Kary w żłobkach i przedszkolach. "Za zamkniętymi drzwiami różne rzeczy się dzieją"

Naklejki ze smutną buźką, sadzanie do stolika, aby się wyciszyć, ale też krzyki czy kary zbiorowe. Jak (i czy w ogóle) w żłobkach i przedszkolach karane są dzieci? Na co powinni zwracać uwagę rodzice? I jak powinni postępować wychowawcy?

"Za zamkniętymi drzwiami różne rzeczy się dzieją" - napisała jedna z komentujących, gdy na naszym profilu na Facebooku zapytaliśmy o kary stosowane w żłobkach i przedszkolach. Jak wychowawcy upominają dzieci, gdy te zrobią coś niepożądanego?

Smutne buźki i odizolowanie od grupy

W wielu placówkach funkcjonuje system nagród i kar - to różnego rodzaju minki przyklejane obok imienia dziecka, naklejki czy pieczątki. W zależności od tego, jak dziecko się zachowywało, na koniec dnia dostaje "pochwałę" lub "naganę".

Równie popularne jest odizolowanie od grupy - "niegrzeczne" dziecko może trafić do innej grupy (najczęściej słyszy "bo pójdziesz do maluchów") lub nie będzie mogło brać udziału w aktywnościach, tylko musiało samotnie siedzieć przy stoliku i "przemyśliwać" swoje postępowanie.

- Zadałam takie pytanie (jak wyglądają kary) na pierwszym spotkaniu organizacyjnym w przedszkolu i usłyszałam, że panie nie stosują kar. Funkcjonuje odesłanie dziecka do stoliczka, aby się wyciszyło, i rozmowa - wskazuje jedna z osób obserwujących nasz profil.

- Odesłanie dziecka do stolika to dla mnie kara - odizolowanie od grupy. Chyba że dziecko samo wyraża na to zgodę, jest wtedy z dorosłym i rozmawiają - zauważa inna.

Niestety, przy przeładowanej grupie, gdzie jest niemiłosierny hałas i jedna pani, która musi ogarnąć całą grupę, rozmowa z dzieckiem to marzenie

- podsumowuje inna komentująca.

Jednak w wielu placówkach to właśnie na dialog z małym człowiekiem kładzie się największy nacisk.

- Sama jestem opiekunem w żłobku i nigdy nie było sytuacji, żebym ja lub inna z cioć postawiła dziecko w kącie lub ukarała całą grupę. Jak zepsuje jakąś zabawkę, to trudno. To są tylko małe dzieci, nie wszystkie rozumieją, że robią źle. Nie wyobrażam sobie, by karać grupę lub karać nie swoje pociechy. Czasami trzeba wytłumaczyć, że robi źle, że inne dzieci też chcą się pobawić lub poczytać książę, którą właśnie porwało, ale to wszystko. Czasami, jak się już nie da zapanować nad którymś, to wezmę na kolana i chwilę musi ze mną posiedzieć na pufie - opowiada komentująca.

Wtóruje jej kolejna: - Jaka kara w przedszkolu? Ja się z tym nie spotkałam. Raczej pani tłumaczy, co jest nie tak, ale też chwali za dobre zachowanie i myślę, że w tym tkwi sukces. Dzieci chcą być chwalone i raczej dążą do zauważenia ich dobrego zachowania niż do tego, żeby być upomnianym.

A co z karami?

Jeśli nauczyciel stosuje jakiekolwiek kary wobec dziecka przedszkolnego, to jest to przejawem jego bezradności i braku należytego przygotowania do tej pracy

- podsumowuje kolejny z komentujących.

Kary zbiorowe wciąż obecne

Chociaż zakazane (mówi o tym art. 87, roz. III Konwencji Genewskich), kary zbiorowe wciąż są stosowane. Za przewinienie jednego dziecka odpowiada cała grupa.

- Jak dziecko nie było grzeczne, na przykład nie chciało bawić się z innymi lub zepsuło jakąś zabawkę, to na drugi dzień cała grupa nie mogła bawić się nowymi zabawkami zakupionymi do przedszkola - wspomina jedna z komentujących.

- U mojej córki jest tak, że jak jedna osoba coś przeskrobie, to cała grupa na przykład nie może w wyznaczony wcześniej dzień przynieść zabawki z domu. Moja córka jest przygnębiona, bo zawsze na ten dzień czeka - zaznacza inna.

Słabość okazana siłą

Komentujący przytaczają też sytuacje, gdy wychowawcy nadużywali swojej siły. I to dosłownie.

- Mój syn został wyszarpany za uszy za to, że nie chciał przebrać się na przedstawieniu. Kobieta została zwolniona, bo zaczęłam grozić sądem - mówi jedna z komentujących nasz wpis.

To nie jest odosobniona sytuacja. - Moje dziecko było popychane przez nauczycielkę. Poza tym grupowo karano dziecko, które przewiniło. Wyglądało to tak, że dziecku, które na przykład nastąpiło innemu na nogę, później na nogę następowała cała grupa.

Przypadków fizycznego karania jest niestety więcej. - Opiekunka biła dzieci po rękach, gdy coś źle zrobiły, były wyzywane, a później zapychane słodyczami, aby nie mówiły, co się dzieje - to wspomnienia ostatnich miesięcy żłobka.

Czujność przede wszystkim

Komentujący wskazują, że należy być czujnym, ale też nie wzywać policji na każdy sygnał dziecka. Najpierw powinniśmy wszystko sami sprawdzić.

- Dzieci w żłobku nie potrafią mówić, więc się nie wypowiedzą. Dzieci w przedszkolu mają bujną wyobraźnię i sporo sytuacji wyolbrzymiają tylko po to, by wymusić coś od rodziców i wzbudzić ich litość. Ale oczywiście, jeśli dziecko się na coś poskarży, to trzeba porozmawiać z ciocią i to wyjaśnić, a dziecku zawsze powtarzać, że musi mówić prawdę i za każdym razem ze spokojem wysłuchać - podkreśla komentująca.

- A może tak dzieci opowiedzą, co dzieje się w domach. Byłby ciekawy temat - podsuwa inny z naszych obserwujących.

Facebookowicze zaznaczają także, że wychowawcy muszą sobie jakoś radzić.

System kar i nagród w przedszkolu to wewnętrzna sprawa przedszkola. To od nauczyciela zależy, co będzie robił, aby uspokoić nadpobudliwe dzieci. O ile nie są to kary cielesne albo znęcanie psychiczne - to rodzicom nic do tego. Zachowanie wynosi się z domu i jeśli ktoś sam nie potrafi wychować swojego dziecka, to może zrobić to za niego ktoś inny

- uważa jeden z komentujących.

Co może zrobić wychowawca, gdy dzieci wchodzą mu na głowę? I na jakie sygnały muszą być wyczuleni rodzice? Zapytaliśmy psychologa.

Ranią nie tylko czyny, ale i słowa. Zobaczcie, czego dziadkowie nie powinni mówić ani wnukom, ani ich rodzicom:

Zobacz wideo

Kara to działanie krótkofalowe

Stosowanie kar rzadko przynosi oczekiwane, długofalowe efekty - dzieci, z lęku przed karą, być może przez chwilę będą zachowywać się tak, jak chcieliby dorośli. Jednak gdy tylko ryzyko dostania kary się zmniejszy, powrócą do wcześniejszego zachowania - ponieważ motywacja do działania oczekiwanego przez dorosłych jest wtedy wyłącznie zewnętrzna

- przypomina psycholog, Joanna Gruhn-Devantier. Wskazuje, że używanie kar jako metody wychowawczej (podobnie jak i nagród) uczy dzieci, że warto postępować wyłącznie tak, jak oczekują tego od nas inne osoby - silniejsze, mające władzę - bo to się opłaca. Każda kara opiera się na wywoływaniu w dziecku lęku - przed odebraniem mu czegoś ważnego, odizolowaniem go, warto więc zastanowić się, czy chcemy, żeby dzieci zachowywały się w określony sposób ze strachu, czy dlatego, że rozumieją sytuację i decydują się współdziałać z dorosłymi.

Kara nie jest rozwiązaniem

Wychowawcy mogą skorzystać z różnych rozwiązań przyjaznych najmłodszym. Alternatywą dla stosowania kar jest przyjęcie postawy szacunku i zrozumienia wobec dziecka, jego potrzeb i przeżyć.

  1. Po pierwsze, niezwykle ważne jest to, by dbać o zaspokojenie potrzeb dziecka - warto pamiętać o tym, że żłobek czy przedszkole to miejsca, w których dzieci doświadczają bardzo wielu trudnych sytuacji - od nadmiaru bodźców (m.in. hałasu), po liczne frustracje (wiele zakazów, czynności zabronionych, zasad, których się nie rozumie, a należy się trzymać). Jeśli chcemy, żeby dzieci zachowywały się w jakimś miejscu "dobrze", to musimy zadbać, by w tym miejscu czuły się dobrze. Zawsze więc w pierwszej kolejności warto zastanowić się nad tym, z czego wynika trudne zachowanie dziecka - może jest zmęczone i potrzebuje chwili odpoczynku? Może potrzebuje więcej uwagi ze strony nauczyciela? Może potrzebuje więcej ruchu niż pozostali?
  2. Dzieci komunikują się z innymi ludźmi językiem osobistym i taki język jest też dla nich najlepiej zrozumiały. Warto więc mówić do dzieci wprost o tym, czego od nich oczekujemy, co nam przeszkadza. Takie komunikaty muszą jednak być autentyczne, czyli spójne z tym, co rzeczywiście o danej sytuacji myślimy. Zdania takie, jak "nie chcę, żebyś...", "chcę, żebyś teraz...", "przeszkadza mi, kiedy..." to komunikaty, które dzieci rozumieją znacznie lepiej niż "tak nie wolno" lub "to jest niegrzeczne".
  3. Dzieciom trudno jest stosować się do narzuconych z góry, niezrozumiałych dla nich zasad. Dlatego też ważne jest tłumaczenie im (z użyciem języka osobistego), dlaczego czegoś od nich oczekujemy, a na coś się nie zgadzamy, przykładowo: "kiedy mówisz w tym samym czasie, kiedy ja coś wam opowiadam, to trudno mi się skupić i zapominam, co ważnego chciałam powiedzieć. Chciałabym, żebyś postarał się wytrzymać jeszcze chwilę w ciszy, a jak skończę, to chętnie cię wysłucham".
  4. W trudnych sytuacjach warto nazywać uczucia dziecka - wtedy dzieci mogą lepiej zrozumieć, co same przeżywają i czują się usłyszane. "Widzę, że jesteś bardzo zły", "wydaje mi się, że to, co się stało, zdenerwowało cię" - to słowa, które pomagają obniżać napięcie. Tymczasem mówienie "jak się zaraz nie uspokoisz, to..." tylko je zwiększa. Pamiętajmy, że kilkuletnie dzieci nie potrafią jeszcze same regulować swoich emocji i uspokoić się na zawołanie! O złości można rozmawiać, zastanawiać się wspólnie nad tym, co pomaga, kiedy jesteśmy zdenerwowani, ale uczenie dzieci, że wyrażanie gniewu to coś złego, poskutkuje jedynie tym, że zacznie on być tłumiony i wyrażany ze zdwojoną siłą w innych sytuacjach.
  5. Poprzez trudne zachowania dzieci bardzo często pokazują dorosłym, że przeżywają coś trudnego, z czymś sobie nie radzą. Nie potrzebują wtedy kary, a wyjaśniającej rozmowy - takiej, w której dziecko będzie mogło opowiedzieć, co nim kierowało, co przeżywało w tej sytuacji, a dorosły będzie autentycznie zainteresowany przeżyciami dziecka.

Co powinno zaniepokoić rodziców?

Joanna Gruhn-Devantier wskazuje, że nagła, trudna do zrozumienia zmiana w zachowaniu dziecka może być sygnałem, że w przedszkolu dzieje się coś niepokojącego. Kłopoty z zasypianiem, wybudzanie się w nocy, silne wybuchy złości, trudności z jedzeniem, moczenie się w nocy - to sygnały, że dziecko może przeżywać wzmożone napięcie. Odmowa chodzenia do przedszkola, częstszy niż dotychczas płacz lub oznaki silnego lęku również są sygnałami, że dziecko z czymś sobie nie radzi. W takiej sytuacji warto więc uważnie przyjrzeć się temu, co trudnego może mieć miejsce zarówno w domu, jak i w przedszkolu.

Warto pamiętać o tym, że we wszystkich placówkach, do których uczęszczają dzieci, pracują ludzie, którzy mogą być zmęczeni, mogą odczuwać bezradność lub po prostu mieć na sobie zbyt dużo odpowiedzialności czy obowiązków. Konflikt pomiędzy rodzicem a placówką nigdy nie służy dziecku. Dlatego zamiast rozpoczynać od oskarżeń i pretensji warto zacząć od spokojnej rozmowy o naszych obserwacjach, tym, co nas martwi lub niepokoi oraz o tym, jak chcielibyśmy, żeby nasze dziecko było w przedszkolu traktowane. Można też podzielić się z wychowawcą tym, co pomaga dziecku w trudnych sytuacjach, gdy jest ono w domu. Gdy trudno o porozumienie pomiędzy placówką a rodzicami, pomocne może okazać się skorzystanie ze wsparcia psychologa przedszkolnego.

***

Konsultacja: Joanna Gruhn-Devantier - psycholog dzieci i młodzieży, psychoterapeutka, założycielka poradni Dom Rozwoju.

Więcej o:
Copyright © Agora SA