Maja Frykowska: Brak rodziców chciałam nadrobić przebojowością

- Moja mama i babcia nie mogły wyjść z podziwu, gdy sama zostałam mamą. Za każdym razem, kiedy widzimy się, babcia mnie pyta: "Czy ty masz świadomość, że masz córkę?". Tak babciu, od pięciu lat. Moja babcia myślała, że będę starą panną - o swoim dziecieństwie i macierzystwie opowiedziała Sylwii Borowskiej Maja Frykowska.

Sylwia Borowska: Uruchomiłaś w mediach społecznościowych grupę wsparcia i cykl spotkań: "Temat, który nie jest trendy". O czym rozmawiasz ze swoimi gośćmi? 

Maja Frykowska: Rozmawiamy o tym na czym, a raczej, na kim się dzisiaj można oprzeć. Moi goście opowiadają mi swojej osobistej relacji z Bogiem na przykładzie dowodów na jego istnienie. Największą wartością w czasach pandemii jest mieć prawdziwego przyjaciela. I takim przyjacielem może stać się Jezus. Są to również osoby z pierwszych stron gazet. Każda z nich przeszła wyboistą drogę, aby znaleźć się w miejscu, w którym jest teraz. Chłopak, który był męską prostytutką albo kobieta, która urodziła dziecko z wadą serca i zmarło od razu po porodzie. Ostatnio był moim gościem Arek Krzywodajć, niegdyś lider zespołu „Opozycja”, prawdziwy rockendrolowiec, a dzisiaj pastor. Świadectwa przemiany te najbardziej spektakularne sprawiają, że ludzie zaczynają się zastanawiać: "Skoro komuś się udało to czemu mnie ma się nie udać".

Twoja przemiana jest naprawdę spektakularna!

Nie wstydzę się jej, ani nie boję się o tym mówić głośno. I dziwi mnie to, że niektórych to śmieszy albo oburza. Dzisiaj w mediach króluje bezpruderyjny seks, a wiara w Boga jest czymś kontrowersyjnym. Nadszedł taki moment w moim życiu, kiedy powiedziałam: "Boże, pomóż mi, bo już sama nie potrafię". Bardzo chciałam coś zmienić. Mogłam jeszcze długo lawirować i wystawiać siebie na strzały. Mówić, że ludzie są źli, a życie beznadziejne i dalej robić głupoty.

Czy zmazałaś już z siebie stempel Frytki z Big Brothera?

To się stało po moim nawróceniu. Minęło już 20 lat od tamtego programu i, biorąc pod uwagę to, jak wiele granic zostało w tym czasie przekroczonych, moje harce w wannie wydają się niewinną igraszką. Gdybym to samo zrobiła teraz, nikt nie zwróciłby na to uwagi. Nie wiedziałby zapewne, kim jest Frykowska.

Wydałaś autobiografię "Pokonaj siebie", gdzie piszesz, że nie było żadnego seksu w tym jacuzzi.

Musiałam to wreszcie wykrzyczeć. Napisałam tę książkę po to, aby świat usłyszał historię Mai Frykowskiej moimi oczami. Moją wersję wydarzeń i tych dziwnych medialnych zawirowań wokół mnie. Poza tym wszyscy mamy tendencję to widzenia wierzchołka góry lodowej, a nie widzimy tego, co jest głębiej, tam pod wodą. A tam dzieje się o wiele więcej. Ta książka była retrospekcją mojego dotychczasowego życia i pewnego rodzaju terapią. Pisałam ją pięć lat. Nie było to chwilami łatwe, bo wracałam do różnych przeżyć, również tych traumatycznych. Pozwoliło mi jednak lepiej siebie zrozumieć.

Do jakich wniosków doszłaś?

Nie dziwię się, skąd wzięłam się, taka a nie inna. Niemal wszystko, co się działo w moim życiu ma związek z moim dzieciństwem. W połowie to również zasługa genów rodziny Frykowskich. Quentin Tarantino nakręcił film "Dawno temu w Hollywood", gdzie pokazał wątek śmierci mojego dziadka Wojtka w willi Romana Polańskiego przy Ceilo Drive. Za chwilę wchodzi do telewizji serial o Agnieszce Osieckiej, której Wojtek był mężem. Było to krótkie i burzliwe małżeństwo. Dziadek był ciekawą postacią. Nikt nie przechodził obok niego obojętnie. Często słyszałam od rodziny: "Ale ty jesteś do niego podobna".

Myślę, że moje marzenie o byciu aktorką nie wzięło się znikąd. Normalny człowiek zna mnie jako Frytkę z Big Brothera, ale nie zna historii rodziny Frykowskich, która jest arcyciekawa i ją również przedstawiłam w książce. Jednak największym odkryciem dla mnie i problemem, z którym musiałam się mierzyć przez lata, była moja nieumiejętność stawiania granic. Bojąc się odrzucenia, godziłam się na rzeczy, których tak naprawdę nie chciałam. Dzisiaj już tak nie jest - czarne jest czarne, a białe jest białe. Chciałabym, aby po przeczytaniu tej książki pojawiła się refleksja, że można sknocić sobie życie, ale można również się podnieść.

Czy tą książką chciałaś zamknąć przeszłość?

Wchodząc do programu "Big Brother", a potem brnąc dalej w show-biznes, nie wiedziałam do końca, jak to działa. Wydawało mi się, że będę sławna i będę zarabiać dużo pieniędzy. Brak rodziców chciałam nadrobić przebojowością: "Hej, jestem tutaj. Niech ktoś zwróci na mnie uwagę. Jestem świetna!". Tak naprawdę to był krzyk wołania o pomoc. Chciałam, aby ktoś mnie zauważył, zaakceptował, pokochał.

Dla mnie najbardziej poruszającym fragmentem jest ten, kiedy w wieku siedmiu lat poznajesz swoją biologiczną mamę. Do tej pory myślałaś, że twoją mamą jest twoja babcia. Tatę widziałaś trzy razy w życiu.

Kiedy pisałam, a potem czytałam ten fragment książki, chciało mi się płakać. Czułam przez wiele lat złość do rodziców. Ta złość zżerała mnie od środka. W końcu dotarło do mnie, że moja mama urodziła mnie, kiedy miała 19 lat, a mój tata miał wtedy 17 lat. To były jeszcze dzieci, które nie wiedziały, czym jest rodzicielstwo.

Jakie masz dzisiaj relacje ze swoją mamą?

Mamy różne momenty. Mama popełniła błędy, których sama nie może sobie wybaczyć. Stoi w miejscu i boi się ruszyć do przodu. Nauczyłam się mówić w relacji z nią: "nie". Nie staram się chronić tej relacji za wszelką cenę, stawać w pozycji ofiary. Jeśli mamy zgrzyt to potem mamy ciche dni, ale potrafię jej to potem racjonalnie wytłumaczyć. Zarówno ona, jak i babcia nie mogą wyjść z podziwu, że sama zostałam mamą. Za każdym razem, kiedy widzimy się, babcia mnie pyta: "Czy ty masz świadomość, że masz córkę?". Tak babciu, od pięciu lat. Moja babcia myślała, że będę starą panną.

Jak odnalazłaś się w roli mamy?

Na początku poruszałam się, jak dziecko we mgle. Szokiem było zamknięcie w hermetycznym świecie pieluch. Nie wiedziałam, czego się złapać. Działałam trochę na oślep. Na pewno towarzyszył mi lęk, czy będę dobrą mamą, czy wiem, jak nią być, skoro mnie nie wychowała mama. Myślę jednak, że jestem najlepszą matką na świecie, bo jedyną i jestem obecna. Moja córka Sara ma pełną rodzinę i czuje się kochana.

Przed jej urodzeniem zastanawiałam się, czy nie będę zazdrosna o jej relację z moim mężem? Uwielbiam patrzeć na nich razem. Gdzieś przychodzi wtedy jednak taka refleksja, jakby to było, gdybym ja mogła spędzać czas ze swoim tatą? Od kiedy jestem mamą, nie patrzę na świat, tylko przez pryzmat siebie. Z wielu rzeczy potrafię zrezygnować, bo zdałam sobie sprawę z tego, że nie żyję już tylko dla siebie. Słowo odpowiedzialność nabrało innego znaczenia.

Myślisz czasem o tym, że kiedyś twoja córka przeczyta twoją autobiografię i odkryje, że brałaś narkotyki jako nastolatka.

Będę pierwszą osobą, która da jej tę książkę do ręki. Nie chcę sytuacji, żeby ktoś zrobił to za moimi plecami albo żeby dowiedziała się w szkole od kolegi z klasy, co jej mama kiedyś robiła. Będę z nią całkowicie szczera. Moja córka, choć ma pięć lat, jest bardzo odważna i rezolutna. Dużo z nią rozmawiam.

Czasami jest przerażająco mądra. Siedzimy na przykład w restauracji i obserwuje różnicę zdań między mną, a moim mężem: "Mamo, ja tego nie rozumiem, po co się kłócicie, przecież i tak tatę kochasz. Bez sensu". Czasem ogląda bajkę i mówi: "To jest zła bajka i nie powinnam jej oglądać". Dziękuje jej wtedy za czujność.

Sara gra na skrzypcach, które sama sobie wybrała. Staram się pokazać jej, co jest dobre, a co jest złe. Nie da się jednak chronić dziecka przed wszystkim. Wiem, że każdy sam musi przejść drogę, a nawet czasem potknąć się. Moja córeczka chodzi do przedszkola, gdzie wprowadzony jest program inteligencji emocjonalnej, polegający na rozpoznawaniu emocji i odczuć z tym związanych. Potrafi nazywać emocje, co ułatwia mi komunikację z nią i lepsze rozumienie jej dziecięcego świata.

W porównaniu z poprzednim to dzisiaj prowadzisz dość nudne życie.

Ostatnio nawet o tym myślałam. Chyba się starzeję (śmiech). Co jest dla mnie ważne? Bóg i rodzina. Nie bawią mnie już imprezy. Byłam ostatnio w klubie i rozejrzałam się wokół. To nie mój świat. Dlaczego tylu młodych i dorosłych ludzi bierze narkotyki? A wydawało mi się, że za moich czasów było ich za dużo. Myślę, że wszyscy mają wszystkiego za dużo w dzisiejszych czasach. Ciągle im mało. Nie mają autorytetów i wzorców z których mogliby brać przykład.

Ta pandemia zdarzyła się w odpowiednim momencie, żeby ludzi zatrzymać, skłonić do jakiś refleksji. Dużo o tym rozmawiam z moim gośćmi na Instagramie. Żyjemy dzisiaj w wirtualnym, płaskim świecie. Wchodzisz do restauracji i widzisz pary, które zamiast rozmawiać ze sobą przy stole, patrzą w telefony. Czego tam szukają? Tego, czego nie są w stanie zbudować w realnym świecie. Skoro gwiazdy Instagrama są przez 24 godziny w wirtualnym świecie, to kiedy mają czas na zbudowanie jakiejś relacji na żywo? Jestem powściągliwa i zażywam mediów społecznościowych w małych dawkach. Nie pokazuję tam swojego życia rodzinnego, swojego męża ani córki. Nie mam takiej potrzeby. Lajki to nic innego jak zaspokojenie pragnień, niezaspokojonych w realnym życiu. To miejsce, w którym szukamy akceptacji i miłości. Ja ich tam nie szukam, bo mam to wszystko w realu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.