Mama w Finlandii: Finowie lubią mówić, że dzieciaki są twarde, a organizm kobiety wie, co robić

Wielu rodziców nie chce znać płci dziecka przed narodzinami. Aż do chrztu dzieci noszą imiona tymczasowe, typu: "bąbel" czy "maleństwo". Ubranka dziecięce są w neutralnych kolorach, wielu chłopców w przedszkolnej grupie mojej córki nosi bluzki i ogrodniczki po starszych siostrach i nikt w tym nie widzi problemu - mówi Małgorzata Maija Perä-Takala. To nauczycielka języka angielskiego, która mieszka w Helsinkach z mężem Heikkim i dwuletnią córeczką Elizą, a za miesiąc ma przyjść na świat ich drugie dziecko - syn.

Polki wychowują dziś swoje dzieci nie tylko w Polsce. Wiele z nich los rzucił do innych krajów. Tam założyły rodziny i prowadzą domy. O swoich doświadczeniach opowiadają w naszym nowym cyklu "Matka Polka za granicą". Nasze cykle znajdziecie w poniedziałki o 19 na serwisie eDziecko.pl i Gazeta.pl. Zapraszamy!

Aleksandra Pezda*: Fińskie szkoły zostały zamknięte, ty też nie pracujesz w czasie epidemii?

Zaczęłam właśnie macierzyński, ale mam jeszcze prywatnych, dorosłych uczniów, którzy wcześniej wykupili godziny, przeszłam więc w tryb pracy zdalnej. Jak większość nauczycieli - korzystamy z Google Classroom czy aplikacji Teams. Choć wielu nauczycieli narzeka, że ich nikt nie przygotował do e-learningu. Mają trochę racji, nauczanie online to zupełnie inna praca, niż ta w szkole, przy tablicy. Trzeba poświęcić dwa razy więcej czasu, bo najpierw musisz nagrać jakieś filmiki, potem musisz być dostępna w sieci w trakcie zajęć, wreszcie jak dzieciaki zwrócą prace, jeszcze je poprawiasz. No i nie wszystkie szkoły zostały zamknięte, a niektórzy nauczyciele mimo epidemii muszą chodzić do pracy. Dużo zależy od decyzji poszczególnych gmin, rozwiązanie są różne. Generalnie szkoły muszą zapewnić opiekę dzieciom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi oraz dzieciom tych pracowników strategicznych: m.in. ze służby zdrowia czy policji. Po kilku dniach od zamknięcia szkół rząd podjął też decyzję, że powinni pracować również nauczyciele najmłodszych uczniów - tych w klasach 1-3. Teoretycznie przedszkola są otwarte, ale w grupie mojej córki na 24 dzieci przychodzi tylko pięcioro. Ja już też ją zostawię w domu. Choć trudno ją utrzymać w czterech ścianach.

Jaka jest atmosfera?

Długo ludzie śmiali się z wirusa, powstawały memy z żartami, nikt nie wierzył, że nas to może dotyczyć. Ci, którzy mogą, przenoszą pracę do sieci, wiele biznesów po prostu się zamknęło, bo ludzie nie korzystają z usług. Starsi ludzie w ogóle nie wychodzą z domów.

Dlaczego wybrałaś Finlandię na miejsce do życia?

Ze względu na bliskość natury i proste podejście do życia. Polubiłam Finów za to, że potrafią szanować drugiego człowieka. Kolejny argument - jestem luteranką, a tutaj to dominująca religia. Pierwszy raz przyjechałam do Finlandii na studia w ramach programu Comenius, kiedy byłam na drugim roku studiów. Zamieszkałam w Pornainen, małej miejscowości blisko Helsinek - bardzo urocza wieś, otoczona lasami. Zadurzyłam się w niej. Przez kilka następnych lat wracałam do Finlandii turystycznie. Po studiach podjęłam decyzję, że spróbuję tu zamieszkać. Tym bardziej, że tak dobrze się mówi o fińskiej szkole, a ja chciałam uczyć. Zostałam więc nauczycielką angielskiego w Finlandii, a żeby przypieczętować mój związek z tym krajem, wyszłam za mąż za Fina - łączył w sobie dwie ważne dla mnie rzeczy: religijność i upodobanie do heavy metalu.

Ta bliskość natury i szacunek do drugiego człowieka odnosi się w Finlandii również do kobiet w ciąży?

Zdecydowanie. Ale w tym wypadku mniej mi się to podobało. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do innych standardów - kobiety w ciąży objęte są szczegółową i obowiązkową opieką lekarską, w Finlandii podchodzi się do sprawy dużo swobodniej, a dostęp do lekarza jest trudniejszy. Po potwierdzenie ciąży nie idziesz od razu do ginekologa. Około 10. tygodnia ciąży dzwonisz do poradni matki i dziecka, zgłaszasz ciążę, a oni przeprowadzają wywiad: pytają o datę ostatniej miesiączki, objawy, jakieś niedyspozycje. Ja zaszłam w ciążę szybko po ślubie, nie planowałam jeszcze macierzyństwa i zwierzyłam się z tego przez telefon pielęgniarce w tej poradni. Od razu usłyszałam pytanie, czy chcę zakończyć ciążę? Wprawiło mnie to w osłupienie, mam akurat konserwatywne poglądy w tej sprawie. W ten sposób dowiedziałam się jednak, że aborcję wykonuje się w Finlandii na życzenie.

Nie ma obowiązkowych badań na początku ciąży?

Standardowo wykonuje się dwukrotnie USG. Pierwsze, tzw. genetyczne w okresie 11-13 tygodnia ciąży i drugie - w 19-21 tygodniu. Z poradni matki i dziecka, do której zgłaszasz telefonicznie, dostajesz skierowanie na te badania. Przydzielają ci też tzw. opiekunkę ciąży, jest to pracownica medyczna, ale nie lekarz ani pielęgniarka czy położna. Pierwsze USG sprawdza, czy płód nie ma wad, schorzeń i dobrze się rozwija. Otrzymujesz potwierdzenie, czy dziecko jest w grupie podwyższonego ryzyka chorób genetycznych lub że nie jest w tej grupie. Robisz wtedy również badanie krwi i moczu, mierzy się pracę serca dziecka. Kolejne USG sprawdza, czy dziecko prawidłowo się rozwija. Do lekarza masz dostęp tylko wtedy, kiedy dzieje się coś naprawdę niepokojącego. Nawet USG wykonują technicy, nie lekarze. Ciąża uznawana jest za stan fizjologiczny i jeśli przebiega prawidłowo, wszelkie badania specjalistyczne ograniczone są do minimum. A jeśli takie są potrzebne, trzeba za nie zapłacić - kiedy pod koniec pierwszej ciąży moje dziecko słabo się ruszało, za kontrolne KTG poza przysługującym ciążowym pakietem musiała zapłacić 40 euro.

Miałaś w ciąży pewność, że Finlandia to państwo opiekuńcze?

Wielu Polkom nie odpowiada fińska opieka medyczna w ciąży. Kilka moich koleżanek równolegle z prowadzeniem ciąży na miejscu jeździło do Polski na wizyty ginekologiczne. Ja miałam szczęście i obie ciąże przechodziłam w miarę bez komplikacji.

Finowie żartują tak: jeśli nie jesteś poważnie chora, nie będziesz zadowolona z opieki zdrowotnej, dopiero kiedy poważnie zachorujesz, na nowotwór albo zawał, zaczynają o ciebie dbać. Mam wrażenie, że na pierwszym etapie ciąży ta zasada działa. Za bardzo się nie przejmują - tak się objawia ich podejście w zgodzie z naturą. A jeśli zdarzy się poronienie? Trudno. Jednak kiedy w drugiej ciąży na USG nie można było zobaczyć serca mojego synka, zatrzymali mnie w gabinecie tak długo, aż mogli w pełni wykonać badanie. Kazali chodzić, skakać, by w końcu malucha ruszyć i dopiero kiedy się upewnili się, że wszystko jest jak trzeba, puścili mnie do domu. Wtedy czułam, że się mną opiekują.

Małgorzata Maija Perä-Takkala z mężem Heikkim i córeczką Elizą, archiwum prywatneMałgorzata Maija Perä-Takkala z mężem Heikkim i córeczką Elizą, archiwum prywatne Małgorzata Maija Perä-Takkala z mężem Heikkim i córeczką Elizą, archiwum prywatne

Poród też odbywa się w tak surowych warunkach?

Musiałam mocno przekonywać położne, że już rodzę i trzeba mnie przyjąć na porodówkę, bo zwyczaj jest taki, żeby czekać do ostatniej chwili. Finowie lubią mówić, że dzieciaki są twarde, a organizm kobiety wie, co robić. Kiedy więc zadzwoniłam do szpitala, że zbliża się mój czas, położna zaleciła ciepłą kąpiel i panadol i kazała zostać w domu. Uparłam się i pojechałam do szpitala. Czekałam kilka godzin na izbie przyjęć i to nie było przyjemne, bo znowu musiałam namawiać położne, aby przyjęły do wiadomości, że naprawdę rodzę. Kiedy w końcu udało mi się nakłonić którąś, aby sprawdziła rozwarcie, przyjęli mnie na porodówkę i wtedy wszystko zmieniło się na lepsze. Jak wyłam - położne mi mówiły, że jestem dzielna. Marudziłam - mówiły, że zachowuję się wzorowo. Były cierpliwe, współczujące, odnosiły się do mnie i do mojego męża z dużym szacunkiem.

W Finlandii nie możesz swobodnie wybrać szkoły, obowiązuje rejonizacja, czy możesz wybrać szpital do porodu?

Masz taką możliwość. Ja pojechałam akurat do najbliższego, ale to dlatego, że wiedziałam, że ma dobry personel i był świeżo wyremontowany. Do drugiego porodu już się tam nie wybieram, bo naczytałam się o pogłębiających problemach z personelem i nie chcę ryzykować. Po prostu przed terminem obdzwonię szpitale i sprawdzę, w którym jest mniejsze obłożenie. Sale porodowe i tak masz do swojej dyspozycji, rodzisz w intymnych warunkach. Są piłki, tensy, drabinki, wszelkie potrzebne rzeczy, aby dobrze przeżyć akcję porodową. Moja sala była wyposażona również w wannę, co nie jest wcale częste i trafiło mi się przypadkiem. Drugi przypadek - na zmianie była położna, która miała doświadczenie w odbieraniu porodów w wodzie. Wykorzystałam to i myślę, że dlatego między innymi mój pierwszy poród wspominam tak dobrze.

Możesz opłacić prywatną położną?

Nie ma takiego zwyczaju. A już o umawianiu się z lekarzem nie ma mowy - w Finlandii angażuje się lekarza do porodu wyłącznie przy poważnych powikłaniach. Nie ma też cięcia cesarskiego na życzenie. Możesz tylko zdecydować, czy chcesz być cięta czy nie. Za to możesz rodzić naprawdę rodzinnie - nie tylko z mężem, ale z kilkoma osobami, możesz przyprowadzić mamę, przyjaciółkę, niektóre kobiety przychodzą także z doulami.

Jak wygląda szpitalna opieka po porodzie?

Dostajesz tyle czasu, ile potrzebujesz, nikt cię od razu nigdzie nie przenosi i nie pogania. Jest luz. Dbają bardzo o to, aby dziecko przepisową pierwszą godzinę miało kontakt z ciałem matki. Kładą ci je na piersi natychmiast po porodzie i pilnują, żeby tak poleżało. Wiadomo - to wspiera karmienie piersią i wytwarza więź. Po pierwszym karmieniu oddają dziecku ojcu i również dbają o kontakt skóra-skóra. Następnego dnia traktują cię jak w hotelu - podają śniadanie, pytają, na co masz ochotę. Przywożą posiłek dla ciebie i dla męża. Siedzisz sobie z bobasem i mężem i wspólnie pałaszujecie. Żadnych jednorazowych talerzy ani plastikowych sztućców. Następnie pytają cię, na jaką salę chciałabyś być przeniesiona - z innymi kobietami czy do pokoju rodzinnego. Wybrałam rodzinny, w którym moglibyśmy sobie z Heikkim posiedzieć na luzie. Normalnie zostajesz w szpitalu dwie doby. Mnie się to przedłużyło, bo miałam problem zdrowotny - i tu zaczęły się schody. Nie mogłam się doprosić lekarza dla siebie. Gdyby coś się działo z dzieckiem, zajęliby się. Ale ja miałam tym razem być dzielna, już mnie nie chcieli rozpieszczać. Może dlatego, że nie chodziło o komplikacje poporodowe, tylko o inną przypadłość - trudno im było ściągnąć lekarza z innego oddziału. Ostatecznie po czterech dniach to się udało, przeszłam zabieg na chirurgii, a w tym czasie Heikki mógł spokojnie z dzieckiem mieszkać na położnictwie. Dostawał mleko, położne pomagały mu karmić małą - mieli dobrą opiekę. Tylko, że to oczywiście nie było całkiem w ramach zwykłego ubezpieczenia - za każdą dobę w szpitalu musisz zapłacić 40 euro. Również za te pierwsze, łącznie z porodem.

Ile jest urlopu macierzyńskiego, co z wolnym dla ojca?

Nie ma czegoś takiego jak chorobowe na ciążę. Dopiero w siódmym miesiącu ewentualnie – ale musi być odpowiednia jednostka chorobowa, np. problemy z kręgosłupem. Ale też nie chodzi się do pracy do końca ciąży. Pięć tygodni przed porodem przysługuje ci zwolnienie - zaczynasz macierzyński, który kończy się, kiedy dziecko ma mniej więcej 9 miesięcy. Urlopu ojcowskiego jest 56 dni, z tego 18 dni ojciec może wykorzystać w tym samym czasie, kiedy kobieta jest na macierzyńskim, resztę później. Te niepełne trzy tygodnie rodziny wykorzystują na poród i połóg. Zasiłek zależy od układów pracowniczych, najczęściej wynosi 70 proc. wynagrodzenia.

Kupuje się dzieciom prezenty przed narodzeniem, pilnuje się kolorów w zależności od płci?

Wielu rodziców nie chce znać płci dziecka przed narodzinami. Nie nadaje się imion przed urodzeniem, ani też w szpitalu - w dokumentach jest tylko wpis:”dziewczynka” i nazwisko. Aż do chrztu dzieci noszą imiona tymczasowe, typu: “bąbel” czy “maleństwo”. Dopiero w dzień chrztu rodzice ujawniają imię dziecka i jest to wtedy dla wszystkich niespodzianka. Niby płeć dziecka nie jest ważna, jednak w rodzinach pragnie się, aby była równowaga - urodzi się chłopiec, następnym razem czeka się na dziewczynkę i na odwrót. Ale ubranka dla dzieci są w neutralnych kolorach, dostałam wiele ciuszków w prezencie i są zielone albo pomarańczowe. Wielu chłopców w przedszkolnej grupie mojej córki nosi bluzki i ogrodniczki po swoich starszych siostrach, nikt w tym nie widzi problemu. Nikogo nie zdziwi chłopiec w różowym czy fioletowym sweterku.

Jest trend na wielodzietność?

Nie znam statystyk, z moich obserwacji wnoszę, że zdarza się to częściej niż w Polsce. Są też odłamy religijne, w których wielodzietność jest zasadą - pracowałam z nauczycielkami, które miały po siedmioro dzieci, nawet dziewięcioro. Państwo wspiera rodzicielstwo, na pierwsze dziecko dostajesz 100 euro miesięcznie, na następne nawet więcej.

Wychowywanie po fińsku bardzo się różni do polskiego modelu?

Sama oceń. W Finlandii wychowuje się dzieci w głębokim szacunku do nich samych. Owszem, mają być posłuszne starszym, ale nie na zasadzie “dzieci i ryby głosu nie mają”. Dziecko to mały człowiek, który ma swoje uczucia oraz marzenia i prawo do nich. Czy dlatego, czy z powodu jakiegoś wrodzonego temperamentu - fińskie dzieci są spokojniejsze. W otoczeniu dorosłych potrafią siedzieć i nie odzywać się, nie skupiają na sobie uwagi. Moja Eliza jednak jest inna - żwawsza, bardziej otwarta, zaczepia ludzi. Skonsternowani Finowie mówią o niej: "Jakie szczęśliwe dziecko".

Do czego najbardziej tęsknisz, kiedy myślisz o kraju?

Tęsknię do przyjaciół, oczywiście. W Polsce może nie miałam jakiegoś stadka wokół siebie, ale kilkoro wypróbowanych przyjaciół, którym mogłam się zwierzyć ze wszystkiego. W Finlandii to jest trudniejsze. To są dobrzy ludzie, ale jednak zamknięci w sobie. Chociaż mam wielu dobrych i życzliwych znajomych, to w trudnej sytuacji, np. gdybym miała się przyznać, że nie daję rady - czułabym, że przekraczam jakąś granicę. Tu nie bez powodu organizuje się akcje typu "Turkusowa wstążka" - to dla matek właśnie na urlopach macierzyńskich. Miały do wózka przyczepiać turkusowe tasiemki, żeby dać znać, że są otwarte na rozmowę z obcymi, że potrzebują tej rozmowy i obecności drugiego człowieka. Tu bardzo wiele ludzi boryka się z samotnością.

*Aleksandra Pezda to dziennikarka, publicystka, freelancerka. Specjalizuje się w problemach współczesnej edukacji. Kilkanaście lat pracowała w "Gazecie Wyborczej", prowadziła autorski program w Radiu TOK FM, pisała m.in. o tym, jak szkoła odnajduje się wobec wyzwań cywilizacji cyfrowej. Autorka książek: "Koniec Epoki Kredy. Internet dla nauczycieli i rodziców" i "Zdrowaś mario. Reportaże o medycznej marihuanie".

Więcej o:
Copyright © Agora SA