Mama, która prowadzi klub w Sopocie: Miałam wymówkę, żeby choć na chwilę uciec z roboty i powąchać swojego dzidziusia

Macierzyństwo, kariera, pasja oraz miłość. A może jeszcze więcej? Czy rzeczywiście to takie proste prowadzić restaurację i klub w Trójmieście, znaleźć czas dla siebie, rodziny i wychować synka? O tym wszystkim, i nie tylko, opowiada w naszym cyklu Mamy Moc Rita Aniołowska, DJ-ka, menadżerka restauracji i popularnego klubu w Trójmieście.

Mama to ktoś, kto trwa przy dziecku niezależnie od tego, co przyniesie los. To ktoś, kto potrafi łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe - czasem takie, które wydają się niemożliwe do połączenia. To ktoś, kto w trudnej sytuacji potrafi znaleźć drogę wyjścia, a przynajmniej walczy do końca, żeby tę drogę odszukać. Dlatego to właśnie matkom i ich sile poświęcamy nasz cykl artykułów pod hasłem "Mamy moc". 

Dagmara Mietek: Jak to się właściwie zaczęło? Jak zostałaś menadżerką najbardziej popularnych klubów w Trójmieście?

Rita Aniołowska: Nic nie przyszło z dnia na dzień. Aby znaleźć się tu, gdzie jestem, musiałam połączyć swoje, już na ten moment 15 lat doświadczenia w branży, począwszy od sprzątania brudnych toalet, poprzez pracę na barze, selekcji, a skończywszy na tym, co robię dziś. Na tej wyboistej drodze nie obyło się bez dzieła przypadku  - telefonu z propozycją pracy w odpowiednim dniu i o odpowiedniej porze.

Pokonałaś drogę najlepszą z możliwych – do wszystkiego doszłaś sama małymi krokami, zdobywając duże doświadczenie. Jednak prowadzenie klubu to nie jest praca na osiem godzin, od 9 do 17, tym bardziej, jeśli jest się mamą. Jak łączysz wychowywanie dziecka z pracą wieczorami i nocami?

To praca zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy. Za dnia trzeba przygotować i zaplanować wszystko, co ostatecznie dzieje się w godzinach nocnych. Felek jest przedszkolakiem, więc kwestia dziennej opieki rozwiązuje się sama, nocami natomiast jest z nim Paweł, czyli tata.

Rita Aniołowska z narzeczonym Pawłem i synkiem FelkiemRita Aniołowska z narzeczonym Pawłem i synkiem Felkiem prywatne archiwa, Instagram/ritaaniolowska

Domyślam się, że im Felek jest starszy, tym łatwiej łączyć pracę zawodową z macierzyństwem, ale jak było, gdy był malutki?

Felek za trzy miesiące skończy pięć lat. Każdy czas ma swoje plusy i ograniczenia. Początkowo moim największym ograniczeniem było karmienie go piersią, które ostatecznie chyba nie było tak uciążliwe, skoro trwało 2,5 roku. Mieszkałam wówczas dużo bliżej swojej pracy, dlatego często w ciągu nocy wracałam do domu na szybkie karmienie. Miałam problemy z odciągnięciem pokarmu, stąd takie wyjście z sytuacji. Przynajmniej miałam wymówkę, żeby choć na chwilę uciec z roboty i powąchać swojego dzidziusia. 

Dobry powód, żeby się wyrwać z pracy. Jak zatem dziecko wpłynęło na twój dotychczasowy rytm i styl życia?

Zdecydowanie go ustabilizowało. Wcześniej, im mniej miałam obowiązków, tym bardziej wydawało mi się, że nie mam na nic czasu. Teraz bez pewnego rytmu nie dałabym rady. To oczywiście nie oznacza życia zaplanowanego co do minuty. Moim życiem nadal rządzi chaos i po prostu trochę udało mi się go ujarzmić.

Wspomniałaś już wcześniej, że tata Felka, czyli twój partner, zajmuje się dzieckiem. A czy pomaga Ci także w prowadzeniu klubów?

Oczywiście, bardzo mi pomaga, jest dużym wsparciem. Felek ma oboje kochających rodziców, którzy mają co do niego takie same zobowiązania. Paweł to przede wszystkim pierwszy w moim życiu facet, przy którym czułam się na tyle pewnie i stabilnie, że mogłam się rozwijać, nie oglądając się przy tym ciągle za siebie. Jednak on sam działa w zupełnie innej branży, gdzie ja się nie szarogęszę i w drugą stronę jest tak samo. Wydaje mi się, że to zdrowe, aby każdy, poza wspólnym życiem miał swoją małą odskocznię.

Czy możecie liczyć na pomoc rodziny, przyjaciół? Macie nianię, wujka czy ciocię, którzy zostaną z Felkiem, gdy macie coś do załatwienia lub po prostu potrzebujecie czasu dla siebie? 

Jeśli chodzi o opiekę nad Felkiem, to jeśli bardzo jej potrzebujemy, zawsze się ktoś znajdzie, ale zazwyczaj jednak żonglujemy opieką między sobą. Ostatnio z pomocą mojej siostry udało nam nawet się pójść na dwie randki w ciągu dwóch tygodni. Jest to zdecydowanie niebywały sukces!

Rita AniołowskaRita Aniołowska Instagram/ritaaniolowska

Jak wyglądało twoje życie w czasie lockdownu? Lokale były pozamykane, Felek nie chodził do przedszkola, co wtedy robiłaś? Czy mimo pandemii wzywały służbowe obowiązki?

Media społecznościowe nigdy nie śpią i wbrew pozorom praca była jeszcze trudniejsza, bo trzeba było kleić coś z niczego. Jednak sam czas w domu, podczas lockdownu, wbrew pozorom był super. Felek rozumiał sytuację, nie było afer o wychodzenie z domu, mieliśmy sporo zabawy i fajnych momentów. Wyspałam się jak nigdy, miałam regularny i spokojny tryb życia.  Zrobiliśmy ogródek, który czekał na ten moment trzy lata. Na chwilę stanęliśmy w miejscu, żeby przyjrzeć się wszystkiemu, co nas otacza i to, co zobaczyłam, naprawdę bardzo mi się podobało. 

A potem wszystko zaczęło powoli budzić się do życia, ograniczenia zostały częściowo zniesione, restauracje i kluby zaczęły się otwierać. Jak wygląda rzeczywistość w biznesie gastronomicznym po otwarciu lokali? Czy z każdym kolejnym dniem przybywa klientów? 

Na ten moment nie możemy narzekać. Wszystko powoli idzie ku lepszemu i wierzymy, że w ciągu najbliższych tygodni będzie tylko lepiej. Trójmiasto przeżywa oblężenie, więc nasza perspektywa jest na pewno zgoła odmienna niż w mniej turystycznych miastach, w których imieniu nie mogę się wypowiadać. 

Na twoim profilu na Instagramie jest tak kolorowo i ciekawie, prowadzisz takie barwne życie, tak dużo się w nim dzieje. Wydaje się, że jesteś osobą bardzo szczęśliwą, masz cudowne życie, wspaniałą rodzinę, a Twoja praca to pasja. Na pewno jesteś inspiracją dla wielu ludzi. Powiedz mi, proszę, co daje ci moc?

To nie jest tak, że ciągle lecę rozpędzona na 100 procent. Aktualnie jest poniedziałek, godzina 11:30, odpowiadam na te pytania i leżę zakopana w kołdrze. Trochę trzyma mnie tu przeziębienie, a trochę pogoda. Wydaje mi się, że na to pytanie nie ma jednej słusznej odpowiedzi. To może być kwestia temperamentu, charakteru, zadowolenia z miejsca, w którym się jest, wsparcia rodziny, inspirujących przyjaciół i słońca na niebie. Najważniejsze, żeby się chciało każde "nie" zamieniać w "tak".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.