Intymność w sieci. Rodzicu, zadbaj o nią!

Roczny maluch bawiący się na plaży na golasa, dwulatek na nocniku, pięciolatek w kąpieli. Rodzice wrzucają takie zdjęcia do internetu, nie przewidując, jak bardzo mogą zaszkodzić dziecku.

Gdyby do domu dorosłych ludzi wtargnęła bez ich zgody ekipa telewizyjna, by zainstalować w nim kamery, a później upublicznić nagrania, zostałoby to uznane za bezprawny zamach na ich prywatność, a osoby odpowiedzialne za złamanie gwarantowanego przez konstytucję prawa do prywatności musiałyby ponieść konsekwencje. Gdyby wizerunek dorosłego człowieka w sytuacji intymnej lub upokarzającej został bez jego zgody upubliczniony lub wykorzystany w jakikolwiek, niezgodny z jego wolą sposób, stanowiłoby to pogwałcenie prawa do godności i spotkałoby się z powszechnym potępieniem. Dorosły mógłby podać do sądu osobę, która naruszyła jego dobra osobiste.

Kiedy to samo dzieje się z dziećmi, niewiele osób widzi w tym cokolwiek złego, a polskie prawo, choć teoretycznie gwarantuje -odpowiednimi artykułami Konstytucji i Konwencji o Prawach Dziecka - ochronę dziecięcej prywatności, w praktyce nie chroni jej w żaden sposób.

Publiczne życie prywatne

Za prywatność dzieci odpowiadają ich rodzice, którzy w dzisiejszych czasach mają wiele możliwości upubliczniania wizerunku swoich pociech, a co za tym niestety idzie, zwykle nieświadomego łamania ich prawa do prywatności, intymności i godności. Ryzykują przykre konsekwencje tej decyzji. Takie możliwości stwarza telewizja produkująca programy, do udziału w których zapraszane są rodziny, ale przede wszystkim internet, w którym jest mnóstwo serwisów i portali umożliwiających dzielenie się prywatnymi informacjami, zdjęciami i filmami.

Platformy blogowe i serwisy społecznościowe dają możliwość dokumentowania życia rodzinnego oraz dzielenia się radościami i troskami rodzicielstwa nie tylko z najbliższymi, ale też z całym światem. Wielu użytkowników Facebooka i autorów blogów nie ma jednak świadomości, że zdjęcia i filmy raz zamieszczone w internecie zostają w nim na zawsze i mogą stać się obiektem przeróbek rozpowszechnianych w celach, którym daleko do rodzicielskiej intencji pochwalenia się swoim dzieckiem.

Przykre konsekwencje

Jakiś czas temu internet obiegła - komentowana w sposób, jakiego nie życzyłby sobie żaden rodzic ani żadne dziecko - fotografia ukazująca dziewczynkę w stroju komunijnym i elegancko ubraną kobietę (być może matkę), przed którymi rozłożono na dywanie prezenty z okazji pierwszej komunii: nie tylko Biblię, okolicznościowe kartki i bombonierki, ale też laptop i sporo banknotów.

Niektóre osoby wykorzystujące to prywatne (ale bezrefleksyjnie upublicznione przez rodziców) zdjęcie zakrywały twarze przedstawionych na nim osób, inne - przeciwnie - rozpowszechniały dalej cały wizerunek dziecka, nie zastanawiając się nad krzywdą, jaką może mu wyrządzić takie publiczne napiętnowanie. Jak mogła się czuć ośmioletnia dziewczynka oglądana i wyśmiewana przez tysiące ludzi? Jak my czulibyśmy się na jej miejscu?

W zeszłym roku kilku uczestników popularnego programu telewizyjnego Superniania przyznało, że udział w nim zaszkodził dzieciom, które stały się obiektem drwin ze strony rówieśników. I choć niektórym rodzinom program pomógł, a dzieci nie odczuły na razie przykrych konsekwencji występu, warto pamiętać, że odcinki Superniani są dostępne na DVD i w internecie. W każdej chwili rówieśnicy mogą obejrzeć bohaterów tych produkcji w sytuacjach, w jakich większość z nas nie chciałaby być oglądana: w toalecie, w wannie czy podczas przeżywania trudnych emocji. Obejrzeć i wyśmiać.

To samo może spotkać dzieci, których fotografie dokumentujące intymne momenty życia - dotychczas zamieszczane w rodzinnych albumach i przeznaczone wyłącznie dla oczu najbliższych - są publikowane przez rodziców np. na Facebooku.

Pomyśl, zanim wrzucisz

Zamieszczane w sieci fotografie czy filmy przedstawiające nagie dzieci w kąpieli lub na plaży mogą też trafić w niepowołane ręce i być wykorzystane w sposób, jaki większości rodziców nie mieści się w głowie. Zwraca na to uwagę Fundacja Dzieci Niczyje w trwającej od kilku miesięcy kampanii "Pomyśl, zanim wrzucisz" przeznaczonej dla rodziców korzystających z mediów społecznościowych. Jednym z elementów tej kampanii było umieszczenie za wycieraczkami samochodów w centrum Warszawy, a więc w miejscu, w którym zazwyczaj pojawiają się reklamy agencji towarzyskich, ulotek zawierających typowe wakacyjne fotografie dzieci. Obok umieszczono pytanie: "Czy wiesz, gdzie mogą trafić zdjęcia twojego dziecka wrzucone do internetu?".

Naturalnie nie da się przewidzieć wszystkich konsekwencji rodzicielskich decyzji. Nie wiemy, czy któreś z zamieszczonych na Facebooku, całkowicie niewinnych i neutralnych, zdjęć rodzinnych nie stanie się w przyszłości powodem drwin z dziecka w szkole. Ale niektóre sytuacje można przewidzieć. I przyjąć chociażby zasadę, by fotografii nagich dzieci nie upubliczniać.

Warto też się zawsze zastanowić - przed opublikowaniem zdjęcia dziecka w internecie, przed opisaniem na ogólnodostępnym forum śmiesznego (z naszego punktu widzenia) wydarzenia z jego udziałem, podczas rozważania udziału rodziny w programie telewizyjnym - jak nasze dziecko oceni nasze decyzje w przyszłości.

Warto też pomyśleć, jak my sami czulibyśmy się na jego miejscu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA