Wielu rodziców zmaga się z dylematem, co powinni dawać dziecku do szkoły na śniadanie. Wiedzą, że przede wszystkim musi być zdrowo i smacznie, ponieważ żaden rodzic nie lubi, kiedy dziecko wraca do domu z niezjedzonym śniadaniem. Ten dylemat postanowił rozwiązać nauczyciel z przedszkola. Napisał list do Alicii Liebel, mamy czteroletniego syna. W liście oznajmił, że tego dnia nie dała dziecku żadnych owoców ani warzyw. Kobieta zdenerwowała się, ponieważ w posiłku dziecka były korniszony. Nauczyciel napisał, że to wstyd, że dziecko dostało takie śniadanie.
Alicia na swojego Twittera wstawiła zdjęcie listu od nauczyciela syna. Oświadczyła, że nauczyciel wysłał jej listę z zaznaczoną sekcją warzyw i informację, że "pikle się nie liczą" do dziennego limitu. Poprosiła obserwatorów o pomoc.
"Dzisiejsza sytuacja podczas lunchu wywołała poważną debatę. To wymaga waszego komentarza. Czy zamarynowane warzywo jest nadal warzywem? Czy to się liczy?" - zapytała. Opisała również wytyczne szkoły: "Uwaga, w każdym posiłku musi być 1/4 każdego z dwóch różnych warzyw lub 1/4 owocu". Przyznała, że rodzice są zmuszani do wkładania mleka, białka, owoców, warzyw i chleba do pojemnika na lunch swojego dziecka i jeśli nie zostanie spełniony odpowiedni limit tych składników, wysyłane są ostrzeżenia.
Kobieta napisała, że zawsze przygotowuje jedzenie swojego syna z "miłością", a pomimo to została skrytykowana. Przyznała, że jest zdenerwowana sytuacją. Obserwatorzy chętnie komentowali post, zgadzając się ze zdaniem mamy. "Ciekawe, jak bardzo zdrowe są obiady nauczycieli?" - dodała Alicia, na co jedna z obserwatorek napisała: "Wiesz, kto napisał, że je zimne hot-dogi zanurzone w serze na lunch? Jeden z nauczycieli".
Jakie są największe problemy polskiego systemu edukacji?