Aleksandra Künstler, psycholożka, joginka, doula: Trzynaście lat temu.
Już wtedy działałam w Fundacji Rodzić po Ludzku i znałam położne, które były propagatorkami porodów naturalnych czy domowych. Śledziły nowe trendy w położnictwie, dużo czytały i wiedziały, w jakim kierunku zmierza świat. Mój pierwszy doulowy poród był z taką położną i z kobietą, z którą się przyjaźniłam. Moja obecność tam nie była niczym dziwnym.
Tak i nie, bo w pewnym sensie to powrót do korzeni. W dawnych czasach kobiety rodziły z innymi kobietami. Wspierały je w takiej chwili matki, babki, ciotki. Kiedy kobieta miała rodzić, wołano ze wsi babki zielarki. Słowo doula w języku greckim znaczy kobieta służąca kobiecie. Zadaniem douli jest wspieranie dobrostanu kobiety w czasie ciąży, porodu i po porodzie. Współczesne porody w szpitalach są dość świeżym wynalazkiem. Chodziło o higienę, o czuwanie w ten sposób nad zdrowiem dziecka i matki. Mamy wspaniałą diagnostykę, jednak w pewnym momencie "dziecko zostało wylane z kąpielą". Te porody w niefizjologicznych pozycjach ciała czy z dodatkiem oksytocyny pozbawiły kobietę instynktu. Za postępem poszły rzeczy, które zaburzają proces porodowy.
Praktykom medycznym poddawanych jest 90 proc. kobiet, ale niekonieczne te, które tego potrzebują. Poród nie jest patologią, ale częścią fizjologii nas jako ssaków. Bycie w ciąży porównuję do rzeki, w której kobieta płynie. Jeśli jest zdrowa, a ciąża przebiega prawidłowo, to wspiera ją wystarczająco biologia. Płynie z prądem, a poród jest niejako po drodze. Nie musi za bardzo wiosłować, wszystko przychodzi samo, spokojnie i naturalnie. Ten proces często zaburza medykalizacja: nadmierna farmakologia, przedmiotowe traktowanie kobiety, wzbudzanie lęków komunikatami typu: "nie urodzisz sama, jesteś za wąska w biodrach", "więcej oksytocyny", "za wcześnie", "za późno", "źle kładziesz nogi, źle oddychasz", "za małe masz piersi do karmienia, za duże sutki". Kobieta, słysząc to, traci pewność siebie, wpada w panikę i zamiast płynąć z prądem rzeki płynie pod prąd. Dopłynie, gdzie ma dopłynąć, ale jest wycieńczona.
To są dwie równolegle idące tendencje. Czasem się krzyżują, bo bywa, że kobieta szła w stronę cięcia, ale gdy usłyszała inną historię, np. w szkole rodzenia, lub gdy spotkała doulę, zrezygnowała z niego. Dlaczego? Bo zrozumiała, dlaczego warto to zrobić. Po pierwsze ze względu na dziecko, jego florę bakteryjną, jego połączenia między półkulami mózgowymi, drogę neurohormonalną, jaką podczas porodu przechodzi ono, ale i ona jako matka. Żeby poród nie był cięciem na termin, tylko dziecko samo dało sygnał, kiedy jest gotowe. Żeby pojawiła się potem łatwiej laktacja. Żeby kobieta miała poczucie sprawczości i mocy. To poczucie "dałam radę!" niesie potem kobietę w macierzyństwie przez lata.
Spotkałam kobiety, które po zawróceniu z drogi pod hasłem cięcie na życzenie, butelka i spanie dziecka w osobnym pokoju, przyznały, że zalała je fala miłości i wiary we własne możliwości. Jestem propagatorką naturalnego porodu, ale jednak daleka jestem od wywierania presji. Doula stoi zawsze za potrzebami kobiety, a nie samą ideą porodu. Nie chciałabym więc szerzyć ani terroru laktacyjnego ani konieczności porodów wyłącznie naturalnych.
Z wykształcenia jestem psycholożką i zawsze bliskie było mi bycie z kobietami. Przed pracą w Fundacji Rodzić po Ludzku robiłam staż w Instytucie Psychiatrii i Neurologii i myślałam, że będę pracować jako terapeutka. Własna ciąża, poród oraz praktyka jogi i doświadczanie zmian w ciele pchnęły mnie w innym kierunku. Moje pierwsze dziecko było ułożone pośladkowo i pod koniec ciąży od razu zapadł wyrok: cesarskie cięcie. Musiałam powalczyć z systemem, aby urodzić naturalnie. I udało się. Jeśli kobieta ma wokół siebie przyjazne osoby, to wydobywa z siebie taką siłę, że góry może przenosić. Sama to na sobie sprawdziłam. Ten poród był kopem. Porzuciłam wtedy praktykę w Instytucie i postanowiłam, że poświęcę się temu, aby kobiety mogły spokojnie rodzić zdrowe dzieci. Zaczęłam pracować w szkole rodzenia i dowiedziałam się, że istnieje taka funkcja, jak doula. Wtedy pomyślałam, że to coś dla mnie.
Dzielimy się obowiązkami w naturalny sposób. Położna sprawdza medyczne aspekty postępu porodu, wzywa lekarza w razie potrzeby, ma dużo też papierologii na głowie. Ja skupiam się na emocjonalnych aspektach, łagodzę ból niefarmakologicznie poprzez masowanie, akupresurę czy pracę z chustą. Wiem wcześniej, czego kobieta oczekuje, a czego nie. Przy okazji warto wspomnieć o tym, że od 2012 roku mamy w Polsce ważny dokument, który dotyczy Standardu Opieki Okołoporodowej. Jest zapisem praw, które przysługują kobiecie podczas porodu i tego, do czego zobowiązany jest personel medyczny. Zgodnie z nimi kobieta ma prawo między innymi do edukacji przedporodowej, opieki położnej środowiskowej, korzystania z niefarmakologicznych metod łagodzenia bólu, picia w trakcie porodu, wyboru dogodnej pozycji do parcia. Może być z dzieckiem skóra do skóry przez pierwsze dwie godziny po porodzie, co ma duży wpływ na laktację i florę bakteryjną dziecka. Może rodzić łożysko z dzieckiem na brzuchu. Pierwsze karmienie może odbywać się, kiedy dziecko jest jeszcze nieubrane. Warto, aby każda kobieta wiedziała, jakie prawa jej przysługują i czego może w szpitalu wymagać.
Nigdy ich nie doświadczyłam. Doula nie dyskutuje z personelem medycznym, nie forsuje swoich rozwiązań, podąża za tym, czego chce kobieta. Jeśli pada jakaś propozycja ze strony medycznej, to kobieta rodząca ma prawo do chwili konsultacji z doulą. Kiedy musi podjąć decyzję, czy wziąć znieczulenie, to może się mnie radzić. Moim zadaniem jest opowiedzieć o plusach i minusach, ale nie mogę niczego sugerować. Decyzję podejmuje zawsze kobieta, a doula ją w tym wspiera, bez względu na to, jaka to będzie decyzja.
Mam styczność z doulami z całej Polski i wiem, że czasem mają trudniejsze zadanie. Nie tylko w mniejszych miejscowościach. Muszą przełamywać stereotypy, wrogie nastawienie personelu, który ma poczucie, że doula zabiera im pracę. Raz słyszałam o tym, że kobieta, pojawiając się z doulą na sali porodowej, wzbudziła kontrowersje: "Coś tutaj jest nie tak, skoro kobieta rodzi z kobietą. Może to lesbijki?". Bo doula ją trzymała, dotykała, przytulała. W Stanach poród z doulą jest już powszechny, podobnie w Wielkiej Brytanii i Skandynawii. Choć w tej ostatniej opieka położnej jest "jeden na jeden" od początku ciąży, więc wyręcza często doulę.
Doula zastępuje partnera w różnych konfiguracjach. Zarówno wtedy, gdy rodząca nie jest w związku, jak i wtedy, gdy ma partnera. We wspomnianym dokumencie o Standardzie Opieki Okołoporodowej kobieta ma prawo do osoby towarzyszącej. W niektórych szpitalach jest to rozumiane dosłownie jako jedna osoba towarzysząca i wtedy kobieta musi dokonać wyboru, czy to będzie partner czy doula. Bardziej komfortowe byłoby, jeśli nie musiałaby wybierać. Zdarzają się szpitale, w których nie musi, ale jest to zależne od decyzji konkretnego szpitala.
Na pewno środowisko Warszawy czy innego dużego miasta jest specyficzne, biorąc pod uwagę liczbę osób, które tutaj migrują, i doula na pewno wypełnia taką lukę. Na zajęciach, które prowadzę, kobiety przyznają, że po przeprowadzce zostały odcięte od swojej "naturalnej wioski kobiet". Pojawiają się inne kobiety wokół niej, które tworzą tę wioskę, czasem jako forma zajęć, czyli w sztuczny sposób za pieniądze. Wbrew pozorom w niektórych przypadkach jest to jednak zbawienne. Uwalnia od uciążliwości, jakie niesie za sobą bliskość z rodziną. Czasami relacje matka-córka są skomplikowane, w rodzinie krąży mnóstwo mitów na temat ciąży i porodu. Matka, babka, ciotka opowiadają mrożące krew w żyłach historie. Straszą i pouczają. Doula jest alternatywą dostępu do wiedzy, obalania mitów i wzmacniania kobiecej siły. Jest to czysta, można nawet powiedzieć profesjonalna relacja. Umawiamy się na to, że przekazuję wszystko, co wiem najlepiej. Wszystkie doule, które znam, są kobietami kochającymi temat porodu, są oddane i ciepłe. Same są matkami. Potrafią bez ocen podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem. Podać kobiece pomocne ramię.
Bardzo, ale pilnuję, aby nie nadużywać intymności kobiet. Czuję się zaszczycona, wyróżniona, że zostałam zaproszona do tej rodziny, ale nie chcę być jej członkiem na siłę. Staram się nie dzwonić w każde urodziny dzieci, ale rzeczywiście jest to emocjonalny związek. Moje najstarsze doulowe dziecko ma 13 lat.
Pełna dyspozycyjność zakłada jedną, góra dwie ciąże na miesiąc. Doula powinna być do dyspozycji na dwa tygodnie przed terminem porodu i dwa tygodnie po terminie. Doule umawiają się czasem na wymianę, na zespoły wspierające się. Jeśli chodzi o poród, to nie znasz dnia ani godziny, więc musisz być pod telefonem.
Pamiętam jeden poród, kiedy przyjechałam do szpitala, a kobieta już tam była i leżała uśmiechnięta w całkowitym spokoju, oddychała i miała przymknięte oczy. Rozwarcie postępowało, a ona czekała, aż dziecko samo da znać. Nie było tak, że inni za nią rodzą, tylko ona miała to w sobie. Do tej chwili długo się przygotowywałyśmy, jej poprzedni poród był trudny. Chwilę potem urodziła dziecko, które ważyło 4 kg i to bez nacięcia, bez najmniejszego otarcia. Urodziła dziecko jakby na jednym wydechu. To zostało w niej na zawsze, ta właśnie moc.