żeby urodzić jak nasze silne przodkinie i inne waleczne heroiny". Ale zasadniczo dziś mam to gdzieś - dodaje Julia.

Poród to poród, a cesarka to cesarka

- Mniej więcej pół roku po urodzeniu pierwszego dziecka (miałam cięcie cesarskie m.in. ze względu na pośladkowe ułożenie synka) stwierdziłam, że czas wrócić do aktywności fizycznej. Zapisałam się na zajęcia dla młodych mam, bo można było na nie zabierać dzieci. Kręgosłup wciąż koszmarnie mnie bolał, a brzuch wyglądał jak jeden wielki flak, więc miałam nadzieję, że te zajęcia to pierwszy krok na drodze do odzyskania formy - mówi Dagmara, mama 5-letniego Janka i 4-miesięcznego Franka. -

Przed rozpoczęciem zajęć instruktorka (jednocześnie fizjoterapeutka) spytała m.in. kiedy rodziłam i czy poród odbył się naturalnie, czy poprzez cięcie cesarskie, sprawdziła też, czy nie mam przypadkiem rozstępu mięśni prostych brzucha. Kiedy odpowiedziałam, że miałam cięcie cesarskie, jedna z dziewczyn przewróciła oczami i syknęła: "Poród to poród, a cesarka, to cesarka. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim". Jej komentarz zdenerwował instruktorkę. Ochrzaniła tę dziewczynę, a że mówiła przez mikrofon, dobrze słyszała ją cała grupa. Powiedziała, że na jej zajęciach obowiązuje kultura osobista, panuje miła atmosfera i jeśli komuś taka forma nie odpowiada, może w każdej chwili zrezygnować - opowiada Dagmara. Dziewczyna nie zrobiła tego, ale przez całe zajęcia wyglądała jak zbity pies. Dagmara wspomina, że było jej nawet szkoda tamtej. Na kolejnych zajęciach już się nie pojawiła. Cała ta sytuacja sprawiła, że mimo że później wielokrotnie słyszała lub czytała na forach internetowych tego typu komentarze, wcale się nimi nie przejmowała.

Siłami natury? Nie zawsze natura ma dość sił

Po lekturze tego typu stwierdzeń można odnieść wrażenie, że ich autorki nie są świadome faktu, że często taka operacja jest po prostu konieczna. A kobiety, które musiały być jej poddane, są przez nie traktowane jak rozkapryszone klientki salonu SPA, które z szerokiej oferty wybrały sobie najprzyjemniejszy zabieg. - Cięcie cesarskie jest operacją, która niesie ze sobą również ryzyko powikłań, jednak w wielu sytuacjach takie rozwiązanie ciąży jest niezbędne, zarówno ze względu na zdrowie i życie mamy, jak i jej dziecka - mówi dr n. med. Grzegorz Mrugacz, specjalista ds. leczenia niepłodności, dyrektor medyczny Kliniki Bocian.

- Wśród wskazań do wykonania cesarskiego cięcia należy wymienić nieprawidłowości w budowie miednicy pacjentki, które mogą uniemożliwić poród drogami natury. Cięcie wykonywane jest także w przypadku makrosomii płodu (zbyt duża masa w stosunku do wieku ciąży) i nieprawidłowo ułożonego dziecka, zwłaszcza skłania do tego miednicowe położenie płodu. Istnieje również duża grupa wskazań kardiologicznych, pulmonologicznych, a także psychiatrycznych, w tym tokofobia (lęk przed ciążą i porodem) - dodaje dr Mrugacz.

Poza tym nie wszystkie cięcia cesarskie są wcześniej planowane, czasem w trakcie porodu naturalnego pojawiają się sytuacje, które wymagają takiej interwencji. - Zdarza się to, szczególnie gdy mamy do czynienia z zaburzeniami tętna płodu, wypadnięciem pępowiny, czy też odklejeniem się łożyska. Warto przy tym wspomnieć, że samo cesarskie cięcie nie jest wskazaniem do wykonania tego zabiegu przy kolejnej ciąży, wiele zależy od tego jak wyglądają blizny po operacji, jaka jest masa płodu i ile minęło czasu od ostatniego porodu. Uznaje się, że po dwóch latach od cesarskiego cięcia można już próbować urodzić dziecko siłami natury, o ile oczywiście nie ma innych przeciwwskazań - dodaje lekarz.

Zobacz wideo Ginekolog: "Poród naturalny wymaga wcześniejszego przygotowania"
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.