• Link został skopiowany

"Moja dolna połowa jest polska". Jak się wychowuje dwujęzyczne dzieci?

Dzieci posługujące się dwoma językami zaczynają mówić później? Bzdura. Logopeda tłumaczy, skąd ten mit.
Edyta i Tom z dziećmi
archiwum prywatne rodziny

Pięciolatek władający biegle dwoma językami wciąż robi ogromne wrażenie, chociaż takich dzieci jest wokół nas coraz więcej. Ich wychowanie jednak wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Dzieci – owszem – uczą się błyskawicznie, bez wysiłku, ale za ich umiejętnościami lingwistycznymi często stoją starania rodziców, ich konsekwencja, upór, masa poświęconego czasu i energii. Pytani, czy warto, zgodnie odpowiadają, że tak.

Trochę polskiego, trochę niemieckiego

Marika i Ralf mieszkają w Kolonii. Marika się tutaj urodziła. Ona jest policjantką, on fotografem. Trzy lata temu na świat przyszedł Luke, a dziewięć miesięcy temu jego młodszy brat, Nick. Rodzice Mariki, wraz z jej starszym bratem Olkiem, przeprowadzili się do Niemiec z Kościerzyny w 1989 roku. Uważali, że za Odrą ich dzieci czeka lepsza przyszłość. W domu mówiono wyłącznie po polsku. Wszyscy mieszkają tu do dziś. - Ralf rozmawia z dziećmi po niemiecku, ja mówię do nich po polsku. Także poza domem, w towarzystwie znajomych czy na placu zabaw - mówi Marika. Jej rodzice mieszkają dwa domy dalej, widują się praktycznie codziennie. Oni także rozmawiają z wnukami po polsku. Raz lub dwa razy w tygodniu Marika spotyka się z polskojęzycznymi kuzynkami, które mają dzieci w podobnym wieku. Luke ogląda wyłącznie bajki po polsku. Kontaktu z polszczyzną u nich więc nie brakuje.

- Ralf niewiele rozumie po polsku, trochę się nauczył, gdy Luke był młodszy i w kółko powtarzaliśmy te same zdania: gdzie jest piesek, jak robi krowa, nie wolno! Zdarzały się jednak sytuacje, że mąż nie rozumiał, co Luke do niego mówi, o co go prosi. Synek bardzo się denerwował, bo nie wiedział, dlaczego tata nie spełnia jego prośby lub robi coś innego niż malec oczekuje. Gdy byłam w domu, ratowałam sytuację. Gdy mnie nie było, Ralf nagrywał to, co Luke mówił i sytuację ratował tłumacz Google. Zabawne jest to, że synek dopiero teraz zaczyna rozumieć, że rozmawiamy w domu w dwóch różnych językach. Czy zaczął mówić później niż jego rówieśnicy? Nie - dodaje Marika.

- Dzieci dwujęzyczne zaczynają mówić w tym samym czasie, co ich jednojęzyczni rówieśnicy. Różnica jest taka, że często mieszają języki. Mit, że dzieci dwujęzyczne zaczynają mówić później, wziął się z badań nad dwujęzycznością prowadzonych w latach 60. w USA, w jednej z meksykańskich dzielnic. Zauważono, że tamte dzieciaki zaczynały mówić później i mniej niż ich amerykańscy koledzy i wysnuto wniosek o późniejszej mowie, nie biorąc pod uwagę w ogóle tamtejszych warunków socjalno-bytowych, które były przyczyną owego opóźnienia. Rodzice pracowali od świtu do nocy, dzieci wychowywały się na ulicy, mało kto z nimi rozmawiał. Były pod tym względem zaniedbane - mówi Katarzyna Czyżycka, logopeda dzieci dwujęzycznych z Centrum Głoska.

Język za darmo, bez wysiłku

- Chociaż nasze dzieci są jeszcze małe, pracuję nad tym, żeby rozbudzić w nich potrzebę związku z Polską i językiem polskim. Mamy swoje ukochane miejsce nad Bałtykiem, Łebę i spędzamy tam sporo czasu z resztą rodziny. Myślę, że jeśli dzieci będą związane z takim miejscem, będą miały tam przyjaciół, to będzie dla nich dodatkowa motywacja do nauki języka polskiego. Czy się uda? Nie wiem, ale zamierzam być konsekwentna. Nie ukrywam, że dla mnie rozmowa w języku polskim jest trudniejsza niż po niemiecku. Moja polszczyzna nie jest tak idealna, jakbym sobie tego życzyła. Muszę być skupiona, wytężać pamięć, żeby przypominać sobie potrzebne zwroty czy słowa. Ale dzięki temu sama dużo się uczę. Przestałam się krępować mówić po polsku, nie przejmuję się tym, że brak mi znajomości niektórych słów, inne źle wymawiam, mam niemiecki akcent itd. Uważam, że tylko dzięki temu się nauczę. A jeśli sama się nauczę, nauczę też dzieci. Za darmo i bez wysiłku. Z ich strony oczywiście - żartuje Marika.

Poza doskonałą znajomością dwóch języków, co dziś jest przez większość rodziców traktowane jako doskonała inwestycja w przyszłość dzieci, korzyści z dwujęzyczności jest znacznie więcej.   - Dziecko ucząc się od małego dwóch języków, tylko zyskuje - żaden z języków nie jest obcy, oba są jego. Poza tym jego mózg jest inaczej rozwinięty niż u osób jednojęzycznych, co na przykład może skutkować większą kreatywnością, myśleniem abstrakcyjnym. A ponieważ język to system znaków i każdy tak naprawdę jest inny, to osoba dwujęzyczna zawsze patrzy na świat nieco inaczej niż jednojęzyczna, np. częściej umie znaleźć rozwiązania problemów - dodaje Katarzyna Czyżycka.

Wykopki w czasie lekcji

Ola jest tłumaczem przysięgłym języka węgierskiego, Mariusz – analitykiem. Poznali się studiując hungarystykę. Mama Oli była Polką, tata jest Węgrem, ona sama urodziła się w Budapeszcie, a do Polski przeprowadziła, kiedy była nastolatką. Mówiła, pisała i czytała w obu językach. Mimo to zdarzały się drobne nieporozumienia językowe. - Początkowo mieszkaliśmy na Podkarpaciu, więc zaskoczeniem było dla mnie wychodzenie na pole w trakcie przerwy, dopóki mama nie wyjaśniła, o co chodzi, byłam przerażona, bo myślałam, że dzieci chodzą w trakcie lekcji na wykopki - wspomina Ola. - Oba języki są dla mnie ważne, od zawsze. Nie mam akcentu w żadnym z nich - dodaje.

Ola i Mariusz mają dwóch synów, 14-letniego Janka i 11-letniego Ignacego. W domu używają równolegle dwóch języków. Mariusz rozmawia ze wszystkimi po polsku, Ola z kolei mówi do dzieci po węgiersku. Także wtedy, gdy są w towarzystwie. Zwraca się do nich po polsku jedynie, gdy są w grupie, a przekazywana informacja dotyczy też pozostałych osób. Poza tym chłopcy chodzą do weekendowej szkoły węgierskiej, w której pracą kieruje ich mama. - W zależności od okoliczności twierdzą, że z tego powodu mają pecha lub szczęście - żartuje Ola. 

Całkiem dobrze radzą sobie z czytaniem po węgiersku, mają bogate słownictwo, ale pisanie sprawia im już większe trudności. Janek czyta niemal nałogowo, ale pochłania raczej lektury w języku polskim. - Wiedziałam, że jeśli nie zacznę mówić do dzieci po węgiersku tuż po urodzeniu, jeszcze w szpitalu, to przepadnie. Pamiętam, że na sali poporodowej byłam postrzegana jako lekko stuknięta - mówi. W Polsce mieszka też mój tata, z którym dzieci są bardzo związane, jednak często muszę mu przypominać, żeby mówił do wnuków po węgiersku. Generalnie to jest problem mężczyzn. Z obserwacji znajomych wiem, że ojciec częściej się poddaje i w rozmowie z dziećmi przechodzi na język kraju, do którego się przeprowadził - dodaje Ola. Uważa, że każdy rodzic powinien mówić do dziecka w swoim ojczystym/matczynym języku, w tym, który zna od małego i którego używa bez akcentu. - Nawet, jeśli rodzice wracają późno z pracy i tylko kilka chwil spędzają z dzieckiem, zanim to pójdzie spać, warto z nim porozmawiać, opowiedzieć coś, zaśpiewać piosenkę, przeczytać coś w danym języku. Od początku, nawet jak maluch jeszcze nie rozumie. Melodia języka zostaje, niektóre rzeczy dziecko przyswoi intuicyjnie, innych trzeba nauczyć, ale jak załapie bakcyla, to będzie miało dodatkowy atut w kieszeni - twierdzi Ola.

Dwa języki, same korzyści

Edyta i Tom są lektorami języka angielskiego, poznali się w Irlandii, gdzie spędzili prawie siedem lat, a sześć lat temu przeprowadzili się do Polski. Maja, ich córka miała wtedy cztery lata, a synek Filip - pół roku. Dla Edyty było całkowicie oczywiste i naturalne, że będzie rozmawiać z dziećmi w swoim języku ojczystym. Po polsku zaczęła do nich mówić i śpiewać im, kiedy jeszcze były w brzuchu. Zwraca się do nich po angielsku tylko wtedy, kiedy jest z nimi Tom lub inne osoby anglojęzyczne. Od samego początku czytała im polskie bajki, słuchali razem audiobooków, oglądali bajki w polskiej telewizji, słuchali piosenek itd. Poza tym Maja i Filip mieli częsty kontakt z polskimi znajomymi rodziców, często rozmawiali z rodziną Edyty przez telefon i Skype’a.

- Najbardziej cieszy mnie, kiedy moje dzieci same odkrywają korzyści z dwujęzyczności, na przykład kiedy zorientowały się, że podczas wyszukiwania czegoś w Internecie, znajdują dużo więcej, gdy wpisują hasła po angielsku. Filip interesuje się grami typu Fortnite i bardzo cieszy go, że może oglądać filmiki na YouTube na ten temat po angielsku - mówi Edyta. - Maja ma dysleksję, więc w polskiej publicznej szkole, gdzie nauka języka obcego opiera się na pisaniu i gramatyce, jej przewaga nad rówieśnikami wcale nie jest taka oczywista. Sama pracuję jako lektor języka angielskiego i ubolewam nad sposobem nauczania języków obcych w szkołach. Tu kładzie się główny nacisk na pisownię i poprawność gramatyczną, zamiast na komunikację - dodaje.

O dwujęzyczność trzeba dbać

W Irlandii Edyta i Tom musieli dbać o polszczyznę swoich dzieci, teraz w Polsce jest odwrotnie – tu szlifują z nimi angielski. - O dwujęzyczność trzeba dbać. Jeden z języków jest zawsze dominujący, więc temu drugiemu trzeba celowo poświęcać więcej uwagi - mówi Edyta. - Trudno nam w Polsce znaleźć dobre zajęcia językowe dla dzieci, które nie będą typowym kursem języka angielskiego. Staramy się więc dbać o to we własnym zakresie, a z pomocą przychodzi Netflix, Internet i wakacje spędzone z dziadkami i kuzynami z Irlandii, które w tej chwili niestety zostały odwołane z powodu koronawirusa - dodaje. Kilka lat temu nawet sami kilka razy zorganizowali warsztaty kulinarne po angielsku, które prowadził Tom, zgodnie z metodą learning by doing.

W ten sposób Edyta i Tom starają się stworzyć dzieciom jak najlepsze warunki do nauki obu języków. Im przychodzi to bez problemu, z kolei Tomowi nauka języka polskiego idzie bardzo opornie. W pracy używa wyłącznie angielskiego, a ponieważ "językiem domu" jest angielski, to pozostaje mu niewiele okazji do ćwiczenia. - Mimo to nie poddaje się i jest uroczy, kiedy robi błędy albo np. tłumaczy na polski angielskie zwroty typu "my little chicken" jako "mój mały drób" - śmieje się Edyta. - Bardzo lubię wspominać różne zabawne sytuacje i stwierdzenia, które zdarzały się z powodu używania przez nas dwóch języków. Kiedyś je zapisywałam, żebyśmy po latach mogli się z nich wspólnie pośmiać. Na przykład Maja pytana kilka lat temu o to, czy jest Polką, czy Irlandką, odpowiadała: "jestem fifty-fifty, ale mój bottom half (po polsku: dolna połowa) jest polski" - dodaje.

Ile języków można nauczyć dziecko?

Wyobraźmy sobie rodzinę: Szwedka i Niemiec mają dwoje dzieci w wieku przedszkolnym, rozmawiają ze sobą w domu po angielsku, a każde z nich zwraca się do dzieci w swoim ojczystym języku. Oznacza to, że ich dzieci jednocześnie uczą się aż trzech języków. - To optymalna sytuacja: dwoje rodziców i dwa języki, dodatkowo dzieci nauczą się angielskiego przysłuchując ich rozmowom - mówi Katarzyna Czyżycka. - Przy czterech językach, gdyby np. ta rodzina mieszkała w Danii i ich dzieci chodziłyby do duńskiego przedszkola, można byłoby się zastanawiać, czy to nie zbyt dużo, ale trzy? Jak najbardziej ok - dodaje. Należy przy tym jednak pamiętać, że każde dziecko jest inne, każde ma nieco inne predyspozycje lingwistyczne, inne tempo nauki, możliwości zapamiętywania itd. W razie wątpliwości warto poradzić się logopedy.   - Dzieci dwujęzyczne miewają bardzo podobne problemy w tym zakresie, co ich monolingwalni rówieśnicy. Faktem jest jednak, że rodzice tych pierwszych częściej korzystają z pomocy logopedy, bo są po prostu bardziej wyczuleni na język. Niezależnie od tego, iloma językami posługuje się dziecko, istnieją sygnały, które świadczą, że konieczna jest pomoc logopedy, czyli np. w sytuacjach, gdy dziecko w wieku 6-7 miesięcy nie gaworzy, po skończeniu roku nie mówi przynajmniej trzech słów (przy czym pamiętajmy, że "hau hau", które oznacza psa też jest słowem), nie reaguje na swoje imię, ma problemy z jedzeniem, język wysuwa się przed zęby, a w wieku dwóch lat nie próbuje składać pierwszych malutkich zdań tupu "mama am" - mówi Katarzyna Czyżycka. - Pamiętajmy, że dziecku - oprócz skrzydeł - potrzebne są także korzenie. A nie ma lepszego sposobu poznawania jakiejkolwiek kultury niż poprzez język i zrozumienie w języku właśnie tego, co kultura do nas mówi - dodaje.

Katarzyna Czyżycka pracuje w Centrum Głoska,gdzie jest logopedą dzieci dwujęzycznych. Jest też nauczycielem języka polskiego jako drugiego oraz terapeutą dzieci niemówiących i dzieci z opóźnieniem w rozwoju mowy.