Rodzeństwo bez rywalizacji: "Nie ma idealnej różnicy wieku. Dziecko w każdym wieku przeżywa przyjście na świat rodzeństwa" [WYWIAD]

"Każde dziecko jest inne i naturalne jest, że wzbudza w nas różne emocje" - z Małgorzatą Jankowską, psychologiem, rozmawiamy o tym, jak być mądrym rodzicem rodzeństwa.

Karolina Stępniewska: - "Mam już dziecko, świetnie, gdyby miało rodzeństwo, bo to najwspanialszy prezent, jaki mogę mu podarować". Czy to słuszna koncepcja?

Małgorzata Jankowska, psycholog: - Koncepcja jest pewnie słuszna, bo to bardzo fajnie mieć rodzeństwo. Natomiast nie jest to wcale takie proste i na początku zarówno rodzice, jak i dzieci, borykają się z różnego rodzaju trudnościami.

Bez względu na wiek pierwszego dziecka?

- Tak, bo dziecko w każdym wieku przeżywa przyjście na świat rodzeństwa. Pewnie najmniej świadomie robią to dzieci najmłodsze, takie "rok po roku", ale one też. Chociaż nie potrafią tego zauważyć i nazwać, ich sytuacja zmienia się diametralnie: mama nie jest już tylko dla nich, a to maleństwo, które się pojawiło jest bardzo absorbujące.

W książce "Rodzeństwo bez rywalizacji" pojawienie się brata czy siostry porównuje się do sytuacji, w której mąż przyprowadza do domu kobietę i mówi do żony: "Dzień dobry, kochanie, to będzie moja druga żona".

- To jest bardzo trafne porównanie. Naprawdę dobrze pokazuje, co przeżywa dziecko. Ma wyjątkową pozycję w rodzinie i nagle wszystko zostaje zachwiane. Nagle trzeba podzielić się tym, co najcenniejsze: uwagą i czasem rodzica, przestrzenią w domu. Czas, kiedy z tego będą realne zyski dla dziecka jest bardzo oddalony. Umówmy się: kiedy pojawia się noworodek to opowiadanie dziecku, że będzie się z nim bawiło itd. jest nieprawdą, bo to jeszcze nie ten moment.

To porównanie do drugiej żony jest dlatego tak trafne, bo trafia do rodziców. Pomaga im wczuć się w sytuację dziecka, co normalnie jest trudne, ale jeśli przełoży się to na sytuację małżeńską to mogą zrozumieć jakiego kalibru to jest przeżycie.

A czy nie jest tak, że mniejszym dzieciom jest łatwiej się dogadać, niż kiedy ta różnica to np. 8 lat?

- Nie ma idealnej różnicy wieku. Kiedy dzieci są małe, to jest to dla nich trudne, bo mają większą skłonność do rywalizowania o rodzica, a kiedy różnica wieku jest większa, trudniej im nawiązać ze sobą kontakt. Takie pięć lat to jest już jest bardzo dużo - to nie tak, że one nie będą się ze sobą bawiły, miały kontaktu ale też są już na zupełnie innym etapie rozwojowym.

Mówi się, że między rodzeństwem zawsze są konflikty. Naprawdę tak jest? Obserwując znajome rodzeństwa widzę, że nie ma jednego wzoru, są dzieci, które są sobie bliższe i takie, które kłócą się bez przerwy. Od czego to zależy?

- Od kilku rzeczy. Tak naprawdę uważam, że kluczowe są dwie rzeczy: po pierwsze temperament i preferencje dziecka. Dzieci rodzą się różne - jedne są bardziej wrażliwe sensorycznie i emocjonalnie, bardziej pobudliwe, łatwiej się denerwują, wszystko mocniej przezywają, a inne dzieci są bardziej zrównoważone z natury. Jeśli trafia się dwoje bardziej zrównoważonych dzieci, to im będzie łatwiej się porozumieć, a jeśli dwoje dzieci bardziej wrażliwych, to wiadomo, że szanse na nieporozumienia będą większe.

Druga sprawa - absolutnie kluczowa - to to, co rodzice robią w tych sytuacjach konfliktowych.

Co powinni robić?

- Zacznijmy od tego, czego nie powinni robić, a co jest klasyką zachowań i co bardzo konfliktuje ze sobą rodzeństwo: rodzice wchodzą w rolę sędziego. To najgorsza rzecz, jaką mogą zrobić! Mówią: winny - niewinny. Ty przeproś, ty się uspokój. Wydają dyspozycje. Nawet, jeśli ten wyrok jest sprawiedliwy, dzieci mają poczucie krzywdy. Każdy przecież patrzy ze swojej perspektywy. Jeśli ktoś nie został zrozumiany, nawet jeśli jego zachowanie obiektywnie nie było w porządku, to odczuwa frustrację.

Dzieci zostają w takiej sytuacji w bardzo negatywnych emocjach i najczęściej kierują je właśnie do rodzeństwa, bo na rodzica trudno im się złościć. Jeśli na dodatek ta sytuacja się powtarza i jeśli jedno dziecko ciągle jest tym niedobrym, to rozłam jest coraz większy. Jedno jest faworyzowane, przynajmniej w odczuciu dziecka, a drugie czuje się pokrzywdzone, odrzucone. Często jest też tak, że to bardziej pobudliwe, impulsywne dziecko wpada w taką rolę, a to drugie wie, jak je sprowokować.

Nie wchodzić w rolę sędziego. To co robić, kiedy trzeba zainterweniować?

- Po prostu opisywać to, co widzimy albo słyszymy. Na przykład jeśli dzieci się kłócą i jedno płacze albo skarży, że zostało np. popchnięte, to rodzic zamiast powiedzieć: "Proszę zaraz przestać, proszę przeprosić, proszę się ładnie bawić, podajcie sobie ręce na zgodę...", lepiej jeśli powie: "widzę tu dwoje dzieci, które chcą bawić się tą samą zabawką; słyszę, że jest ci przykro, bo siostra wyrwała ci tę zabawkę; widzę, że bardzo chciałabyś się bawić z siostrą, ale nie umiecie się dogadać. Co z tym zrobicie?".

Bo przecież o to właśnie chodzi w tej sytuacji - szarpią się, bo chcą się bawić tą samą zabawką. Dzieci jest dwoje, zabawka jedna. Jaki mają pomysł? Nawet małe dzieci w takich sytuacjach potrafią znaleźć rozwiązanie, bo jak nie są oceniane, to nie wchodzą w obronę, tylko uruchamiają myślenie, szukają rozwiązania. Oczywiście nie jest tak cudownie, że to działa jak zaklęcie za każdym razem i w cudowny sposób zaprowadza pokój między dziećmi, ale ogólnie działa i bardzo zachęcam do takich interwencji.

A co zrobić, kiedy dziecko przychodzi do mnie na skargę?

- Nie roztrząsać i nie robić przesłuchania, tylko powiedzieć: słyszę, co mówisz. Słyszę, że jest ci przykro, że to się zdarzyło. Jeśli drugie dziecko w tym czasie mówi "ale nie było tak", to ja wtedy pytam: "To dlaczego ona płacze? Co takiego się stało?". Warto mu pomóc zobaczyć to drugie dziecko, spojrzeć na tę sytuację z boku.

To jest tak samo, jak kiedy my, dorośli, jesteśmy w emocjach kłócąc się z kimś. Też widzimy tylko swój punkt widzenia. Ale jeśli osoba, która stoi z boku - i nie musi być wcale psychologiem - opisze nam to, co widzi, zamiast wchodzić w rolę: "ty masz rację, a ty nie", może nam bardzo pomóc.

Mój problem ze skarżeniem polega na tym, że mnie to irytuje. Czy wolno mi powiedzieć wprost: "Nie przychodź do mnie na skargę"?

- Można powiedzieć: "Spróbujcie to załatwić między sobą". Kiedy moje dzieci były młodsze i przychodziły do mnie, mówiłam im czasem: "Dlaczego mówisz to mnie? Powiedz jemu, że ci przykro". Mówię dzieciom, żeby dzieliły się tym, co przeżywają. To ważne, bo dzieci uczą się w ten sposób obserwować i rozpoznawać swoje emocje, a dzięki temu lepiej panować nad nimi, a także radzić sobie rozwiązywać trudne sytuacje. Uczą się mówić, że coś je martwi, że czegoś się boją, dzielić się przeżyciami z drugim człowiekiem. To bardzo ważna umiejętność.

Czy można w ogóle uniknąć konfliktów między rodzeństwem?

- Hmm. Moje dzieci, kiedy przygotowywałam się do warsztatów i wykładu "Rodzeństwo bez rywalizacji", powiedziały, że to nierealne. Tak jak w każdym związku, nawet tym najlepszym - jeśli nie ma konfliktów, to znaczy, że tam wiele siedzi pod spodem. Każdy może mieć różny dzień, różny nastrój i nie ma takiej możliwości, żeby nigdy nie wchodzić sobie w drogę. Dzieci mają tak samo. Nie chodzi o to, żeby sobie ustępowały, tylko, żeby potrafiły rozwiązywać konflikty konstruktywnie, na tyle, na ile są w stanie to robić w swoim wieku.

I tu nasza rola, żeby je tego nauczyć.

- Tak, dokładnie. Nie rozsądzać. Moja córka powiedziała: "Trzeba pozwalać im samym rozwiązywać konflikty", "Nie wolno zmuszać do przepraszania ... bo jak mówią to z własnej woli, to więcej tego nie zrobią, a jak nie z własnej woli - to to nic nie daje". Moje dzieci zaproponowały też takie rozwiązanie: "Trzeba kupić im 2 koty - jak się pokłócą, to pójdą do kota i się wyżalą, i będą spokojniejsi do rozmowy". W tym jest głęboki sens: to "pójście do kota" symbolizuje poradzenie sobie z silnymi emocjami, ochłonięcie dzięki bliskiemu, nieoceniającemu kontaktowi z drugą istotą. I to jest nasze zadanie: przyjąć dzieci z ich emocjami, nie mówić im: nie złość się, uspokój się, co to za zachowanie! Tylko powiedzieć: widzę, że jest ci smutno, widzę, że to cię złości, czy chcesz mi o tym opowiedzieć?

Kiedy dzieci często kłócą się miedzy sobą, to jest to trudne dla całej rodziny. Jak sobie z tym poradzić? Mieć nadzieję, że z tego wyrosną?

- Myślę, że nie. Kiedy mówię, że konflikty są dobre, potrzebne i naturalne, nie mam na myśli ekstremalnych sytuacji, w których konflikty trwają od momentu otworzenia oczu przez cały dzień i przy każdej okazji. Jeśli tak jest, to nie jest dobrze. To nie jest naturalne. Jeśli tak jest ciągle, warto zasięgnąć opinii specjalisty i zobaczyć, co takiego dzieje się między dziećmi, co one przezywają, na co reagują lub co usiłują uzyskać przez ciągłe wchodzenie w konflikty.

Jeśli, tak jak mówiłyśmy na początku rozmowy, zakładamy, że to rodzeństwo jest dla siebie, to musimy zadbać o ich relacje. To tak jak w małżeństwie - jeśli pokłócimy się raz w tygodniu i rozwiążemy problem to w porządku, ale jeśli kłócimy się codziennie na dzień dobry i na dobranoc, to trzeba zastanowić się, co się takiego dzieje między nami.

A co może się dziać między rodzeństwem?

- Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to ta, że konflikty często prowokują dzieci, które mają mało uwagi w pozytywnych lub neutralnych sytuacjach. Złe zachowanie zawsze przyciąga uwagę: rodzic zawsze przyjdzie, kiedy dziecko komuś np. dokuczy. A teraz, kiedy rodzice są tak zabiegani, rzadko mają czas, żeby po prostu poświęcać dziecku uwagę, porozmawiać, poczytać bajkę, obejrzeć film. Są nieobecni, bo bardzo dużo pracują, a jak wrócą do domu to mają jeszcze mnóstwo obowiązków. I w związku z tym dziecko, żeby przyciągnąć ich uwagę, będzie robiło różne rzeczy: mogą to być kłopoty z zachowaniem w szkole lub w domu, a jeśli mają rodzeństwo - mogą to być regularne konflikty z rodzeństwem, itd.

Co z bójkami? To nadal naturalne czy już niekoniecznie?

- Pewnie w jakiś sposób bicie to odruch naturalny, bo w różny sposób usiłujemy się bronić lub uzyskać coś, na czym nam zależy. Trudno powiedzieć o dziecku, które usiłuje coś uzyskać siłą, że to zachowanie jest nienormalne, ale też nie powinniśmy tego tolerować.

W takiej sytuacji opisujemy rzeczywistość? "Widzę dziecko, które uderzyło drugie dziecko" zamiast kategorycznego "nie wolno się bić!"?

- W takiej sytuacji stawiamy granicę. Ważne jest, żeby była jasna informacja od rodziców, że w ten sposób nie wolno okazywać złości. Jeśli się złościsz możesz tupnąć, krzyknąć, powiedzieć to bratu, ale nie możesz kopnąć ani uderzyć. Zachęcam do tego, żeby pozwalać chociaż podnieść głos, bo coś ze złością trzeba zrobić.

Ważne w takiej sytuacji jest też to, żeby zająć się ofiarą - tym dzieckiem, które zostało uderzone. Bo to ono tej uwagi właśnie potrzebuje. Często jest tak, że my się wytrząsamy nad tym, które uderzyło, a to drugie chlipie w kąciku samotnie. To pierwsze nienawidzi już drugiego, bo ma przez niego problemy, to drugie czuje się opuszczone, a na koniec my jeszcze mówimy: "przeproś" i to pierwsze idzie z zaciśniętymi zębami i mówi "przepraszam", a odchodząc jeszcze coś (lub kogoś) kopnie i tak to odreaguje. Warto się zastanowić z jakimi uczuciami i myślami odchodzi to upomniane dziecko - czy czegoś je to nauczyło, czy nasza reakcja uruchomiła w nim współczucie dla tego drugiego, czy jest to lekcja dzięki której dziecko tego nie powtórzy? Czy raczej będzie się starało wykręcić od odpowiedzialności albo nie dać złapać? A przecież nie o to nam chodzi.

Nie wchodzimy w ocenianie: "jesteś okropny, jak tak mogłeś". Dziecko czuje się wtedy atakowane. Bardzo często jest tak, że kiedy zajmujemy się pokrzywdzonym dzieckiem to drugie samo podchodzi i przynosi zabawkę albo pogłaszcze - i to jest jego forma okazania skruchy. Najważniejsze nie jest to, żeby ono wydukało "przepraszam", ważne, żeby się zainteresowało I oto nam właśnie chodzi, żeby u dziecka pojawiła się refleksja, że takie zachowanie krzywdzi innych, a nie żeby ustawić dziecko na baczność i wywołać jeszcze większą złość.

Dodatkowo ważne jest też to, żeby nasze reakcje wobec pokrzywdzonego nie były nadmiarowe, bo wtedy dziecko, które ucierpiało, będzie wchodziło w rolę ofiary. Niech nasze reakcje będą umiarkowane, ale niech będą sygnałem, że jesteśmy i widzimy, że trzymamy rękę na pulsie. Kiedy dziecko się przewróci, nie dzwonimy przecież od razu po karetkę, tylko pytamy: czy boli? Czy przytulić? A może już wszystko w porządku? Ale żeby wiedzieć, czy już w porządku to trzeba zapytać.

Chyba często jest tak, że jedno z dzieci rzeczywiście wchodzi w rolę ofiary. Można tego oduczyć?

- Najpierw musimy zobaczyć, jak je tego nauczyłyśmy, bo przeważnie jest to efekt tego, jak rodzic reaguje w takich sytuacjach, jakie komunikaty daje dziecku. Trzeba się wycofać z takich zachowań, nie wzmacniać tego, pokazywać dziecku jego odpowiedzialność, jego wpływ na sytuację - bo ofiara niczemu nie jest winna i nic nie może: trzeba zatem pokazać, że może i że (zwykle) każdy ma swój "kawałek" w danej sprawie.

Jako rodzice często bardzo dużo energii wkładamy w to, żeby żadne z naszych dzieci nie poczuło się pokrzywdzone, żeby wszystkiego było po równo: słodyczy, bajek, miłości. Jeśli jedno ma urodziny, drugie też dostaje prezent. To słuszna droga?

- Z tymi urodzinami to jakiś obłęd. To fenomen naszych czasów, kiedyś tego nie było. Moim zdaniem to zupełnie nie jest do niczego potrzebne. Zastanawiałam się skąd to się wzięło i myślę, że to taka forma ochrony dziecka przed najmniejszą nawet frustracją. Ale przecież to drugie dziecko też będzie miało urodziny. Nasze dzieci będą się w życiu stykać z różnymi frustrującymi sytuacjami i jeśli my robimy wszystko, żeby nigdy nie odczuwały frustracji, to wejdą w życie nieprzygotowane.

A co z tą miłością po równo?

- To chyba w ogóle niemożliwe. Każde dziecko jest inne i naturalne jest, że wzbudza w nas różne emocje. Ale nie wiem, czy miłość jako taką w ogóle można zmierzyć i zważyć. Ważne jest to, żeby każde czuło się kochane. A wcale nie jest tak, że czują się kochane po równo, kiedy wszystkiego mają po równo. Sprawiedliwie to nie znaczy po równo! Sprawiedliwie to znaczy każdemu według potrzeb. A potrzebą każdego dziecka jest, by czuło się kochane, widziane i rozumiane.

Przychodzi nasze dziecko i mówi o bracie: on jest głupi, oddaj go, zanieś go z powrotem. I co teraz? Ponieśliśmy klęskę?

- Nie, to tylko informacja, że dziecko bardzo przeżywa pojawienie się rodzeństwa i czegoś bardzo mu brakuje. Naszym zadaniem jako rodziców jest poświęcić mu uwagę, zwrócić uwagę na to, jak funkcjonujemy z naszymi dziećmi. Warto też zauważyć, że starsze dziecko, które przy tym nowym jest takie duże, też jest wciąż małe i też potrzebuje pomocy, zainteresowania, wsparcia.

Bardzo fajnym sposobem, który polecam rodzicom w takich sytuacjach jest "terapia zabawą". Polega to na tym, żeby poświęcić jakiś czas tylko na zabawę z dzieckiem. I robić z nim to, na co ono ma ochotę. To nie musi być codziennie, może być raz w tygodniu - fajnie, jak jest częściej, ale najważniejsze, żeby było regularnie. Pół godziny lub godzina, która jest tylko dla dziecka pozwala poczuć się ważnym, nasycić się obecnością rodzica, poczuć się mniej zagrożonym przez siostrę lub brata i dzięki temu budować lepsze relacje z rodzeństwem.

Dzieci przeróżnie reagują na taką propozycję. Czasem są zaskoczone, nie dowierzają, a starsze nawet węszą podstęp, ale cieszą się tym bardziej niż czymkolwiek innym. To co w tym ważne: to nie mają być fajerwerki - możemy się przytulać przez pół godziny, dziecko może rysować i pokazywać nam swoje prace i zabawki, a nawet gry na komputerze... Ważna jest nasza obecność, pełna uwaga i nieocenianie dziecka. Wyłączamy wtedy telefon, nie mieszamy w garach, nie mamy innych spraw - po prostu patrzymy na nasze dziecko, słuchamy go, poznajemy jego świat, uczucia, potrzeby. Lepiej, żeby to był krótszy czas, ale rzeczywiście w 100 proc. poświęcony dziecku i żeby o tym pamiętać i wywiązywać się z umowy. Rodzice mogą się wymieniać: jedno w tym czasie jest z jednym dzieckiem, a drugie z drugim. Następnego dnia zamiana. Często dążymy do tego, by być ciągle razem, taka rodzinna sielanka, a to taka pułapka, bo każdy czasem chce mieć kogoś bliskiego tylko dla siebie. Także dziecko.

Małgorzata Jankowska - psycholog i terapeuta, pracuje w Fundacji Zdrowia, Opieki Społecznej i Edukacji oraz PPP w Warszawie, prowadzi warsztaty dla rodziców, dzieci i dorosłych (m.in. "Rodzeństwo bez rywalizacji")

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.