Tal miała przeczucie od razu, że to będzie dziewczynka. Ja z kolei myślałam, że to będzie chłopczyk. Płeć mniej jest ważna, najważniejsze, żeby dziecko było zdrowe. Każdy mówi, że lepiej, że dziewczynka, bo będzie grzeczniejsza. Czy ja wiem?
Dwa i pół miesiąca. Ale tutaj w Izraelu, ze względu na klimat, dzieci rodzą się często wcześniej. Zobaczymy. Na razie jeszcze mamy trochę czasu. Codziennie chodzimy z Tal na spacery, ona też ćwiczy pilates. Śmieje się, że całe życie jest na diecie i wreszcie może sobie poluzować, bo i tak jest... gruba. Przytyła więcej w trakcie przygotowań do ciąży, bo teraz tylko pięć kilo. Niestety stwierdzono u niej cukrzycę ciążową, więc zaczęła przestrzegać diety. To znaczy, ja tego bardziej pilnuję. Przed chwilą zrobiłam lody bez cukru. Dla ochłody, bo jest gorąco.
Sprzątam i dźwigam zakupy. Teraz też bardziej jej dogadzam, robię pedicure i manicure. Niech Tal poczuje się, jak księżniczka (śmiech). Obroniła niedawno pracę magisterską z inżynierii mechanicznej i tkankowej, ale, będąc w ciąży, nie może pracować w laboratorium, gdzie używane są groźne dla dziecka substancje. Po porodzie chce kontynuować naukę u profesora, który niedawno wydrukował sztuczne serce w 3D. Gdy ja wychodzę do pracy, Tal siedzi sama w domu. Trochę się jej nudzi. Ze względu na Covid-19 unikamy spotkań towarzyskich, bo w Izraelu jest "druga fala" i wzrost zachorowań. Dziecko jest dla nas najważniejsze.
Powiem ci, że moje ciało też myśli, że jestem w ciąży. Widzę, jak mi hormony buzują i nawet przytyłam. Rozmawiałyśmy ostatnio z doulą, które są tutaj bardzo popularne i ona zapytała mnie, czy ja też chcę karmić piersią? Powiedziałam, że muszę się zastanowić. Ale coraz bardziej czuję, że chciałabym. Pokarm albo wystąpi naturalnie, albo będę musiała stymulować laktację oksytocyną. Myślę, że karmienie to nie tylko karmienie, ale budowanie więzi z dzieckiem. Również dzielenie się obowiązkami i duża pomoc dla Tal, która wystarczy, że przeżyje ból porodu.
Procedurę zaczęłyśmy od inseminacji domacicznej (IUI), która jest jedną z metod sztucznego zapłodnienia. Zazwyczaj po trzech niepowodzenia przechodzi się do metody in vitro. U nas było pięć prób IUI z uwagi na to, że próbowałyśmy zajść w ciążę bez stymulacji lekami. Ten proces musi być udokumentowany, po to, aby ubezpieczalnia państwowa dopłaciła potem do metody in vitro. Niestety w naszym przypadku inseminacje domaciczne nie zakończyły się sukcesem. Następnym krokiem było in vitro i tutaj udało się nam już za pierwszym razem.
Rok. Pierwszym krokiem było zapisanie się do prywatnej kliniki, która zajmuje się w Izraelu procedurą sztucznego zapładniania i pośredniczy w dostępie do banku nasienia. Zabiegi in vitro czy leki stymulujące są tutaj częściowo refundowane. Można to robić w ramach ubezpieczenia, ale wtedy wydłuża się czas całego procesu i pakiet usług jest też nieco okrojony. Za zakup nasienia zawsze trzeba zapłacić z własnej kieszeni. Zdecydowałyśmy się na rozbudowany pakiet, na przykład z opieką jednego lekarza, dodatkowymi badaniami i miałyśmy też specjalne wymagania, co do dawcy. Musiałyśmy zapłacić 80 tysięcy szekli (1 szekiel to 1,09 zł).
Nie rozważałyśmy w ogóle dawców z Izraela. Głównie dlatego, że nie przechodzą oni badań genetycznych. Miałyśmy do wyboru dawców z Kanady, Stanów Zjednoczonych i Europy. Zdecydowałyśmy się na dawcę z Danii, dwadzieścia dawek po pięć mililitrów nasienia, podzielonych pod względem liczebności plemników - te 10-milionowe do in vitro, a te z 20-milionowe do inseminacji. Wzięłyśmy dużą dawkę, bo planujemy mieć czwórkę dzieci i to nasienie jest specjalnie przechowywane. Czeka zamrożone, Chciałybyśmy, aby Tal urodziła dwoje dzieci, a ja kolejnych dwoje. Ona jest pierwsza, bo jest starsza, ma już 36 lat, a ja mam 33 lata. Kiedy ona urodzi, zaczniemy się starać o moją ciążę.
Każdy z nich ma profil z informacjami i zdjęciami, nie tylko jak wygląda teraz, ale też jak wyglądał w dzieciństwie. Są też profile bez zdjęć, ale to u nas nie wchodziło w grę. Wiedziałyśmy, że szukamy wykształconego i wysokiego mężczyzny. Również z opcją skontaktowania się z nim w przyszłości. Jeśli dziecko będzie chciało poznać tatę, to ma taką możliwość i dlatego też to kosztuje więcej. Ten mężczyzna nie jest anonimowy. Rozmawiałyśmy o tym już z psychologiem, chcemy być przygotowane na taką ewentualność. W odpowiednim momencie również zapewnimy dziecku psychologiczną opiekę. Moją Tal kilkadziesiąt lat temu adoptowało małżeństwo heteroseksualne z Izraela. Urodziła się w Brazylii, ale nigdy nie chciała poznać swoich biologicznych rodziców. Nie wiemy, jaką decyzję podejmie nasza córka, ale wolałyśmy o to zadbać. Mogłyśmy zobaczyć drzewo genealogiczne dawcy, a także usłyszeć jego głos. Brzmiał bardzo sympatycznie. Wiemy, że jest muzykiem i kompozytorem, ma dwóch swoich synów i chce pomóc parom, które nie mogą mieć dzieci. Odniosłyśmy wrażenie, że to dobry człowiek. Jest blondynem w średnim wieku, ma niebieskie oczy i 191 cm wzrostu. Wyróżniał się na tle młodych studentów, którzy często chcą sobie tylko dorobić, sprzedając do banku swoje nasienie.
Nie wiemy, jakie geny przeważą, bo może brazylijskie Tal. W Izraelu rodzi się dużo takich jasnych dzieci w wyniku podobnej procedury do naszej. Znamy kilka homoseksualnych par w Tel Awiwie. Mężczyźni mają większy problem, bo muszą wynająć surogatkę i to najczęściej w Stanach Zjednoczonych, a za to trzeba zapłacić pół miliona szekli. Izraelskie prawo nie zezwala na wynajęcie surogatki w Izraelu. Popularne jest jeszcze inne rozwiązanie, tak zwany shared parenting (z ang. dzielenie się rodzicielstwem). Kiedy para gejów i lesbijek decydują się na to, aby mieć wspólne dzieci. Kobiety je rodzą, ale potem opiekują się nimi naprzemiennie z mężczyznami. Z takiego rozwiązania korzystają w Izraelu również pary heteroseksualne, single po czterdziestce, którzy nie zdążyli założyć rodzin, ale chciałyby mieć dziecko. Dla mnie jest to trochę kontrowersyjne, bo kiedy dzieci dorastają, to chyba jest niezłe zamieszanie. Dzieci krążą między dwoma domami, a w przypadku par homoseksualnych mają w sumie czterech rodziców. W naszym przypadku sytuacja jest prostsza.
W Izraelu są tylko śluby religijne, więc nie możemy się pobrać. Planowałyśmy wiosną wziąć ślub cywilny w Danii, ale pandemia stanęła nam na przeszkodzie. Funkcjonujemy formalnie jako związek partnerski bez ślubu. Po ślubie cywilnym za granicą będziemy uznane w Izraelu za parę małżeńską. O wiele łatwiej o uznanie małżeństwa czy rodzicielstwa w przypadku par homoseksualnych, jeśli obie osoby mają pochodzenie żydowskie. Jako Polka, mieszkająca tutaj od trzech lat dostaję co roku wizę partnerską, która pozwala mi na stały pobyt i pracę. Aby być formalnie rodzicem naszej córeczki, muszę mieć status rezydenta, a bez ślubu nie mam na razie szans, więc nie będę wpisana w papiery naszej córki jako rodzic. Trochę to skomplikowane, ale da się to rozwikłać w swoim czasie. Te procedury trwają. Za jakiś czas będę mogła ją formalnie adoptować naszą córkę, gdy zostaniemy już małżeństwem.
Nie, nawet nie chciałabym próbować. Początkowo zastanawiałyśmy się nad tym, czy w Polsce nie było taniej, ale wiem, że ludzie wytykaliby nas palcami. Polska nie jest gotowa na coś takiego gotowa. Gdy patrzę na "strefy wolne od LGBT", to chce mi się płakać.
To prawda. Byłam w Polsce w związku z dziewczyną, ale nigdy nie chodziłyśmy po ulicy za rękę. Ukrywałyśmy się. Tamten związek rozpadł się z kilku powodów. Choć skończyłam studia, to harowałam jak wół w markecie, a ona leżała całymi dniami w domu i oglądała telewizję. Lubiła też alkohol, po którym robiła się agresywna. Gdy poważnie zachorowałam, usłyszałam: "Nie masz się czym martwić, albo zrobią ci przeszczep, albo umrzesz". Nie czułam się kochana.
Znajoma poprosiła mnie, żebym pomogła jej w rozmowie z dziewczyną z Izraela, którą ona poznała w internecie. Nie znała angielskiego. Czułam się zawstydzona, bo znajoma była w tej rozmowie tak wulgarna, że nawet jej zwróciłam uwagę, że tak się nie rozmawia z kobietami. Nic z tej internetowej randki nie wyszło, ale my z Tal wpadłyśmy sobie w oko i zaczęłyśmy pisać do siebie. Gdy zachorowałam, to ona podtrzymywała mnie na duchu. Po raz pierwszy w realu spotkałyśmy się trzy lata temu. I po raz pierwszy też leciałam samolotem za granicę. Kiedy zobaczyłyśmy się na lotnisku w Tel Awiwie, to tak, jakbyśmy znały się od zawsze. Potem Tal przyleciała do Polski, potem ja znowu do niej, aż podjęłyśmy decyzję, że przeprowadzam się do Izraela. Pamiętam, jak jechałyśmy z Tal autobusem z mojego miasta na wschodzie Polski do Warszawy i ona przysnęła, kładąc głowę na moim ramieniu. Cały czas przyglądał nam się jeden z pasażerów, a gdy wysiadałyśmy już pod Pałacem Kultury, podszedł do mnie i powiedział: "Bóg cię kocha, nie idź tą drogą, dziewczyno, ty musisz mieć męża". W Izraelu nikt mnie w ten sposób nie zaczepia na ulicy. Tutaj odżyłam. Nie tylko planujemy się pobrać z Tal, ale za chwilę będziemy mieć dziecko. Jestem szczęśliwa.
Imiona na prośbę bohaterek zostały zmienione.