Bliźniaki

Rodzice bliźniaków zgodnie twierdzą: dopóki nie przyszły na świat nasze dzieci, nie wiedzieliśmy, jacy potrafimy być zaradni i dobrze zorganizowani!

Luiza Grubert-Hołownia, mama ośmiomiesięcznych bliźniaczek Poli Anny i Ingrid Julii

Mój mąż jest bliźniakiem. Mogliśmy się więc spodziewać, że i nam urodzi się dwójka dzieci naraz. Ale jak przyszło co do czego, byliśmy w szoku.

Trafiłam na forum "Dubeltowe Mamuśki" na Facebooku. Jest tu kilkaset mam bliźniąt i wieloraczków. Poznałam inne rodziny, inne historie. Dzięki nim poczułam ulgę - zrozumiałam, że i my damy sobie radę. Oprócz wsparcia psychicznego dostałam też od dziewczyn z forum mnóstwo rad. Na przykład taką, żeby zaopatrzyć się w podwójny laktator elektryczny. Dzięki niemu w 15 minut miałam opróżnione obie piersi. Albo żeby kupić 6 butelek - tak, by starczyło na wszystkie nocne karmienia.

Wszystkie mamy powtarzały: podstawa to synchronizacja i organizacja. To prawda. Przekonałam się, że jeśli mam normalnie funkcjonować - jako mama i jako pani domu - dziewczynki muszą w tym samym czasie jeść i spać. Od początku więc, kiedy jedna się budziła i domagała jedzenia, druga też je dostawała. Karmiłam jedną ręką Polę, a drugą Ingrid. Układałam je w kokonie z poduszek i trzymałam dwie butelki. Kiedy trzeba była którąś odbić, brałam ją na ręce, a przechyloną pod odpowiednim kątem butelkę siostry podpierałam poduszeczką czy maskotką. Oczywiście asekurowałam ją w tym czasie. Z czasem robiłam to sprawnie i automatycznie - jakbym była ośmiornicą i miała kilka par rąk.

Na początek kupiliśmy z mężem jedno łóżeczko - wiedzieliśmy, że dziewczynki będą spać razem. Przez pierwsze tygodnie w poprzek obok siebie, z czasem z główkami po przeciwnych stronach. Kiedy skończyły pół roku, przestały się mieścić. Rozdzieliliśmy je, ale oba łóżeczka ustawiliśmy obok siebie. Dzięki temu usypiając je, mogę obie jednocześnie głaskać.

Na szczęście z usypianiem nigdy nie było u nas problemu. Dziewczynki szybko nauczyły się, że nie ma szans na bujanie czy usypianie na rękach. Kiedy miały trzy miesiące, zaczęły przesypiać całe noce. Uratowało nas to - dzięki temu i my mogliśmy się zregenerować.

Może to zabrzmi okropnie, ale rodzice bliźniaków nie mogą sobie pozwolić na nadskakiwanie dzieciom. Kochamy je nad życie i okazujemy to, kiedy tylko się da. Ale mamy do opieki dwójkę naraz, nie mówiąc już o gotowaniu, zakupach, sprzątaniu. Pola i Ingrid często muszą trochę poczekać, zanim mama lub tata odpowiedzą na wezwanie i się nimi zajmą.

Bardzo ułatwiło mi życie to, że w każdym pomieszczeniu w domu mam sprzęty, w których mogę bezpiecznie usadzić dzieci. W jednym pokoju są to foteliki samochodowe, w drugim łóżeczka, w trzecim krzesełka do karmienia, w czwartym bujaczki. Korzystam też z tzw. poduszek-cebuszek, czyli długich giętkich wypełnionych kuleczkami wałków, z których można zrobić kokonik dla dziecka, poduszkę do karmienia albo zaporę dla przemieszczającego się malucha.

Dla rodziców bliźniąt bardzo ważne jest planowanie wydatków. Już w ciąży zaczęłam się tego uczyć. Na początek zaopatrzyłam się tylko w rzeczy absolutnie niezbędne, i to w ilościach minimalnych. Poluję na okazje i promocje. Kiedy kupuję przez internet, dopominam się o rabaty albo przesyłkę gratis. Wybierając wózek, foteliki samochodowe czy leżaczki zdecydowaliśmy się na takie, które starczą na dłużej. Poza tym, o ile to tylko możliwe, stawiam na rzeczy używane. Dzięki ofertom na forum zdobyliśmy świetny wózek: wąski i długi (70 cm na 170 cm), z kierownicą, która pozwala mnie, drobnej osobie, sprawnie manewrować na chodniku albo między sklepowymi półkami. W komplecie są foteliki samochodowe, które wpinają się w stelaż wózka. Dzięki temu jestem w stanie sama zapakować dzieci do samochodu. Z domu jadę wózkiem na parking. Tam wkładam foteliki z dziewczynkami do auta, a wózek do bagażnika.

Na pocieszenie przyszłym rodzicom bliźniaków powiem, że jak człowiek musi sobie poradzić, zawsze znajdzie sposób. Ja doszłam do tego, że nie tylko opiekuję się córkami i pracuję, ale też znajduję czas, żeby szyć im zabawki z filcu.

Milena Naworska, mama rocznych bliźniaczek Antoniny i Nataszy

Jest dużo plusów posiadania bliźniaków. Pierwszy, jaki odkryliśmy: każde z nas mogło wybrać jedno imię. Inna pozytywna rzecz: mężczyzna musi się zaangażować w opiekę nad dziećmi. Jeśli w domu są dwie osoby, nie ma opcji, żeby mama sama karmiła, kąpała, przewijała bliźniaki. Dobra organizacja to podstawa!

W ciąży dużo leżałam. Przeczytałam świetną książkę "Bliźnięta atakują!" Marty Kuligowskiej i Sandry Nowak. Grzebałam w sieci w poszukiwaniu używanych rzeczy dla dziewczynek. Sprawa podstawowa to był wybór wózka. Jest ich zatrzęsienie. Trzeba było zdecydować, czy dzieci mają siedzieć obok siebie, czy jedno za drugim. Wybrałam tę pierwszą opcję, bo chciałam, pchając wózek, widzieć obie córki. Decydując się na model, trzeba wymierzyć drzwi do domu, drzwi do windy, wreszcie bagażnik samochodowy. Przy tak dużych wózkach podstawa to pompowane koła i przednie koła obrotowe. Ostrzegam! Wózki bliźniacze są zwykle bardzo ciężkie. Jeśli mama zamierza sama jeździć samochodem, warto wziąć pod uwagę ciężar wózka. Ja do samochodu zawsze wychodzę z "obstawą", przez co nie zawsze mogę przyjąć od koleżanek propozycje spotkań z dziećmi.

Druga ważna rzecz, którą trzeba przemyśleć, to spanie. Nasze dziewczynki najpierw spały w gondolach. Po kilku tygodniach przenieśliśmy je do wspólnego łóżka (standardowych rozmiarów). Kiedy miały po pół roku, zaczęły spać osobno - każda w swoim pokoju. Nie chcieliśmy, żeby budziły się nawzajem w nocy.

Czytałam, że teoretycznie można karmić bliźnięta z obu piersi naraz. Mnie się to nie udało. Próbowałam też przystawiać córki do piersi jedna po drugiej. Zrezygnowałam, bo zabierało to zbyt dużo czasu. Zamiast tego ściągałam mleko i podawałam je z butelki. Dzięki temu mogłam spokojnie wyjść z domu, wiedząc, że w lodówce jest odciągnięty pokarm.

Mieliśmy na lodówce kartkę, na której ten, kto karmił, notował, która dziewczynka ile zjadła i o której godzinie. Przy dwójce dzieci można naprawdę się w tym pogubić, szczególnie w tym początkowym okresie.

Nocami podzieliliśmy się tak: do pierwszej w nocy karmił mój partner, potem ja. Karmiłam córki jedna po drugiej. Pierwsza dostawała mleko ta, która płakała z głodu, druga jadła "na zapas" - chodziło o zsynchronizowanie dzieci.

W ciągu dnia świetnie się u nas sprawdził duży kojec. Nazywamy go placem zabaw: ma 3 na 4 m, jest otoczony płotkiem, a na podłodze leżą piankowe puzzle i mnóstwo zabawek. Dziewczynki nie spędzały w nim oczywiście całego dnia, ale kiedy na przykład gotowałam albo szłam do toalety, mogłam być spokojna, że są bezpieczne. Odkąd Nataszka i Tosia raczkują, chodzą za mną po całym mieszkaniu jak dwa małe pieski. Wszędzie i zawsze razem.

Nasze dziewczynki teoretycznie mają osobne ubranka, ręczniki, kocyki, ale w praktyce trudno upilnować, co jest czyje. Dbam o to, żeby miały osobne szczoteczki do zębów, ale i nimi potrafią się wymienić. Z próbami zachowania sterylności pożegnałam się już dawno. Dojadają po sobie z tej samej butelki czy miski, zmieniam tylko smoczki lub łyżeczki. Plus jest taki, że nie ma wyrzucania jedzenia. Oszczędzamy też na wodzie do kąpieli. Najpierw kąpiemy jedną córkę, a potem dolewamy ciepłej wody i w tej samej wanience myjemy drugą. Przy bliźniętach wydatki mnożą się nie razy dwa, ale razy półtora.

Mama bliźniaków musi upraszczać sobie życie. Gotuję dziewczynkom dwa razy w tygodniu i zamrażam porcje. Obiady dla partnera przynoszę z firmowej stołówki. Nie prasuję. Kiedy dziewczynki miały 5 miesięcy, zatrudniłam nianię, która przychodziła na 5 godzin dziennie. Znalezienie dobrej niani dla bliźniaków nie jest łatwe - panie są zainteresowane pracą ze względu na większe zarobki, trzeba jednak zweryfikować ich umiejętności. Nawet gdy cały dzień jestem w domu z dziećmi, ładnie się czeszę, maluję, ubieram. Dwa razy w tygodniu chodzę na fitness. Czasami nie mam siły, ale nie odpuszczam.

Iwona Walendziak, mama czteroletnich bliźniaczek Kai i Ani

Wiadomość o tym, że będziemy mieli bliźniaki, była przerażająca. Ale nie wyobrażałam sobie, jak sobie poradzę, bo - jak większość mam bliźniaków - martwiłam się głównie o to, żeby donosić ciążę. Po porodzie i wyjściu ze szpitala przyjechała do mnie z odsieczą mama. Po dwóch dniach poprosiłam ją jednak, żeby wyjechała. Uznałam, że muszę się zorganizować po swojemu.

Początki były trudne. Dziewczynki miały straszne kolki - uspakajał je tylko spacer w wózku. Chodziłam z nimi po lesie całymi godzinami. Nauczyłam się nawet drzemać, pchając wózek przed sobą. Wyjście na spacer wyglądało tak: najpierw znosiłam jedną córkę na dół klatki schodowej i zapinałam w wózku (druga czekała w łóżeczku), potem szłam po drugą, zapinałam ją obok siostry. Trzeci kurs na górę: ubierałam się i zamykałam mieszkanie. Z powrotem najpierw wnosiłam zakupy i rozbierałam się, potem córki po kolei. Nic dziwnego, że mamy bliźniaków są szczupłe i umięśnione.

Kąpiel opanowaliśmy szybko: ja szykowałam butelki, mąż kąpał jedną, ja rozbierałam drugą, podawałam mężowi, on ją mył, w tym czasie ja wycierałam i ubierałam pierwszą, szłam ją karmić, po chwili dołączał do mnie mąż z drugą i brał butelkę. Odbijaliśmy je i odkładaliśmy do łóżeczek. Od pierwszych dni w domu dziewczynki usypiały same. Siedziałam przy nich, głaskałam. One kręciły się po łóżeczku i wyciszały. W nocy każde z nas brało jedną córkę, karmiło i odkładało do łóżeczka. W ciągu dnia, gdy byłam z nimi sama, wsadzałam je w foteliki samochodowe. Przykucałam i karmiłam je jednocześnie z butelek. Foteliki były tak ustawione, że dzieci miały wysoko główki, nie musiałam więc podnosić ich do odbijania.

Nie sprawdziły się u nas kojce, bujaczki, leżaczki. Kaja i Ania są bardzo żywe. Nasze życie przeniosło się na podłogę, gdzie córeczki urzędowały razem z psem. Kiedy zaczęły raczkować, miały dostęp do całego mieszkania z wyjątkiem kuchni. Zamontowałam bramkę w kuchennych drzwiach po tym, jak po wyjściu z toalety zastałam jedną córkę na kuchennej szafce, a drugą w zlewie.

Kiedy córeczki zaczęły chodzić, uczyłam je szybkiej reakcji na komendę STOP. Trenowałyśmy przez zabawę: tańczyłyśmy razem w domu, a gdy mówiłam STOP, obie miały się zatrzymać w bezruchu. Bardzo mi się to przydało na spacerach - np. kiedy któraś się oddalała albo gdy w pobliżu pojawiał się samochód. Uczyłam je też, że poza domem muszą się mnie pilnować. W lesie chowałam się za drzewem, czekając, aż mnie znajdą.

Dziewczynki są jednojajowe. Czyli identyczne. Ania zawsze była nieco większa od siostry, ma trochę grubsze włosy i dołeczek w lewym policzku, gdy się uśmiecha. Mimo to nawet mnie zdarza się je pomylić. Dla odróżnienia w przedszkolu nakładam im kolorowe kokardki na włosy. Ubrankami dziewczynek nigdy się specjalnie nie przejmowałam. Po porodzie miały jedną wspólną komodę i wszystkie rzeczy były wspólne. Teraz dziewczynki są już na tyle duże, że same pilnują, co do której należy. Nie zależy mi na tym, żeby dziewczynki wyglądały identycznie. To one często tego chcą, np. proszą o takie same fryzury. Mimo że tak samo wyglądają, każda ma inną osobowość. I trzeba je traktować jak dwie różne osoby.

Rady dla rodziców bliźniaków

(Organizacja to podstawa - stały plan dnia pomoże i wam, i dzieciom.

(Jeśli któreś z dzieci płacze, a ty nie możesz się nim od razu zająć, trudno. Spróbuj to przyjąć ze spokojem. Z bliźniakami czasem tak jest.

(Ułatwiaj sobie życie: wybieraj ubranka łatwe w nakładaniu, odpuść sobie prasowanie, zamrażaj obiady, korzystaj z pomocy rodziny, zamawiaj zakupy przez internet.

(Kupuj rozważnie. Zaopatruj się tylko w to, czego na pewno potrzebujesz, poluj na zniżki, dopominaj się o rabaty w sklepach, stawiaj na rzeczy używane, wymieniaj się ubrankami i sprzętami.

(Dziel się obowiązkami z partnerem. Zamiast zaciskać zęby, mów o tym, czego potrzebujesz.

(Zadbaj o siebie. Gdy tylko możesz, wysypiaj się, wychodź sama z domu, rób sobie jakąś przyjemność.

(Poszukaj wsparcia innych rodziców bliźniaków.

Więcej o: