Rodzinne podróże: Bawaria

Bawaria to kraina baśniowych zamków, a jej stolica Monachium to jedno z najpiękniejszych miast Niemiec. Na pewno nie będziecie się tam nudzić.

Największą atrakcją naszego wyjazdu miała być wizyta w "zamku Myszki Miki". Z zielonych dolin pięliśmy się coraz wyżej - w kierunku Alp - we mgłę i chłód południowej Bawarii.

Neuschwanstein kusił mnie, rozpalał moją wyobraźnię od najmłodszych lat, kiedy zobaczyłem go na folderach przywiezionych z RFN-u. Z początku nie wierzyłem, ale starsi przekonywali mnie, że takie miejsce naprawdę istnieje. Nigdy nie zobaczyłem go jako dziecko, zamek odwiedziłem dopiero z własnymi dziećmi.

BUDOWNICZY JAK DZIECKO

Bawarskiego króla, który go wybudował, nazywano "Szalonym". Ludwik II Wittelsbach - co za szczęściarz! - nigdy nie wydoroślał: nawet jako władca zafascynowany był baśniami i zamkami. Zaniedbywał politykę, baśniowe zamki nie tylko podziwiał, ale też budował. Ponieważ cierpiał na wiele fobii (m.in. strach przed poddanymi), spędzał w nich większość czasu. Budując Neuschwanstein, zadłużył się na 14 milionów marek. Ostatecznie został odsunięty od władzy, a wkrótce potem zginął w tajemniczych okolicznościach.

Dziś Bawarczycy nazywają Ludwika Szalonego "swoim umiłowanym królem", a jego zamki są największą atrakcją turystyczną regionu. Najwspanialszy z nich to właśnie Neuschwanstein, na którym wzorowali się budowniczowie zamku Kopciuszka w Disneylandzie.

ÓSMY CUD ŚWIATA

Wyłonił się nagle zza gór i mgły, gdy zbliżaliśmy się do miasteczka Hohenschwangau, a dzieci od razu rozpoznały w nim budowlę z czołówki bajki o ukochanej Myszce Miki. Stał na grzbiecie skały i strzelał w niebo wieżami, a widok dookoła zapierał dech w piersiach - nie widziałem w życiu bardziej idealistycznego wyobrażenia rycerskiego zamku. I jak w dzieciństwie - nie byłem pewny, czy jawa to, czy sen.

Ludwik Szalony nie zamierzał wpuszczać do zamku obcych. Ale zrobiono to już sześć tygodni po jego śmierci. Jednak dzięki wpływom za zwiedzanie udało się uregulować gigantyczny dług króla.

Neuschwanstein położony na uboczu, dość wysoko w górach, przetrwał bez uszczerbku obie wojny światowe. Składowano w nim zagrabione we Francji dzieła sztuki i złoto z państwowego skarbca. W kwietniu 1945 roku, aby nie dopuścić do przejęcia skarbów przez aliantów, SS kazało wysadzić budowlę w powietrze.

Ale bajki przecież nie kończą się tragicznie - wyznaczony do tego zadania dowódca rozkazu nie wykonał. Uratował dzieła sztuki i zamek. Dziś co roku odwiedza Neuschwanstein niemal półtora miliona turystów. A w 2007 roku w głosowaniu na nowe siedem cudów świata zajął ósme miejsce. Nasze dzieci też były nim zachwycone. Tylko co chwila pytały: "Gdzie się podziała Myszka Miki?".

DROGA WŚRÓD KRÓW

W drodze z Monachium do zamków szalonego króla mija się zielone doliny, na których pasą się krowy. Kolorowe krowy z plastiku gęsto stoją też przy drodze i przed wieloma zajazdami. Naszym dzieciom pomogło to ostatecznie zrozumieć, że mleko bierze się od zwierząt, a nie ze sklepu. Bieganie wokół naturalnej wielkości figur, wspinanie się na ich grzbiety, przyglądanie mlekodajnym wymionom było ich ulubioną rozrywką podczas postojów w podróży.

OLIMPIJSKIE WIDOKI

W Monachium, jednym z najpiękniejszych miast Niemiec, dzieci też miały co robić. Wyszalały się zwłaszcza w rozległym Ogrodzie Angielskim (Englischer Garten), gdzie my, dorośli, nabieraliśmy sił w japońskiej herbaciarni i podziwialiśmy kopię greckiej świątyni Monopteros.

Ale najfajniej było w miasteczku olimpijskim. Olympiapark München zbudowano całkiem niedaleko centrum, specjalnie na letnie igrzyska olimpijskie w 1972 roku. Park jest rozległy, zielony, ze wzgórzem i jeziorem pośrodku. Widać go jak na dłoni z 300-metrowej wieży Olimpiaturm (na szczycie oprócz tarasu widokowego jest obrotowa restauracja; pełen obrót zajmuje 53 minuty).

KARUZELE I KOLEJKA

Przemek z ciekawością zagląda do teleskopów, za pomocą których można oglądać okolicę. I już nie może się doczekać, kiedy zjedziemy do położonego u stóp wieży wesołego miasteczka.

Na straganach sprzedają kiełbaski, pączki i łakocie (a dla dorosłych pszeniczne piwo). Po parku kursuje kolejka (bilet dla dorosłego kosztuje 3,50 euro, dla dziecka - 2,50 euro, maluchy do 4 lat nie płacą). Po drodze mija się wszystkie atrakcje, a dzieci najbardziej emocjonuje, kto okaże się szybszy: kolejka czy ludzie uprawiający w parku jogging.

PODWODNY RAJ

Na deser zwiedzamy podwodny raj, czyli Sea Life München. Jego największą atrakcją jest akwarium mieszczące 400 tysięcy litrów wody i przedzielone szklanym tunelem, z którego na wyciągnięcie ręki obserwować można rekiny. Wrażenia niezapomniane. Ale oczywiście nie tylko dla rekinów warto tu wstąpić. W Sea Life można podziwiać także bajkową ekspozycję gwiazd morskich, gigantyczne żółwie, niezwykłe ośmiornice, koniki morskie i wiele gatunków ryb. W specjalnie przygotowanym małym basenie swoją siedzibę mają kolorowe kraby. Dzieci mogą tu nie tylko przyjrzeć im się z bliska, ale nawet delikatnie wziąć je do ręki.

W kasie bilet do Sea Life kosztuje dla dorosłego 16,50 euro, dla dziecka powyżej 3 lat - 13,20 euro (mniejsze dzieci wchodzą za darmo). Lepiej go jednak kupić online, zapłacimy wtedy znacznie mniej.

DŻUNGLA W ZASIĘGU RĘKI

Oczywiście odwiedzamy też monachijski ogród zoologiczny Hellabrunn, czyli pierwsze geozoo na świecie (powstało w 1911 roku). Niewiele jest tu klatek i tradycyjnych małych wybiegów. To raczej park safari podzielony na sektory ze zwierzętami z różnych stref klimatycznych (jest dżungla, sawanna, a nawet strefa polarna), w których zapewnia się im warunki jak najbardziej odpowiadające naturalnym. Niektóre zwierzaki można więc podziwiać tylko z daleka, wiele jednak jest niemal na wyciągnięcie ręki. Szczególnie ciekawie jest w porze karmienia i podczas specjalnych pokazów, w czasie których opiekunowie prezentują zwierzęta (godziny karmienia i pokazów można sprawdzić na stronie internetowej ogrodu). Dla dzieciaków dodatkową atrakcją jest minizoo, w którym można pogłaskać małe zwierzątka, i dwa place zabaw.

Maluchy do 4 lat nie płacą za wstęp do zoo, bilet dla starszego dziecka kosztuje 5 euro, dla dorosłego - 14 euro.

SPACERKIEM PO MIEŚCIE

Miło spaceruje się ulicami Monachium, bo zawsze natknąć się można na coś ciekawego: sklep, którego witryna wypełniona jest suszonymi owocami z całego świata we wszystkich możliwych kolorach, albo salon ferrari, gdzie można się sfotografować przy bolidzie Formuły 1. Po warzywnym targu niedaleko głównego Marienplatzu włóczyliśmy się bez końca. Patrycja (2 i pół roku) z przejęciem wąchała kwiaty, razem z Przemkiem przyglądała się egzotycznym owocom z najróżniejszych zakątków świata. Dzieci najbardziej zadziwiły dżakfruty, gigantyczne owoce drzewa bochenkowego.

Na wystawach sklepów Patrycja oglądała lalki w ludowych bawarskich strojach, a Przemek chciał już na stadion Allianz Arena. Od niedawna gra tu najlepszy polski piłkarz Robert Lewandowski. Ciekawe, że podczas meczów jego Bayernu stadion świeci się na czerwono, a podczas rozgrywek innego monachijskiego zespołu TSV 1860 na niebiesko. To tam Przemek postanowił, że może jednak zostanie piłkarzem (a nie policjantem).

Dzieci do 5 lat mogą zwiedzić stadion za darmo, bilet dla dziecka od 5 do 13 lat kosztuje 6,50 euro, dla dorosłego - 10 euro.

Więcej o: