Renata Romanowska: - Pierwszy motyw to lęk przed tym, co powiedzą ludzie, jeśli będzie inaczej. Po drugie, rodzice bardzo często lokują swoje marzenia i nadzieje w dzieciach, czyli jak sobie wymarzymy, że nasz syn będzie prawnikiem i będzie miał żonę, trójkę dzieci, piękny dom z ogródkiem, to tak ma być i już. A tu nagle okazuje się, że ten syn jest gejem i wnuków nie będzie, synowej nie będzie...
To najgłówniejsze przyczyny, ale oczywiście w naszym kraju nadal ogromną rolę odgrywa też Kościół - szczególnie w mniejszych miejscowościach, miasteczkach, na wsiach. Tam jest prawdziwy dramat, bo wiele osób z tego powodu nadal w ogóle się nie ujawnia, nawet wśród najbliższych.
- Tak, zdecydowanie, bo tam jest anonimowość. Dlaczego ludzie przyjeżdżają do dużych miast z małych miasteczek i ze wsi? To tzw. "za pracą" to często tylko pretekst. Ja mam mnóstwo pacjentów pochodzących z różnych stron naszego kraju, którzy przyjechali za pracą, ale tak naprawdę z innego powodu: żeby się ukryć, żeby zacząć sobie układać życie.
- Tak. Miewałam też babcie. Dziadka nie było. (śmiech)
- Matek jest trochę więcej, ale ojcowie też do mnie przychodzą. Ostatnio miałam np. takiego ojca, który był bardziej zaangażowany i bardziej akceptujący. Mama miała duży problem z zaakceptowaniem sytuacji, a tata był bardzo wspierający - a byli to ludzie z małej miejscowości. Ogólnie jednak matek jest rzeczywiście więcej.
- Aż tak mocno bym nie stawiała hipotezy, natomiast w pewnym sensie kobiety inaczej sobie z tym radzą. Ojcowie często zamykają się w sobie. Bywa tak, że nawet kiedy ojciec się już dowie, to później jest to dla niego tematem tabu i nie rozmawia o tym z dzieckiem, a jeśli ono nie mieszka już z rodzicami, tylko ich odwiedza, to tata podczas tych wizyt jest nagle zajęty gazetą, telewizorem, gdzieś wychodzi... Nie ma tu bezpośredniego negatywnego komunikatu, ale też nie ma kontaktu. A z matką często bywa tak, że na początku przeżywa jakaś rozpacz, a potem zaczyna to powoli akceptować.
- No właśnie, ale czy to jest stereotyp mężczyzny, czy to fakt, że faceci są mniej emocjonalni? Bywa różnie. To także pochodna wychowania, bo od dziecka wpajamy synom, że chłopiec nie płacze, że jest silny, że mu nie wypada robić pewnych rzeczy... I potem ten mężczyzna rośnie w takim przekonaniu. Jak on ma więc okazać wzruszenie, łzy czy słabość? Czasem mężczyźnie jest po prostu bardzo trudno, co nie znaczy, że czegoś nie przeżywa. Robi to w inny sposób, trochę ucieczkowo: np. zamykając się w sobie albo uciekając w nałogi.
- Na początku przeważający jest żal. Jest też trochę rozpaczy. Nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem, żeby ktoś powiedział "Super synu, super córciu, że jesteś homoseksualny/homoseksualna".
- No właśnie? Często się pojawia pytanie: co zrobiliśmy źle jako rodzice, gdzie popełniliśmy błąd? To jest podstawowe i - co warto podkreślić - błędne założenie, bo wychowanie naprawdę nie ma tu nic do rzeczy i mówią o tym wszystkie teorie i badania. Natomiast ci rodzice zaczynają się trochę użalać i czasem nie wiadomo tak naprawdę, czy użalają się nad dzieckiem, czy nad sobą. Potem pojawia się lęk, że temu dziecku może po prostu być trudniej.
Teraz jest boom na temat osób homoseksualnych, biseksualnych i transseksualnych, ale do niedawna, jeszcze parę lat temu, było inaczej. Gdy zaczęłam współpracować z Lambdą, jakieś 13 lat temu, na mój dyżur, raz w miesiącu, przychodziło mało osób, ale to nie znaczy, że ich było w ogóle mniej i że nie wiedzieli, że my istniejemy. Miewałam pacjentów, którzy przemykali pod ścianami, żeby tylko nikt ich nie zauważył, a przecież pod tym adresem było mnóstwo mieszkań, instytucji, itd. i jeśli ktoś wchodził w to podwórko, nie znaczyło to, że idzie do TEGO miejsca. Od tego czasu wiele się zmieniło. W tej chwili przychodzi bardzo dużo ludzi i to jest pocieszające. Dobrze, że się mówi o homoseksualizmie. Powtarzam często za moją koleżanką piosenkarką, że w mediach nieważne, co się mówi, ważne, że się mówi. To oswajanie tematu.
- Albo nie wie, że zna...
- Oczywiście,. To, co jest nieznane jest w pewnym sensie zagrażające, bo budzi niepewność.
- Tak. Rzeczywiście mówi się coraz więcej o tym, że homoseksualiści są w społeczeństwie i żyją wśród nas. Jak się okazuje, są w każdym zawodzie, w każdym miejscu, w każdej rodzinie. Żyją, pracują, mieszkają, są naszymi braćmi, siostrami, sąsiadami, kuzynami, szefami. Są wszędzie.
- Niewątpliwie tak. Pojawiają nam się autorytety. Pojawił się Waldorf, Raczek, Poniedziałek, a gdzieś na świecie jakiś super amant nagle okazuje się gejem...
- Oczywiście. A jednak wśród osób medialnych stres jest ogromny! Przecież odsetek osób homoseksualnych czy transseksualnych jest tam taki sam jak w każdym innym miejscu, ale nie wszyscy się ujawniają, bo wciąż się boją. Mam wśród swoich pacjentów osoby z różnych grup zawodowych, także mediów i naprawdę różnie to bywa: jedni się ujawniają, a drudzy bardzo z tym ukrywają. Bywają przypadki wykluczenia z tego powodu.
- Przede wszystkim odczuwają lęk przed brakiem akceptacji. Sytuacje bywają naprawdę różne. To nie jest tak, że rodzice w końcu zawsze są akceptujący. Bywają dramaty, kontakty urwane przez lata, wyrzucenie z domu i koniec: nie znamy dziecka. Bywa też tak, że ojciec czy matka się wyrzeka dziecka, a drugie z nich ukradkiem utrzymuje kontakt. Takie rzeczy też się zdarzają, tak samo jak próby "wyleczenia", czyli bieganie do księdza...
- Może nie często, ale tak. I co najgorsze, gdzieś tam jeszcze reklamują się terapeuci oferujący tego typu "usługi". Nie słyszałam o 100 proc. uleczeniu homoseksualizmu. Nikt nie będzie szczęśliwy żyjąc w rozdwojeniu, próbując żyć inaczej niż mówi natura. Osoby homoseksualne czasami zakładają nawet rodziny. To dramat dla wszystkich - zarówno dla tej osoby homoseksualnej, dla jego partnerki/partnera, dla dzieci, które często pojawiają się w takich związkach.... Zawsze kończy się zdradą. W takich małżeństwach nie ma seksu, miłości i bliskości, to bardziej układ.
- Różnie to bywa. Niedawno miałam panią, która przeżyła z mężem ćwierć wieku, gdy przypadkiem okazało się, że on przez te wszystkie lata miał kochanków. Tu się dopiero robi dramat. Im dłużej to trwa, tym bardziej skomplikowana jest sytuacja.
- Często jest tak, że niby się nie domyślali, ale jak już zostało to powiedziane głośno, to nagle okazuje się, że odbierali sygnały, które wtedy nie były dla nich oczywiste, ale teraz już są. Innymi słowy: nie chcemy widzieć rzeczy niewygodnych. Rodzice mogą się domyślać, ale nie chcą, wola się oszukiwać.
- Zwykle tak właśnie bywa. Pojawia się pytanie: co teraz?
- Czasem tak. Częściej, jak mówiłam, u ojców, a u matek zwykle jest rozpacz, kombinowanie, jak to dziecko sobie poradzi w życiu. I tu pojawia się stereotyp, że na pewno umrze na AIDS. A przecież wiemy, że statystycznie więcej zarażonych jest wśród osób heteroseksualnych.
- Ta obawa wciąż się pojawia. Mam pacjenta, którego matka ciągle mu mówi: "Synku, bo ty zaraz zachorujesz" i on teraz obsesyjnie boi się, że coś złapie. Są osoby homoseksualne, które biegają się badać i robią testy, a inni w życiu tego nie zrobią, cały czas się bojąc. Więc tak, jest taki lęk. I jeszcze ten, że dzieci nie ułożą sobie życia.
- Tak, że nie będzie tej statystycznej rodziny: tata, mama i dzieci, ale wciąż pokutuje też taki stereotyp, że związki homoseksualne są nietrwałe. A z tym bywa bardzo różnie. Popatrzmy na to, ile małżeństw heteroseksualnych się teraz rozpada...
Rodzice boją się też reakcji otoczenia: sąsiadów dziadków, cioć, itd. Im mniejsza miejscowość, tym bardziej. I co się okazuje? Dzieci bardzo często boja się dziadków: "a bo babcia ma ponad 80 lat i biega do kościoła", a okazuje się, że babcie często lepiej to przyjmują niż rodzice! I to jest niesamowite!
- Nie wiem właściwie. Z większej otwartości i akceptacji dla wnucząt? I to często są takie "kościelne" babcie. Miałam też przypadek dziadka, który krążył pod Lambdą, bo wiedział, że jego wnuczka tam przychodzi - chciał zobaczyć, co tam się w ogóle dzieje. Ale właśnie - nie przychodził tam podkładać bomby, tylko obserwować.
- Trzeba zastanowić się, czy to dalej jest nasze dziecko. Przecież jest. I czy ten drobny fakt to zmienia? Patrzymy przez pryzmat orientacji seksualnej, a przecież ten dzieciak nadal zostaje tym samym dzieckiem, tu się nic nie zmienia. A to, że on czy ona nam to mówi, jest tak naprawdę ogromnym dowodem miłości i zaufania. Trzeba o tym pamiętać, a rodzice, zwłaszcza na początku, często o tym zapominają. Przyjmują tę informację tak, jakby to miał być dla nich dramat, a przecież dla dziecka to też jest trudne.
Czym później ono nam o tym mówi, tym dłużej musiało samo się z tym borykać w samotności. Trudno jest tak żyć. To kolejny aspekt - kiedy dziecko jest dorosłe i ukrywa swoją orientację przed rodzicami, to co dzieje się w ich kontaktach? Mama pyta: "Co u ciebie?", "No dobrze, pracuję". Bo co ono ma powiedzieć o swoim życiu osobistym? To oznacza odcięcie pewnej sfery życia od rodziny, brakuje bliskości, bo o czym mamy rozmawiać? I co się okazuje? Ktoś się ujawnia i kontakty się polepszają, bo już możemy szczerze, swobodnie rozmawiać ze sobą.
- To też zależy. Jeśli rodzic usłyszawszy od kogoś, że jest rodzicem zboczeńca - bo takie rzeczy przecież można usłyszeć - wycofa się, to daje przyzwolenie agresorowi. Jeśli idzie z podniesioną głową, to pokazuje, że nie ma pola do ataku. Znam rodziców, którzy mówią po prostu: "Mój syn jest gejem", "To moja córka Ania, a to jej dziewczyna" - w taki sposób, jakby informowali o pogodzie. To jest świetna metoda, bo pokazuje rozmówcy, że skoro dla nas to jest normalne, to nie ma tu czego atakować. Sposób prezentacji jest ważny.
- To bardzo indywidualny proces. Trudno by mi było nawet powiedzieć od czego to zależy. Niedawno poznałam przykład matki, która biegnąc z zebrania Radia Maryja, robiła tort dla syna, bo szedł na urodziny swojego chłopaka. A jednak można! To jest mój syn, po prostu.