Siedmioro martwych dzieci urodziło się w szpitalu w Zimbabwe. Trwał tam strajk pielęgniarek

Osiem kobiet w ciąży przeszło cesarskie cięcie w szpitalu w Harare w Zimbabwe. Tylko jedna z mam urodziła żywe dziecko. "Można było temu zapobiec".

Tragiczne porody

W największym szpitalu w Harare w Zimbabwe z ośmiu ciężarnych kobiet tylko jedna urodziła żywe dziecko. Mamy urodziły poprzez cesarskie cięcie. 

Można było temu zapobiec

- stwierdził jeden z lekarzy szpitala, który wypowiedział się anonimowo. Lekarz dodał, że brakowało osób do monitorowania stanu matki w czasie zabiegu, dopiero kiedy była konieczna interwencja, ratowano matkę. Inny lekarz stwierdził, że szpitale publiczne w Zimbabwe są "dysfunkcyjne" i stały się "śmiertelną pułapką dla obywateli". Ja twierdzą pracownicy szpitala, ciężarne po porodzie spędzają wiele godzin, śpiąc na ławkach lub na podłodze. Powodem jest to, że mniejsze kliniki, które zazwyczaj przyjmują pacjentów, są zamknięte z powodu strajku. Przez to więcej pacjentów trafia do dużych szpitali.

Strajk w szpitalach w Zimbabwe

Stowarzyszenie Położników i Ginekologów Zimbabwe stwierdziło, że sytuacja w szpitalach jest "nie do zniesienia". "Mówiąc najprościej, nienarodzone dzieci i matki umierają codziennie lub cierpią w wyniku konsekwencji nieodpowiedniej opieki" - podała organizacja w oświadczeniu. Rzecznik prezydenta Emmersona Mnangagwy, George Charamba, na Twitterze w sprawie wypowiedział się następująco:

Kiedy prawdziwa historia wyjdzie na jaw, wielu będzie zszokowanych". Jak dodał, "istnieje granica tego, co można zrobić z ludzkim życiem" dla celów politycznych.
Zobacz wideo Położna: Niefajne jest gdy, po wielu godzinach porodu ojca odsyła się do domu. Tu tego nie ma
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.