Matka Polka za granicą: W Rosji fajnie jest być dzieckiem, gorzej z byciem mamą

Mam poczucie, że moskwianie hołubią, wręcz rozpieszczają dzieci. Dzieci są wszędzie. Dzieciom wolno wszystko, nie zauważyłam, by je publicznie ktoś karcił. Mam poczucie, że dobrze jest w Moskwie być dzieckiem. Gorzej z byciem mamą - z Anną Gołębiewską, instagramową "Mamą w Moskwie", mamą niespełna rocznej Marysi rozmawiamy, jak z jej perspektywy wygląda macierzyństwo w stolicy Rosji.

Polki wychowują dziś swoje dzieci nie tylko w Polsce. Wiele z nich los rzucił do innych krajów. Tam założyły rodziny i prowadzą domy. O swoich doświadczeniach opowiadają w naszym nowym cyklu "Matka Polka za granicą". Nasze cykle znajdziecie w poniedziałki o 19 na serwisie eDziecko.pl i Gazeta.pl. Zapraszamy!

Zuzia Ałdycka: Jak znalazłaś się w Rosji?

Anna Gołębiewska: Z moim partnerem poznaliśmy się w pracy w Polsce. Nasze życie toczyło się normalnie, aż do dnia, gdy dostaliśmy telefon - zaoferowano mu pracę na placówce w Moskwie. Uznaliśmy, że to świetna okazja, by zarobić. Przyjęliśmy ofertę, Piotrek wyjechał do Moskwy, ale ja zostałam w Warszawie. Przez dobry rok mieliśmy dwa domy. Jeździłam do niego, kiedy tylko się dało. Potem jednak, gdy zaszłam w ciążę, wszystko się zmieniło. Podróże nie mogły się już odbywać z taką samą intensywnością. Postanowiliśmy więc, że nasza rodzina zamieszka razem w Moskwie.

Obawiałaś się wyjazdu na Wschód?

Podczas kilku wizyt miałam okazję trochę poznać Rosję. Choć od znajomych słyszałam, że tam "białe niedźwiedzie chodzą po ulicy", "jest bieda", "puste sklepy", to na własnej skórze przekonałam się, że Moskwa nie różni się wiele od dużego polskiego miasta. Wszystko jest dostępne, aczkolwiek w wyższych cenach.

Jest drożej?

Oj, tak. Kupując tylko podstawowe produkty na kilka dni trudno nam zejść poniżej 500 zł. Dziecko w domu dodatkowo winduje sklepowy rachunek. Posiłek w słoiczku jest trzy-cztery razy droższy niż w Polsce. To samo z pieluchami - trzeba zapłacić dwa-trzy razy więcej. Asortyment jest natomiast podobny. Wszystkie podstawowe produkty są, choć z małymi wyjątkami.

Małymi, ale istotnymi?

W sumie tak. Dodałabym, że małymi, istotnymi i zaskakującymi. Chciałam kupić włoszczyznę. Tutaj takiego produktu nie ma. Przede wszystkim nie ma korzenia pietruszki. Można dostać nać, można dostać suszoną natkę, ale korzeń? Nikt o tym nie słyszał. Poza tym zaskoczyło mnie też, że w małych sklepikach sprzedawcy owijają w folię spożywczą każde warzywo oddzielnie - pora, paprykę, kalafiora. W dużych supermarketach tego nie ma, ale w małych warzywniakach to nagminne zjawisko. A no i są jeszcze słynne metki.

Słynne metki?

Piałam o tym zjawisku na swoim Instagramie. W Polsce małym dzieciom raczej wycina się metki w ubrankach, żeby ich nie drapały. Tutaj tego się nie robi, bo metki wszyte są na zewnątrz. Ja i tak je wycinam, ale wiele bobasów dumnie "paraduje" z metkami na widoku.

 

W Rosji znalazłaś się, gdy córka miała dwa miesiące. Dlaczego nie zdecydowałaś się na ciążę i poród w Moskwie?

Zadecydowały głównie względy finansowe. Na państwową służbę zdrowia obcokrajowiec nie ma co liczyć, poza tym są duże kolejki i różny standard obsługi. Natomiast prywatna służba zdrowia jest bardzo droga. Koszt samego porodu zaczyna się od trzech tysięcy dolarów. Jeśli doliczyć do tego koszty badań i wizyt w ciąży, to robią się już astronomiczne kwoty. Jedyne, czego mi żal w związku naszą decyzją, to fakt, że ominęła mnie wielka rosyjska impreza po wyjściu ze szpitala [śmiech]. Tutaj to huczna feta. Młodzi rodzice z porodówki wracają często samochodem udekorowanym jak na ślub.

Impreza na powitanie nowego członka rodziny, udekorowany samochód... Skoro Rosjanie tak cieszą się z powiększenia rodziny, to pewnie też lubią dzieci.

Nie tylko lubią. Mam poczucie, że moskwianie je hołubią, wręcz rozpieszczają. Sklepy są wypakowane pod korek rzeczami dla maluchów. Perłą w koronie jest jednak Centralny Detskiy Mir. Na Łubiankach, blisko dawnej siedziby KGB, znajduje się coś na kształt galerii handlowej, ale mieszczą się tam tylko sklepy z rzeczami dla dzieci. Na kolana powala nie tylko rozmiar tego miejsca, ale i wygląd. To ogromny stary budynek, z piękną elewacją. Stając w progu Detskiego Miru, ma się wrażenie, że wchodzi się do jakiejś baśniowej krainy, a nie sklepu. Od drzwi witają cię animatorzy przebrani za postaci z bajek. Dodatkowo organizują zajęcia i warsztaty dla maluchów. Wszędzie jest masa światełek, pięknych stoisk, dekoracji, wspaniały zegar z ogromnym wahadłem. Pięć pięter samych sklepów dla dzieci, w tym np. H&M, ale oczywiście jedynie dział dziecięcy.

Zakupy, zakupy, a co z miejscami do zabawy?

Na to nie mogę narzekać. Co podwórko, to plac zabaw. I nie mam tu na myśli jednej smętnej huśtawki, lecz naprawdę ciekawe i kolorowe miejsca tętniące życiem. Co fajne, są one dostosowane do wieku dzieci. Jeśli więc przy twoim bloku jest tylko wysoka zjeżdżalnia, zbyt stroma dla twojego malucha, wystarczy przejść na drugą stronę ulicy i już tam będzie placyk dla znacznie mniejszych dzieci. Tego jest mnóstwo.

 

Brzmi nieźle!

I tak jest, a to nie koniec. W Moskwie można znaleźć dużo ciekawych zajęć i animacji dla dzieci, choć raczej są one przeznaczone dla tych od roku w górę. Jest mnóstwo przeróżnych klubików, sal zabaw, kącików dziecięcych. Hitem wśród rodziców jest teraz Farma miejska. To - jak sama nazwa mówi - farma przeniesiona w przestrzeń miejską. Mają tam kozy, kury, alpaki, ale również szklarnie, gdzie odbywają się specjalne warsztaty dla dzieci. To naprawdę wyjątkowe miejsce.

Aż chce się być dzieckiem w Moskwie!

Mam wrażenie, że tam wszyscy są nastawieni do nich pozytywnie. W sklepie, w restauracji - dzieci są wszędzie, bo też jest dużo rodzin. Dzieci się rozpieszcza, wolno im wszystko, nie zauważyłam, by je publicznie ktoś karcił. Mam poczucie, że faktycznie dobrze jest w Moskwie być dzieckiem.

A dobrze jest być mamą w Moskwie?

Z tym już trochę gorzej. Zwłaszcza, jeśli chodzi o samą przestrzeń miejską. Mimo tego, że jestem tu już siedem miesięcy, to jako mama jeszcze ani razu nie odważyłam się przejechać słynnym moskiewskim metrem. Powód jest prozaiczny: nie wszędzie montuje się windy czy platformy dla wózków. Co prawda, kładzie się bezpośrednio na schody specjalne metalowe szyny, ale one znowuż są bardzo strome. Mnie jeszcze przerażają. Nie wiem, jak sobie radzą Rosjanki. Dziwię się tym bardziej, że raczej nie korzystają z nosideł czy chust. Wolą wózki. A tutaj zwykłe zwykłe wyjście do sklepu jest wyzwaniem. Wiele ze sklepów, tak samo zresztą jak restauracji, znajduje się w podpiwniczeniach albo na półpiętrze. Wszędzie schody i schody. Dla mnie to skuteczna bariera.

Co robisz w takiej sytuacji?

Trzeba poprosić o pomoc, bo na ulicy ludzie to raczej sami z siebie nie wyjdą z inicjatywą. W mniejszej społeczności i przestrzeni wygląda to inaczej. W moim bloku jest przy wejściu kilka schodów do pokonania. Jeśli kogoś spotkam na klatce, to zawsze oferuje pomoc. Niezależnie od tego, czy to silny młody mężczyzna czy starsza kobieta. Co mnie zaskoczyło, to natomiast poczucie wspólnoty wśród mam. Istnieje na przykład niepisana zasada, że przestrzeń kobiet z dziećmi jest przestrzenią bezpieczną. Jeśli jedna siedzi na ławce w parku, a druga mama idzie z dzieckiem pobawić się na huśtawce obok, ta pierwsza zerka na jej wózek. Jeśli na przykład w sklepie w kolejce do kasy obok jest inna mama, to Rosjanka po wymienieniu porozumiewawczych spojrzeń nie będzie bała się na chwilę odejść od wózka i szybko pobiec po zapomniane ze sklepowej półki masło. Druga mama przypilnuje jej wózka i w razie potrzeby zabawi dziecko.

 

Jakimi matkami są moskwianki?

Chodząc po swojej okolicy, obserwując inne mamy, widzę, że to są dziewczyny bardzo zadbane. Nie chodzi o to, że noszą Gucci czy Chanel, ale nie wyjdą z domu w poplamionym dresie. Są zawsze uczesane, umalowane, schludnie ubrane. Dbają też o ciało. Często można spotkać mamę ćwiczącą na siłowni plenerowej, podczas gdy jej maluch śpi w wózku obok. Nie jest łatwo być mamą, niezależnie od szerokości geograficznej. Na pewno więc są tak samo zmęczone, ale nie da się po nich tego poznać. Czy to dobrze? Nie wiem, ale wyobrażam sobie, że musi być im trudno nie odpuszczać sobie także w tej sferze życia. 

Kiedy mama zwykle rozstaje się z dzieckiem i wraca do pracy?

Urlop macierzyński trwa około pięciu miesięcy, z czego 70 dni przed porodem przyszła mama spędza już w domu. Gdy znów wraca do pracy, często pomagają jej babcie. Z reguły jednak maluch trafia do żłobka. My zdecydowaliśmy się zostać z Marysią w domu, ale rozglądamy się już za przedszkolem. Do wyboru są zarówno placówki prywatne, jak i państwowe.

Wy już macie upatrzoną placówkę dla Marysi?

Póki co chcemy, żeby pierwsze trzy lata Marysia spędziła z nami w domu. Mogę pracować zdalnie, więc to wiele ułatwia. Przedszkoli jest dużo, jednak jeśli chodzi o miejsca, to są problemy. Zaleca się zapisanie się w kolejkę oczekujących, jak tylko uzyska się po porodzie niezbędne dokumenty. Choć są sposoby, by to obejść. Szukając przedszkola, natrafiliśmy na oficjalną informację na stronie internetowej, że za darowiznę na rzecz przedszkola w wysokości 20 tys rubli [ok 1200 zł - przyp. red], dziecko będzie miało zagwarantowane miejsce.

Jakie są moskiewskie przedszkola?

Podoba mi się, że przy każdym przedszkolu są piękne podwórka z placami zabaw. Często stawia się nad nimi specjalne wiaty, dzięki czemu maluchy mogą bawić się także, gdy pada deszcz. Chodząc z wózkiem widzę, jak dzieci szaleją na tych placach, ale też "pracują". Mają na przykład swoje łopatki do śniegu i zimą odśnieżają podwórko. O ile jednak na placu zabaw dzieci mogą się wyszaleć, o tyle w środku bywa już inaczej. Jeden ze znajomych ojców wpadł kiedyś do przedszkola w porze obiadu i zszokowało go to, co zobaczył. Dzieci jadły posiłek w absolutnej ciszy. Jak w wojsku.

Co o Polakach sądzą Rosjanie?

Dla Rosjan Polacy reprezentują Europę, tzw. Zachód, lepsze życie. Dla wielu Rosjanek to główne marzenie, by znaleźć sobie faceta z "Europy", który ją stamtąd zabierze. Rosja to Rosja, a nie Europa. Do tego dochodzi bardzo krzywdzące prawo regulujące kwestie przemocy domowej i społeczną akceptację tego zjawiska. Mężczyzna ma praktycznie zawsze rację. Uderzy kobietę? Właściwie nic się nie stało. Ona może się nawet gdzieś poskarżyć, ale on nie będzie skazany. W zeszłym roku było głośno o mężczyźnie, który zabrał żonę do lasu i siekierą odrąbał jej rękę. Bo ona zaczęła spotykać się z kimś innym, a on był zazdrosny. Owszem został skazany, czyn był brutalny. Natomiast odniosłam wrażenie, że społeczeństwo go nie potępiło tak bardzo kategorycznie, jak na to w mojej ocenie zasługiwał. Z drugiej strony Rosja się zmienia, w Moskwie widać to najbardziej, mam więc nadzieję, że zmiany zaczną docierać też do tej dziedziny życia.

Przeczytaj też pozostałe rozmowy z naszego cyklu "Matka Polka za granicą" >>>

Ty lub twoja koleżanka mieszkacie za granicą i chciałybyście podzielić się z nami swoją historią o życiu mamy poza Polską? Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.