Mama z Francji: Paryż opustoszały? Oczywiście, że nie. Policja obawiała się brać kartki do ręki

- Jest taka aplikacja, mamy z niej korzystać, kiedy chcemy wyjść z domu. (...) Zanim rząd udostępnił tę aplikację, musieliśmy cel wyjścia wypisywać na kartce, żeby w razie kontroli pokazać policjantom. Ale oni bali się to nawet sprawdzać, nie chcieli brać do rąk kartek, które ludzie wcześniej przecież dotykali - o życiu w Paryżu podczas epidemii i nie tylko rozmawialiśmy z Moniką Filipowicz, która mieszka w stolicy Francji z mężem Markiem i czteroletnią córką Izabelą.

Polki wychowują dziś swoje dzieci nie tylko w Polsce. Wiele z nich los rzucił do innych krajów. Tam założyły rodziny i prowadzą domy. O swoich doświadczeniach opowiadają w naszym nowym cyklu "Matka Polka za granicą". Nasze cykle znajdziecie w poniedziałki o 19 na serwisie eDziecko.pl i Gazeta.pl. Zapraszamy!

Monika Filipowicz mieszka w Paryżu z mężem Markiem i czteroletnią córką Izabelą, prowadzi sklep internetowy Utiliz’M.

Aleksandra Pezda: Jak znosicie izolację podczas epidemii koronawirusa w Paryżu?

Musieliśmy ograniczyć wyjścia z domu, wychodzimy głównie do sklepu. Mąż przesiedział miesiąc w domu, ale dłużej się nie dało, nie poradzilibyśmy sobie finansowo. Musi zaryzykować. Jest budowlańcem, robi remonty - tam, gdzie są do wykończenia puste mieszkania, kontynuuje prace. Tam, gdzie spotkałby klientów, odpuszcza. Nie wszystko też uda mu się zrobić, bo sklepy z materiałami budowlanymi działają w ograniczony sposób. Można zamówić tylko grubsze rzeczy, jeśli się prowadzi działalność budowlaną. Zamawiasz przez internet, odbierasz w magazynie. Ale takiej typowej wykończeniówki nie ma - kilka remontów czeka również z tego powodu. Dla mnie, jeśli chodzi o pracę, niewiele się zmieniło - projektuję i sprzedaję m.in. torby i różne opakowania wielokrotnego użytku, mam sklep internetowy i praca z mojej perspektywy wygląda tak samo, jak przed epidemią. Tyle, że zainteresowanie jest trochę mniejsze.

Ulice zupełnie puste?

Oczywiście, że nie. Ludzie wychodzą, mimo zarządzonej izolacji. My się wybieramy do sklepu raz w tygodniu, ale są tacy, którzy lekceważą zakazy. W sklepach też widzę sporo ludzi. Przed wejściem jeszcze trzymają odstęp, wewnątrz to już tego nikt nie przestrzega. Jest taka aplikacja, mamy z niej korzystać, kiedy chcemy wyjść z domu. Masz w niej cztery opcje, klikasz konkretną, zanim opuścisz mieszkanie. Możesz iść do pracy, po zakupy, uprawiać sport na powietrzu tak do kilometra od domu albo pomagać starszej osobie. Zanim rząd udostępnił tę aplikację, musieliśmy cel wyjścia wypisywać na kartce, żeby w razie kontroli pokazać policjantom. Ale oni bali się to nawet sprawdzać, nie chcieli brać do rąk kartek, które ludzie wcześniej przecież dotykali. Zadawali raczej pytania i puszczali.

Iza uczy się zdalnie?

Córka ma cztery lata, jest dopiero w przedszkolu, ale tutaj to już obowiązkowa nauka, więc tak - mamy nauczanie zdalne. W praktyce polega na tym, że nauczycielka przysyła cztery maile w tygodniu. Są w nich zadania na liczenie albo rysowanie. Wszystko jest opisane, jak dokładnie mamy wykonać zadanie, dobrze wyjaśnione, czasem zilustrowane filmikami. Raczej jednak na luzie - nie będziemy z tego rozliczani. No i dobrze, bo jednak córka nie słucha mnie tak, jak nauczycieli w przedszkolu - a to pójdzie się napić, a to jej się nie chce liczyć. Nie bardzo się do tego przykładam, bo też nie widzę sensu, żeby ją cisnąć. Ale koleżanki, których dzieci są w szkole, mówią, że mają dużo zadań i że to nauczanie zdalnie kosztuje je sporo wysiłku.

Kiedy koniec izolacji?

Francja późno weszła w kwarantannę – 16 marca dopiero zaczęły się obostrzenia, zamknęli szkoły. Na razie wiemy tyle, że 11 maja będzie koniec ograniczeń i otworzą szkoły i niektóre firmy. Nie wiem jak ze sklepami. Na pewno nie otworzą wszystkiego na raz – ale szczegóły nie są doprecyzowane. Wiem, że jeśli będę miała wybór, córka nie wróci do przedszkola, dopóki ta choroba się nie skończy, nie chcę ryzykować.

Nie myśleliście, żeby wrócić do kraju?

Nie z powodu epidemii. Kiedy były te zamachy terrorystyczne – wtedy rozważaliśmy, czy nie wrócić do Polski. Trudno nam się było jednak zdecydować. Oboje z mężem żyjemy we Francji od wielu lat. Do Polski wracamy bardzo chętnie. Co innego jednak, kiedy jedziesz z gotówką do rodziny na wakacje, co innego, kiedy masz pracować i mieszkać na stałe. Mam obawy, czy dalibyśmy radę finansowo. Nasi znajomi wrócili do kraju i radzą sobie gorzej niż we Francji. Pracują tyle samo, zarabiają mniej, stać ich też na mniej. Obniżył się standard ich życia. No, ale rzeczywiście - Paryż bardzo się zmienił i coraz gorzej się w nim czujemy. Kiedy przyjechałam tu pod koniec lat 90., to był raj na ziemi. Teraz to niebezpieczne miejsce do życia. Wsiadasz do metra, ludzie krzywo na siebie patrzą, nie ufają sobie nawzajem. Dawniej miasto było radośnie multikulturowe. Nikt nie miał obiekcji, żeby utrzymywać kontakty z ludźmi z różnych kultur, teraz jesteśmy niestety o wiele bardziej wstrzemięźliwi.

Jak to się stało, że zamieszkałaś w Paryżu?

Dwadzieścia lat temu przyjechałam do pracy - jako opiekunka do dzieci. Pochodzę z Nysy, wyjechałam zaraz po maturze. Nauczycielka francuskiego z liceum pomogła mi, żeby wszystko odbyło się legalnie. Dostałam angaż przez agencję, umowę i mieszkanie. Zdawałam maturę z francuskiego i żyłam w przekonaniu, że świetnie sobie poradzę językowo. W praktyce - ledwo rozmawiałam na poziomie podstawowym. No, ale nie miałam kontaktów z wieloma Polakami przez długie lata, szybko więc doszlifowałam francuski. A w końcu i tak wyszłam za mąż za Polaka - męża poznałam na polskim sylwestrze w lokalu. Zgadaliśmy się, że jego rodzice - choć pochodzą z gór - brali ślub w moim mieście.

Trudno było się zdecydować na dziecko w Paryżu?

Późno się zdecydowaliśmy, to prawda. Na emigracji jednak jesteś zdana tylko na siebie. Ani mama, ani teściowa nie pomogą w razie potrzeby. Moja córka ma więc dopiero cztery lata, urodziłam ją trzy lata po ślubie, miałam 36 lat. Ale kiedy idziemy do przedszkola, nie czuję, żebym specjalnie odstawała, inni rodzice są raczej w moim wieku. Mieszkam blisko szkoły i widzę to samo - dzieci przyprowadzają ludzie czterdziestoletni, często nawet starsi, tacy po pięćdziesiątce. Według mnie to już nawet za późno, nie masz już tyle siły przecież, żeby wychować dziecko. No, ale najważniejsze żeby być na to gotową, a ja przed trzydziestką nie byłam. Nie mam więc do siebie pretensji, że nie próbowałam wcześniej. Mieliśmy wygodne życie, trochę się baliśmy je stracić i zacząć to całe zamieszanie z przedszkolami i szkołami. Edukacja dziecka we Francji mocno organizuje twoje życie.

Korzystaliście ze żłobka?

Tak. Musiałam wracać do pracy, kiedy mała miała osiem miesięcy. Dostaliśmy miejsce w żłobku. Mała płakała, na to nas przygotowywali zresztą. Trudno było zostawić płaczące dziecko, ale kilka razy podsłuchałam, że jak drzwi się za mną zamykały, od razu cichła. Myślę, że zmężniała dzięki temu. Inny atut żłobka - opiekunki wszystko solidnie zapisywały: jak się mała zachowuje, co je, co robiła. Miałam poczucie pełnej kontroli, czułam się bezpiecznie. Tylko, że my nie dawaliśmy rady. Pracowałam wtedy w sklepie, jeszcze na etacie, mąż podobnie jak teraz - od rana do nocy. Nasz dzień wyglądał tak: rano jechałam z małą do żłobka, potem do pracy, mąż odbierał ją ok. godz 18, ja wracałam po godz. 20, wtedy mąż mógł jechać do sklepu z materiałami po zakupy na następny dzień pracy. To był horror. W końcu zdecydowałam się odejść z pracy i pracować z domu.

W przedszkolu jest lepiej?

Powiem tak: system edukacji mocno angażuje całą rodzinę. Już przedszkole funkcjonuje podobnie do szkoły. Dzieci zaczynają liczyć, poznają alfabet, mają wiele zabaw manualnych, typu malowanie, rysowanie, klejenie, ale w tym jest sporo zadań, wprowadzających do nauki pisania i czytania. Dzień zaczynamy wcześnie - zajęcia trwają w godz. 8.30-16.30. Ale można dziecko przyprowadzić już o godz. 7.30, a odebrać najpóźniej o godz. 18.30. To długi dzień, około południa jest dwugodzinna przerwa obiadowa ze sjestą. Przed początkiem roku szkolnego trzeba się określić czy wykupujesz dziecku obiady, czy zabierasz ja na obiad do domu. Miałam dylemat, bo nie wiedziałam, czy jedzenie będzie dobre. Poza tym dziecko raz zje, a raz nie. W końcu jednak codzienne odbieranie córki z przedszkola i odprowadzanie z powrotem uniemożliwiłoby mi pracę, więc wybrałam te pełną opcję opieki.

Wolne są soboty, ale też tradycyjnie środy, tak jak w szkołach?

Tak, to ma dzieciom zapewnić odpoczynek od nauki. Ale z drugiej strony - jest dla rodziców wyjątkowym wyzwaniem organizacyjnym. Wiadomo, że teraz często oboje rodziców pracuje, no a na tę środę trzeba zapewnić dziecku opiekę. Jest więc wiele ofert świetlicowych na środy i na soboty również. Można dziecko zapisać na dodatkowe zajęcia z obiadem - to jest płatne, ale wysokość tych opłat uzależniona jest od zarobków rodziców. Nie ma więc dużego problemu, stać nas na te zajęcia. Iza wybrała taniec i zajęcia manualne. No i wychodzi w sumie na to, że choć od szkoły dzieci mają wolne, i tak idą do jakiejś placówki edukacyjnej, żeby spędzić w niej cały dzień. Kolejna różnica w stosunku do polskiej szkoły to ferie: dwa tygodnie jesienią, dwa zimą i dwa wiosną. Do tego różne święta państwowe i oczywiście - wakacje w lipcu i sierpniu. Mnie się francuski rok szkolny wydaje bardzo krótki. Możesz myśleć, że przesadzam, ale przecież jak tu regularnie pracować, kiedy masz dziecko w wieku szkolnym co półtora miesiąca na dwutygodniowych feriach? No, to jest naprawdę trudne.

Jak się organizujesz?

Na szczęście pracuję w domu, w czasie ferii mała jest ze mną. Oczywiście trochę się nudzi, staram się więc zapisywać ją na zajęcia, coś w rodzaju półkolonii: na tydzień albo dwa. Robią tak i inni rodzice, kiedy nie mogą wziąć urlopu - w końcu nie mają go tyle, żeby podczas każdej przerwy w szkole zostać z dzieckiem w domu albo z nim gdzieś wyjechać. Podstawówka niewiele będzie się różniła od przedszkola, organizacja dnia i roku szkolnego jest taka sama. Poważniejszy wybór czeka nas przed gimnazjum - lepiej byłoby wybrać prywatny koledż, bo ma wyższy poziom nauczania. To będzie niewątpliwie trudne w paryskiej dżungli. To wszystko jeszcze przed nami, ja wiem jedno - chciałabym nie naciskać na córkę i pozwolić jej wybierać według jej pasji. Ma cztery lata, jeszcze nie wiadomo, czym się będzie interesowała. Na razie lubi tańczyć, dlatego wybraliśmy dla niej takie zajęcia dodatkowe.

Łatwiej wychować we Francji niż w Polsce?

Francuskie matki mniej się przejmują niż polskie. Gdybyś spojrzała na szkolne podwórko, rozróżniłabyś, które dziecko z jakiej jest rodziny. My chuchamy i dmuchamy, Francuzi mają luz. Katar, nie katar - puszczą dziecko w krótkich spodenkach. Raz nauczycielka na zebraniu powiedziała, że dzieciom trzeba kupić nowe buty. Zdziwiło mnie to. Nie sądzę, żeby chodziło o oszczędność, bo to nie musi być duży wydatek. Raczej o luźne traktowanie takich spraw. Nie ma tu też tradycji spędzania czasu z dzieckiem. Wspólne weekendy? No nie - lepiej zapisać dziecko na zajęcia dodatkowe, a poniedziałki wita się z ulgą, że zaczęła się szkoła. I z takich warunków jedziemy do kraju na wakacje. Dziecko zostaje z dziadkami, my do znajomych, a tam - wszyscy zdziwieni, czemu przychodzimy bez dziecka.

*Aleksandra Pezda to dziennikarka, publicystka, freelancerka. Specjalizuje się w problemach współczesnej edukacji. Kilkanaście lat pracowała w "Gazecie Wyborczej", prowadziła autorski program w Radiu TOK FM, pisała m.in. o tym, jak szkoła odnajduje się wobec wyzwań cywilizacji cyfrowej. Autorka książek: "Koniec Epoki Kredy. Internet dla nauczycieli i rodziców" i "Zdrowaś mario. Reportaże o medycznej marihuanie".

Przeczytaj też pozostałe rozmowy z naszego cyklu "Matka Polka za granicą" >>>

Ty lub twoja koleżanka mieszkacie za granicą i chciałybyście podzielić się z nami swoją historią o życiu mamy poza Polską? Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.