Jak wygląda życie niani? Opiekunki o swojej pracy

Jak dobra niania szuka pracy, nawiązuje kontakt z dzieckiem, układa sobie relacje z rodzicami? Przeczytajcie o radościach i trudnościach, z jakimi mierzą się na co dzień opiekunki naszych dzieci...

Opiekunka to nie tylko osoba pilnująca dziecka podczas nieobecności rodziców. To ktoś, kto niejako wchodzi do rodziny, nawiązuje z dzieckiem więź, często bardzo głęboką. To osoba, która oprócz pracy ma swoje życie. Niania to też człowiek.

Jak szukać... odpowiednich rodziców

Agnieszka to doświadczona niania. Ma za sobą kilkanaście rozmów kwalifikacyjnych. Większość zakończyła się fiaskiem.

- Miałam inną wizję wychowania niż rodzice. Wiedziałam, że jeżeli przyjmę pracę, będę się z nimi spierać, co nie służyłoby dziecku. Dlatego odmawiałam, nawet jeśli satysfakcjonowało mnie wynagrodzenie - opowiada. - Podczas jednej z rozmów mama trzylatka zaproponowała, by zamykać go w łazience, bo wtedy szybko się uspokaja. Inni rodzice tłumaczyli, że moja rola ogranicza się do włączenia dziecku telewizora. Powiedziałam, że inaczej widzę tę pracę i uciekłam.

Pod kontrolą

Inaczej wyglądała rozmowa kwalifikacyjna z rodzicami Basi. - Wyszłam jak na skrzydłach. Okazało się, że mamy podobną wizję wychowywania dziecka. Rodzice zapytali, jakie mam pomysły na zabawy z Basią. Potem wybadali, czy znam zasady pierwszej pomocy, czy potrafię karmić i przewijać. Basia od razu mnie zaakceptowała.

Kiedy rodzice zdecydowali się ją zatrudnić, Agnieszka nie wahała się ani chwili. Pomyślała, że to praca właśnie dla niej. Ale pierwszy dzień pracy ją zaskoczył. - Kiedy tylko przekroczyłam próg, dostałam listę, na której, minuta po minucie, rozpisany był dzień Basi. Siódma - pobudka, siódma trzydzieści - śniadanie... - opowiada. - Rodzice mówili, że mi ufają, ale sprawdzali mnie na każdym kroku. Żeby ich zadowolić, odfajkowywałam czynności z listy punkt po punkcie. Dawałam Basi obiad, nie zastanawiając się, czy jest głodna.

Agnieszka z dnia na dzień traciła zapał do pracy. Chociaż miała mnóstwo pomysłów na spędzanie czasu z Basią, czuła, że jej kreatywność jest hamowana przez ciągłą kontrolę rodziców.

- Gorzej, że rodzice nie ustalili między sobą, jak chcą wychowywać dziecko. Po kilku tygodniach tata Basi powiedział: "Niech pani wyluzuje z tym programem. Nic się nie stanie, jeśli dziecko zje obiad pół godziny później". Ale mama dzwoniła i sprawdzała, czy mała dostała zupkę punkt pierwsza.

Nie wiedząc, kogo ma słuchać, Agnieszka zaczęła wychodzić z własną inicjatywą. Na przykład w kwestii dawania Basi przekąsek. - Martwiłam się, że dziewczynka będzie miała próchnicę. Zaproponowałam, żeby zrezygnować z podjadania. Mama przyznała, że to dobry pomysł. Ale kiedy spotkałam je przypadkiem na ulicy, Basia miała buzię zapchaną chrupkami.

Agnieszce w kontaktach z rodzicami podopiecznej najbardziej przeszkadza dystans i brak szczerości. - Zgadzają się ze mną we wszystkim, a potem i tak robią swoje - żali się Agnieszka.

To niedogadanie z rodzicami wpływa niekorzystnie na jej relację z Basią. Mimo że Agnieszka zajmuje się nią już rok, mała nazywa ją "pani niania". - To sprawia, że ciągle czuję się obca. Nie mam odwagi zaproponować, by mówiła do mnie "ciociu". Wiem, że byłoby to wbrew rodzicom. - Agnieszka dodaje: - Nieraz myślałam o odejściu, ale nie wiem, czy to byłoby dobre dla Basi. Obiecałam sobie, że zostanę do września. Wtedy rodzice będą mogli posłać ją do przedszkola.

Bycie nianią to coś więcej niż praca

- Nie spodziewałam się, że cudze dziecko można pokochać jak własne - mówi Ewa, niania dwuletniego Daniela. O podopiecznym wie prawie wszystko. - Daniel jest bystry, ale trochę introwertyczny. Zwykle spokojny, ale w grupie rówieśników potrafi łobuzować - opowiada.

Opiekuje się nim przez osiem godzin dziennie. Czasem, kiedy rodzicom coś wyskoczy, nawet dłużej. Śmieje się, że tyle czasu nie spędza nawet z własnymi dziećmi. Daniela uwielbia nie tylko Ewa, ale cała jej rodzina. Czasem Ola, jej córka, zamiast do przedszkola, woli iść z mamą do pracy. Tuli się wtedy do przyszywanego braciszka i opowiada mu bajki.

- Bycie nianią to dla mnie coś więcej niż praca - podkreśla Ewa. I dodaje, że nie udałoby jej się stworzyć tak dobrych relacji z podopiecznym, gdyby nie czuła zaufania ze strony rodziców. - Zaprzyjaźniłam się z mamą Daniela. Kiedy kończę pracę, zostaję czasem kwadrans dłużej, żeby wypić z nią kawę, na babskie pogaduchy. Plotkujemy o mężach, rozmawiamy o problemach i wymieniamy się przepisami na ciasta.

Ewa z niepokojem myśli o tym, że Daniel niedługo pójdzie do przedszkola i nie będzie już potrzebował niani. - To będzie dla mnie bardzo smutny moment. Ale myślę, że nie zerwiemy ze sobą kontaktów. Czuję się przyjaciółką rodziny, a przyjaźń nie kończy się z dnia na dzień - mówi i uśmiecha się.

Więź między Ewą i rodzicami Daniela rodziła się stopniowo. - Mama Daniela zaproponowała, żebym przez pierwszy miesiąc wpadała do nich na kilka godzin dziennie. Obserwowałam, jak opiekuje się synkiem, uczyłam się, jak go karmić, przewijać. Przez pierwsze dni chłopiec był nieufny, ale z każdym tygodniem było lepiej. W końcu Ewa została sama. - To był trudny czas - wspomina dzisiaj. - Tata Daniela wpadał co chwilę do domu pod byle pretekstem. Czułam, że nie chodzi o zwykłe odwiedziny, ale raczej o kontrolowanie mojej pracy. Ewa starała się to rozumieć. - Sama mam dwoje dzieci, gdybym zatrudniła nianię, na pewno nie potrafiłabym jej z dnia na dzień zostawić samej z córkami - przyznaje.

W pierwszych miesiącach pracy Ewa skupiała się na budowaniu relacji z Danielem. - Chłopczyk jest bardzo związany z mamą, która niedawno przestała go karmić piersią.

Przez pierwsze tygodnie, kiedy rodzice wychodzili do pracy, mały miał w oczach łzy. Ewie krajało się serce. Chcąc zrekompensować chłopcu brak mamy przytulała go. - Czułam, że najlepszą receptą na smutki Danielka jest bliskość - mówi. Czy Ewa trafiła na rodziców idealnych? - Ideałów nie ma, ale współpraca układa nam się dobrze, bo potrafimy ze sobą rozmawiać - podsumowuje Ewa.

Ale zaraz zastrzega: - Nigdy nie upieram się przy swoich racjach ani nie robię niczego wbrew woli rodziców. W kwestiach związanych z wychowaniem to rodzice dziecka mają zawsze ostatnie słowo.

Wolność i odpowiedzialność

Ania to mama trójki dzieci. Kiedy w internecie ogłosiła, że szuka pracy jako niania, zadzwonili do niej rodzice Cecylii. - Chyba pomyśleli, że skoro wychowałam trójkę swoich, to poradzę sobie i z czwartym.

Pierwszego dnia Ania spotkała mamę Cecylii w drzwiach. - Powiedziała, że się bardzo spieszy, dała mi klucze, na obiad kazała otworzyć słoiczek. Pomachała córce i już zza drzwi krzyknęła, że wróci późno.

10-miesięczna Cecylia nawet nie zakwiliła. Wdrapała się niani na kolana i zaczęła ssać palec. Ania, chociaż jako niania pracuje już kilkanaście lat, przyznaje, że tak silnej więzi z podopiecznym nie miała nigdy. - Czuję się odpowiedzialna za Cecylkę, także emocjonalnie. Najbardziej boli mnie to, że są dni, kiedy mała nie widuje rodziców. Kiedy moje dzieci były małe, poszłam na urlop wychowawczy. Dzięki temu mam z nimi udaną relację. Szkoda, że rodzice Cecylki tracą najważniejsze lata jej dzieciństwa.

Ania nie wie, co znaczy niedogadanie z rodzicami. Rodzice Cecylii dają jej wolną rękę. - Nikt mi nie powiedział, o której Cecylia ma zjeść obiad czy wyjść na spacer. Mama Cecylii, kiedy pytam ją o coś, akceptuje moją sugestię.

Ania ceni sobie tę wolność. - Kiedy pada deszcz, idziemy do kawiarni. Kiedy świeci słońce, spacerujemy po parku. Nikt mnie nie kontroluje.

Sztuka asertywności

Ani najbardziej przeszkadza w pracy ciągłe zmęczenie: - Miałam pracować 10 godzin dziennie. Praktyka wyglądała inaczej: często mama lub tata dzwonili, że muszą zostać dłużej w pracy i siedziałam z Cecylką do dwudziestej lub dłużej. Nawet nie pytali, czy mam jakieś plany. Miałam poczucie, że ich zdaniem niania musi być dostępna 24 godziny na dobę. A ja też chciałabym móc coś zaplanować na wieczór.

Ania marzyła o urlopie. - Kilka tygodni temu o tym napomknęłam. Powiedzieli, że świetnie się składa, bo chcieli, żebym pojechała z nimi latem do Turcji. Jako opiekunka oczywiście. Wtedy pomyślałam, że dość, jestem człowiekiem, a nie robotem. I zdecydowałam się na poważną rozmowę. Umówiłam się z mamą Cecylii w kawiarni i przeczytałam jej moje postulaty. Kiedy skończyłam, nastała długa cisza - relacjonuje Ania. - Myślałam, że na pewno mnie zwolni, ale ona dopytała o kilka rzeczy, zaproponowała poprawki i stwierdziła, że dobrze, że jej o tym powiedziałam, bo nie domyśliłaby się, że coś mi nie pasuje.

Odkąd Ania zdobyła się na rozmowę z mamą Cecylii, chętniej chodzi do pracy. A swoim koleżankom nianiom powtarza: - Rodzice często nie widzą, że nam coś nie pasuje. Myślę, że większość problemów da się rozwiązać. Trzeba tylko odważyć się o nich mówić.

Więcej o:
Copyright © Agora SA