Gdzie ciężarną traktuje się jak "świętą krowę"? Gdzie kobieta nie może patrzeć na zwierzęta? Ciąża na świecie

Mówi się każda ciąża jest inna. Każdy, kto w ciąży był, zgodzi się z tym stwierdzeniem, jednak jedno jest zawsze to samo - dla każdej kobiety czas wyjątkowy (przez duże "W"). Pod każdą szerokością geograficzną celebruje się go trochę inaczej, a czasami nie celebruje wcale. Gdzie jest najlepiej? O tym opowiedziały nam nasze rozmówczenie - mamy z różnych krajów.

Pamiętam, jak to było u mnie: byłam ciągle senna i mogłam jeść na zmianę tylko śledzie i pomelo. Wkurzała mnie kiepska dostępność wizyt u dobrych ginekologów na NFZ oraz to, jak traktowano mnie na porodówce. Czy jednak mam prawo narzekać? Są kraje, w których nigdy nie znajdziemy pomiatającą pacjentką salowej. Są jednak też takie, gdzie nikogo ona nie zaskoczy. Rozmowy z mamami z całego świata pokazują, że idealna ciąża dla każdego oznacza, co innego. 

Gdzie najlepiej być w ciąży?

Jeśli miałabym wybierać, gdzie chciałabym być w ciąży, to z pewnością rozważałabym na ten czas przeprowadzkę do Albanii. Jak opowiadała nasza rozmówczyni Roksana Nowak, Polka, która urodziła dwoje dzieci w Albanii i autorka bloga Albania po polsku, Albańczyk, widząc ciężarną, zejdzie z chodnika, żeby było jej łatwiej przejść. 

Tutaj kobieta w ciąży jest niczym "święta krowa". Jest hołubiona przez bliskich, przepuszczana w kolejkach, w komunikacji, u lekarza, w urzędzie. Kobiety o takie drobne gesty nie muszą wcale zabiegać, a Albańczykom nie trzeba o tym przypominać specjalnymi znaczkami czy naklejkami

Zupełnie inaczej traktowane są kobiety w Norwegii. Przyszła mama nie ma co liczyć tam na specjalne względy:

Nikt nie ustępował mi miejsca w kolejce, a ja nie czułam takiej potrzeby. Inna sprawa, że z reguły nie byłam jedyną ciężarną i przede mną czekały inne kobiety w ciąży, matki z małymi dziećmi itd. Na północy, tu, gdzie żyjemy, mieszkają same rodziny z dziećmi. Kobieta w ciąży nie jest więc żadnym novum - może dlatego nie otacza się ich specjalną atencją. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo celebrują fakt, że ktoś zachodzi w ciążę czy urodzi mu się dziecko. Jest przytulanie, głaskanie brzucha, pełne troski pytania o samopoczucie itp.

- mówi nam mama dwojga dzieci z Norwegii. 

 

Podobnie jest w Belgii. Jeśli więc jakaś mamę z Polski męczy powszechne głaskanie brzucha, wyjazd tam na dziewięć miesięcy to dobry pomysł:

W praktyce ze dwa razy ludzie sami z siebie przepuścili mnie w sklepowej kolejce, gdy widzieli, że jestem w ciąży. Raz obsługa przyniosła mi stołeczek, jak zrobiło mi się gorzej i szukałam miejsca, gdzie mogłabym chwilę odpocząć. Jednak specjalnych rozwiązań systemowych czy nawet specjalnego traktowania, wykraczającego poza zwyczajną uprzejmość, nie ma

Inaczej tę kwestię przywilejów dla kobiet w ciąży rozwiązali Japończycy. Tam, gdy zachodzi się w ciążę, można odebrać od miasta specjalną plakietkę informującą, że jej właścicielka wkrótce zostanie mamą. Dzięki niej inne osoby uczulone są, by taką kobietę otoczyć specjalnymi względami (nawet jeśli jej sylwetka nie wskazuje jeszcze na błogosławiony stan). 

Ciążowe przesądy

Ciąża to stan, kiedy nawet najbardziej racjonalna kobieta, upojona wybuchową mieszanką hormonów rozważa: "a co jeśli - tu wstawić dowolną, nawet najbardziej nieprawdopodobną ludową mądrość - tkwi w tym ziarnko prawdy"? Na co dzień stąpająca twardo po ziemi racjonalistka na wszelki wypadek zdejmuje więc korale z szyi, bo przecież  lepiej losu nie kusić ("a co jeśli tkwi w tym ziarnko prawdy i dziecko urodzi się owinięte pępowiną?"). W Polsce tego typu ciążowe zabobony małymi kroczkami odchodzą do lamusa, są jednak kraje, w których mają się świetnie. Należy do nich na przykład Albania.

Albańczycy są bardzo przesądni. Jest tutaj na przykład taki zabobon, że jeśli kobieta w ciąży ma na coś ochotę i sobie tego odmówi, dziecko będzie miało jakieś znamię na ciele. Dlatego w obecności ciężarnej unika się rozmów o jedzeniu, żeby przypadkiem nie nabrała na coś ochoty, czego akurat nie ma pod ręką. Sama pamiętam taką sytuację, jak kiedyś w pracy, będąc w ciąży, powiedziałam, że mam ochotę na coś słodkiego. Następnego dnia wszystkie koleżanki przyniosły mi a to ciasteczka, a to cukierki

- wspominała Roksana Nowak. 

Do ciążowych zachcianek podobne podejście jest w Maroko. Jak czytamy słowa Marty El Marakchi na blogu Multiculti.pl, najgorsze, co może zrobić ciężarna to: podrapać się na głodniaka. 

Kobiety w Maroku bardzo uważają, żeby się przypadkiem nie podrapać, kiedy najdzie je na coś ochota. Wierzą, że w miejscu, w którym się podrapią, dziecko będzie miało siniaka (choć mi się wydaje, że raczej mają na myśli znamię). Zatem najpierw zaspokajamy zachciankę, a dopiero potem ze spokojnym sumieniem możemy się drapać

We wspomnianym już wpisie na blogu Multiculti.pl możemy również przeczytać, że Marokanki niczym saperzy muszą lawirować krętą ścieżką pomiędzy przeróżnymi przesądami. Przyszła mama nie może na przykład patrzeć zbyt długo na zwierzęta, bo dziecko mogłoby się urodzić w skórze jednego z nich. 

Jak ważna to zasada, odkryłam dopiero, kiedy oglądałam w internecie film dokumentalny o polskiej wsi. Jak film o wsi, to rzecz jasna kury muszą gdzieś w tle gdakać. To gdakanie w moim komputerze postawiło na nogi cały dom. Ostatecznie obejrzałam film do końca, ale musiałam obiecać, że na przyszłość będę unikać oglądania wideo ze zwierzętami

Równie przesądni są także Albańczycy. Tam przyszła mama, jeśli zmaga się ze zgagą, może być pewna, że ktoś ze znajomych powie jej ze współczuciem: "będziesz miała włochate dziecko". Mama nie tylko nie powinna mieć dolegliwości gastrycznych, lecz także dodatkowo musi dobrze planować pory wywieszania prania. Suszenie dziecięcych ubranek nocą to pech murowany! Tak samo, jak zbyt wczesne pochwalenie się ciążą. 

Prowadzenie ciąży

Kobieta jednak z reguły nie chce losu swojego i dziecka powierzać jedynie w ręce opatrzności i opierać się na ludowych mądrościach. w takiej sytuacji pierwsze kroki kieruje oczywiście do lekarza. W Polsce ciężarna u ginekologa dostaje kartę ciąży, w której średnio co miesiąc wpisywane są wyniki kolejnych badań. Jednak nie wszędzie tak jest. W Norwegii - choć zabobonów tam praktycznie nie ma - ginekologa w ogóle nie ogląda się na oczy. Ciążę prowadzą lekarz rodzinny i położna.

Z ich perspektywy prowadzenie ciąży w Polsce jest przemedykalizowane. Za bardzo skupiamy się na wszystkim złym, co się może zdarzyć, dlatego bardzo dużo jest wszystkich badań, pobierania krwi, moczu itd. To może tworzyć wręcz taką atmosferę strachu, napięcia. Tu wszystko dzieje się na spokojnie, nie ma nawet badania ginekologicznego. Wychodzą z założenia, że jeśli coś będzie się złego działo, wychwycą to zarówno lekarz rodzinny, jak i położna - bez konieczności wykonywania nadmiernej liczby badań

- opowiada nam Polka, która wychowuje dwoje dzieci w Norwegii. 

Zobacz wideo Na czym polega badanie USG w ciąży

Podobne podejście mają Szwajcarzy. Tam ciężarna przez całą ciążę może ani razu nie być u lekarza

Jeżeli ciąża przebiega bez komplikacji, w Szwajcarii wykonuje się trzy badania USG w ciąży i mogą być one także przeprowadzone przez położną. W razie potrzeby wykonuje się oczywiście więcej i są one refundowane przez ubezpieczyciela. Ogólnie wszystko, co związane z ciążą, jest w pełni refundowane - włączając w to zakup kwasu foliowego, opiekę okołoporodową oraz 10 wizyt położnej w domu po porodzie. To jest bardzo pomocne - położna przychodzi ważyć dziecko, pomaga w problemach z laktacją oraz w wątpliwościach związanych z pielęgnacją maleństwa

- opowiadała nam Ola Dufour, naukowiec i wykładowca Uniwersytetu Genewskiego, mama ze Szwajcarii, którą na Instagramie znajdziecie jako @insta_immunolog. 

 

Poród

Jeśli coś ma kobietę skutecznie zniechęcić do porodu i zaszczepić w niej paniczny lęk przed rozwiązaniem to z pewnością będą to opowieści z polskich porodówek. Choć sama przestudiowałam dokładnie wcześniej stronę "Rodzić po ludzku", która dostarcza wszelkich informacji o warunkach danego szpitala, to jednak rzeczywistość i tak mnie zaskoczyła. O ile wiecznie pędzącą gdzieś położną spotkać było trudno, o tyle panie roznoszące jedzenie potrafiły dopaść pacjentkę wszędzie. Przecież talerz sam się nie odniesie na wózek, o czym skrupulatnie przypominały. Gdybym mogła na te kilka godzin porodu przenieść się w dowolne miejsce na świecie pewnie wybrałabym Belgię.

Tam w szpitalu cały czas rodząca jest pod opieką personelu, który jest serdeczny i bardzo pomocny. Położna asystuje kobiecie podczas porodu i opiekuje się nią po porodzie.

Gdy powiedziałam, że chcę karmić piersią, zapisywały sobie godziny karmienia i przychodziły do mnie o wyznaczonej porze, by pomóc przystawić mi syna do piersi. Także w nocy. Uczyły też mnie i męża kąpać, przewijać i pielęgnować pępek synka

- opowiadała nam Anna Orslowska-Sas, od ośmiu lat mieszkająca w Belgii, gdzie wraz z mężem wychowuje syna.

 

Gdyby jednak kierować się tylko względami gastronomicznym, bez wątpienia postawiłabym na wikt w szwajcarskich placówkach. Jak opowiedziała mieszkająca tam Ola Dufour, natychmiast zadzwoniła do mamy, gdy zobaczyła swój obiad na porodówce. 

Nigdy nie zapomnę, jak podczas przyjęcia do szpitala położna zapytała, czy na jutrzejszy obiad wolę łososia, czy cielęcinę ze smardzami (tak, w Szwajcarii mama karmiąca może jeść grzyby, nie ma czegoś takiego jak dieta mamy karmiącej), a na deser lody czekoladowe czy tartę cytrynową

- opowiadała dalej Ola Dufor ze Szwajcarii. 

Choć w Europie porody w szpitalach są najbardziej powszechne, to jednak poza starym kontynentem, wcale nie jest oczywiste, że ciężarna będzie rodzić na szpitalnym łóżku. W Meksyku porody domowe są powszechne. Co ciekawe, zwłaszcza w bardziej tradycyjnych społecznościach nadal związane są one z szeregiem różnych ceremonii. Niektóre mogą szokować.  

Zgodnie ze starym zwyczajem, jeśli rodzi się w domu, to należy upuścić kilka kropli krwi ze świeżo przeciętej pępowiny na kolbę kukurydzy. Potem jej ziarenka zakopuje się w ziemi, aby wyrosła z nich nowa kukurydza, z której zostanie przyrządzone dziecku jego pierwsze jedzenie. Pępowinę z łożyskiem zakopuje się natomiast w rogu ogrodu przy domu. Jeśli chodzi o pępowinę, to na poziomie energetycznym tworzy ona więź między dzieckiem a matką. Przecina się ją podczas porodu po to, aby dziecko mogło od teraz nawiązywać relację z ojcem lub innymi osobami w otoczeniu

- opowiadała dr Ilianą Ramirez, Meksykanką od 10 lat mieszkającą w Polsce z mężem Polakiem i 9-letnią córką.

 Praca a ciąża

Wspominając swoją ciążę, widzę kilka rzeczy, które chciałabym zmienić, jednak rozmowy z mamami z innych krajów utwierdziły mnie w przekonaniu, że choć w Polsce łososia ze smardzami na porodówce nie zjem, to przynajmniej nie muszę wracać do pracy ledwo po zakończeniu połogu. W Polsce przysługuje aż 12 miesięcy urlopu macierzyńskiego. Co więcej, jeśli lekarz widzi takie wskazania, może ciężarną wysłać na pełnopłatne zwolnienie. To dla wielu kobiet komfort, o jakim mogą jedynie pomarzyć. W Belgii trzeba pracować do tygodnia przed porodem.

 Zaczynałam dziewiąty miesiąc, a zarówno koleżanki, jak i koledzy z biura dopytywali się, dlaczego tak wcześnie rezygnuję. Im wcześniej kończysz pracę przed porodem, tym więcej zabierane jest ci z urlopu macierzyńskiego. Ja przestałam pracować miesiąc wcześniej i ten miesiąc został mi odliczony z mojego urlopu macierzyńskiego, który wynosi w Belgii szalone 15 tygodni. Mogłam więc być z dzieckiem w domu jedynie przez trzy miesiące

- opowiadała mama z Belgii. 

Równie trudno jest w Japonii. Urlop macierzyński jest tam bardzo krótki: sześć tygodni przed porodem i osiem tygodni po porodzie. Ponieważ pracuje się długo i intensywnie, zwolnienia lekarskie na dziecko nie istnieją, wiele kobiet zmuszonych jest odejść z pracy. 

Japonki muszą być niesamowicie silne, bo na podział obowiązków z mężczyzną nie mają co liczyć. Zostają same ze wszystkim. Urlop ojcowski istnieje i jest całkiem długi, ale nie wypada go brać. Inna sprawa, że teraz ten temat jest akurat na topie. W styczniu tego roku Minister Środowiska Japonii ogłosił, że został ojcem i idzie na dwutygodniowy urlop ojcowski. Jego decyzja wzbudziła ogromną dyskusję na ten temat i odbiła się w mediach szerokim echem

- opowiadała nam Paulina Walczak-Matla, mama 2,5-letniego syna, od niespełna dwóch lat mieszkająca w Japonii. Prowadzi z mężem bloga "Rodziną w świat" .

Czego naprawdę ciężarnej do szczęścia potrzeba?

W Polsce kobiety w ciąży objęte są przez pracodawcę specjalną ochroną. Przyszłe mamy mogą też liczyć na specjalne traktowanie w części sklepów, u lekarzy czy w komunikacji miejskiej. Czy to są absolutnie niezbędne rzeczy? Czy można byłby się bez nich obejść? Jak pokazała część naszych rozmówczyń - tak można. Jednak nie taka rzeczywistość wcale nie ułatwia kobiecie życia. 

Choć dla wielu osób taka postawa jaki się jako przesadnie roszczeniowa, to jednak kompletowanie kolejnych przywilejów to wcale nie główny cel ciężarnej. To bardzo szczególne dziewięć miesięcy, gdy najbardziej do szczęścia potrzebna jest przede wszystkim zwykła ludzka serdeczność. O ile więc na belgijską opiekę medyczną czy lody czekoladowe z trawą cytrynową ze szwajcarskiej porodówki polskie pacjentki póki co nie mogą liczyć, o tyle przy okazji Dnia Kobiet (i nie tylko) każdy z nas może obdarzyć przyszłe mamy choć odrobiną albańskiej troskliwości.

Więcej o tym, jak wygląda macierzyństwo poza granicami naszego kraju przeczytasz w naszym cyklu "Matka Polka za granicą" >>>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.