Programy lojalnościowe - korzyść czy ściema?

Ponad połowa Polaków uczestniczy w przynajmniej jednym programie lojalnościowym, wynika z badań ARC Rynek i Opinia. Jakie programy są najbardziej popularne i czy to rzeczywiście fajna sprawa czy może zawracanie głowy?

- Czy zbiera pani punkty? - słyszę przy kasie w supermarkecie, gdy wykładam na taśmę zgrzewkę wody mineralnej i tygodniowy zapas jogurtów dla rodziny. - Czy zbiera pani punkty? - pyta sprzedawca na stacji benzynowej przy autostradzie, kiedy płacę za czekoladowy batonik. - Czy ma pani naszą kartę? - pyta kasjerka w sklepie odzieżowym, w którym kupuję dziecku rajstopy na zimę. Nie zbieram, nie mam. - A czy chciałaby pani przystąpić do programu? - nie poddają się pracownicy. - Nie, dziękuję - nie poddaję się ja, czyli zabiegana klientka. Gdybym miała chwilkę, mogłabym wyjaśnić, że jestem tu przejazdem, albo że nie mam czasu liczyć punktów, sprawdzać konta, odbierać nagród, nie mam czasu na nic, a już na pewno nie na dodatkowe rzeczy, o których muszę pamiętać. Tyle że nawet gdybym miała tę chwilkę, wcale niczego bym nie wyjaśniała, bo wiem, że obsługującego mnie człowieka i tak nic to nie obchodzi. Wykonuje swoją pracę.

Podlicz punkty

Firma ARC Rynek i Opinia przeprowadza regularne badania uczestnictwa Polaków w programach lojalnościowych. Z najnowszego raportu wynika, że najpopularniejsze programy to te oferowane przez super- i hipermarkety - zainteresowanie nimi wzrosło w ostatnim roku o 7 proc. (do 48 proc.). Na drugim miejscu znajdują się programy stacji paliw (26 proc.). Pod koniec zeszłego roku do uczestnictwa w tego typu programach przyznawała się ponad połowa Polaków. Czy należę do mniejszości? Nie. Przeglądam zawartość portfela i znajduję... 10 kart stałego klienta! Dziesięć. Nic dziwnego, że mam taki wypchany portfel, mimo ciągłego narzekania, że świeci pustkami. Nic dziwnego, że jest ciężki i nie mieści się w małych modnych torebkach (które mogłabym kupić podając sprzedawcy jedną z moich dziesięciu kart). Po prostu nie mam kart supermarketów, w których ostatnio zdarza mi się bywać i nie mam karty żadnej stacji benzynowej. Ani sklepu odzieżowego, w którym kupowałam dziecku rajstopy.

Mogłabym to oczywiście nadrobić, ale... nie widzę w tym sensu. Zaliczam się bowiem do tego niewielkiego grona polskich konsumentów, którzy są zupełnie nieaktywni w programach lojalnościowych, do których przystąpili. Wśród tych osób najwyższy odsetek stanowią ludzie z grupy wiekowej powyżej 55 lat - czytam w raporcie ARC Rynek i Opinia. Pięknie, coś jest ze mną wyraźnie nie w porządku, skoro aż 80 proc. uczestników tego typu programów zna swój status i korzysta z przysługujących mu rabatów lub wymienia zebrane punkty na nagrody. Ja nawet czasem podaję jedną z moich dziesięciu kart obsługującemu mnie panu lub pani, czasem nawet sama z siebie wyjmuję ją z portfela, ubiegając sakramentalne pytanie sprzedawcy, ale po prostu nigdy nie przyszło mi do głowy sprawdzić, co dalej z tym zrobić. Jakieś punkty, powiadacie? Właściwie raz wymieniłam punkty z delikatesów Alma, w których kiedyś przejadałam pensję swoją i małżonka, z racji ówczesnego sąsiedztwa. Po kilku latach okazało się, że mogę wymienić nazbierane punkty na torebkę (sprezentowałam mamie) i podkładki na stół (ostatnio odnalazłam je w szafie i położyłam na stole).

Dobra luksusowe

Programy lojalnościowe mogą mieć różne oblicza. Na przykład ten ze wspomnianej już Almy to nie jest taki sobie zwykły programik dla przeciętnego zjadacza chleba, o nie! To pogram dla ludzi o wyrafinowanym guście, nawet jego nazwa zobowiązuje: Klub Konesera. Na stronie delikatesów czytam: "Klub został stworzony dla osób, które cenią sobie dobry smak, chcą odkrywać nowe doznania i czerpać radość z udanych zakupów. Punkty, które Klienci mogą zbierać podczas robienia codziennych zakupów, to dopiero początek pasji kupowania". Świetnie, prawda? Pasja kupowania, nowe doznania, elitarny klub dla osób obdarzonych dobrym smakiem. Trochę kiepsko, że nie można się tak po prostu zapisać, bycie wybrańcem zobowiązuje: najpierw należy wydać 200 złotych, ale później jest już z górki - za każde wydane 10 złotych otrzymamy 1 punkt! Okazja goni okazję! Alma chwali się, że produkty dostępne w Klubie Konesera są unikalne, nie do kupienia w sklepach. Jest biżuteria firmy W.Kruk (bransoleta Vulcani:1700 punktów + dopłata 1 zł), czajnik Butique (1590 punktów + 1 zł) czy koc z wełny Alpaca (2180 punktów + 1 zł).

No dobra, ale jak się długo zbiera, to na coś można zawsze uzbierać. Taki audiobook z Edytą Jungowską czytająca Astrid Lindgren to na przykład 320 punktów (+1 zł). Marta, trzydzietokilkuletnia mieszkanka Warszawy, mówi, że uczestniczy w kilku programach lojalnościowych, m.in. we wspomnianym Klubie Konesera: - Mam kartę z Almy i raz na 1,5 roku odbieram piękną skórzaną torbę z Batyckiego. Mój mąż się śmieje, że mam ekologiczną i trwałą torbę na zakupy za 1200 zł (tyle kosztuje w butiku). To moja ulubiona torebka! Worek, do którego wszystko się zmieści - podsumowuje Marta, a ja myślę, że muszę zadzwonić do mamy, może pożyczy mi czasem swojej?

"Jestem łasa na zniżki"

Do niedawna bardzo lubiłam kartę w sieci KappAhl, dostawałam do domu gazetki z kuponami rabatowymi więc nie musiałam o niczym pamiętać, niczego sprawdzać, dostawałam rabat 25% na kolekcje w sklepie. Potem zniżki były mniejsze i było ich mniej. Dawno nie dostałam żadnej gazetki, może mnie wykreślili za słabą lojalność? Chociaż nie, bo dostaję sms-y z informacjami o promocjach. Moja znajoma, Agnieszka, też nosi w portfelu kilka kart stałego klienta. Pytana, dlaczego zdecydowała się przystąpić do wybranych programów, mówi: - Przede wszystkim skłoniły mnie zniżki. Jestem na to bardzo łasa, bo lubię markowe kosmetyki. Nagrody raczej mnie nie interesują, pracowałam kiedyś w promocji i wiem, że na nagrody idzie najgorszy chłam. Czy pojechałabym na drugi koniec miasta po jakiś produkt? - zastanawia się. - Hmm... jeśli byłby to mój ulubiony kosmetyk albo perfumy i miałabym dostać go za darmo, to pewnie tak. Dla zniżki 10% to już by mi się nie chciało.

Z badania ARC Rynek i Opinia wynika, że prawie połowa (41 proc.) uczestników popularnych programów lojalnościowych zmienia miejsce zakupu, jeśli w zamian może otrzymać dodatkowe punkty lub inne korzyści wynikające z programu. Pozostali to pewnie ludzie tacy jak ja lub Agnieszka, podliczanie punktów niekoniecznie nas kręci, zniżki już tak. - Jak raz przejrzałam gazetkę z produktami w Superpharmie, które mogę mieć za punkty, to przestałam się tym w ogóle interesować - wyjaśnia Agnieszka. - Po prostu nie było tam nic interesującego dla mnie. Ale i tak kupuję w tym sklepie, bo ma dobre promocje na kosmetyki apteczne. I zbieram te punkty, może kiedyś coś wybiorę z tej gazetki dla stałych klientów. Najczęściej uświadczysz tam tylko te produkty, które nie schodzą w sklepie, m.in. najtańsze, wycofywane z rynku perfumy albo tusze do rzęs. Czasem tylko trafia się promocja dla posiadaczy kart na niższe ceny na tzw. pełnowartościowe produkty, wtedy korzystam, ale to bardzo rzadko się zdarza.

Ogólna satysfakcja? Stosunkowo wysoka!

Moje znajome przyznają, że regularnie korzystają z programów lojalnościowych, większość z nich jest zadowolona. Część skusiły zniżki, część z pasją zbiera punkty, a później wymienia je na nagrody. Iwona przyznaje, że jest fanką programu Vitay na stacjach Orlen (to według respondentów badania ARC Rynek i Opinia jeden z 3 najbardziej rozpoznawalnych programów w naszym kraju - tuż obok Tesco Clubcard i programu Payback): - Nieraz dałam się namówić na więcej droższego paliwa, żeby punkciki kolekcjonować - opowiada. - I mam z tego fajny czajnik (śmiech). - Lubię tez program mojej telefonii komórkowej Plus, bo zbieram punkty za coś, na co i tak wydaję kasę (czyli dzwonienie, smsowanie, itp.). Jak miałam czasami bardzo wysokie rachunki, to nabijanie za nie większej ilości punktów było jedynym pocieszeniem przy płaceniu za gadulstwo. Jestem uczestnikiem tego programu od wielu lat i sporo już skorzystałam z wymiany.

Przy 5-stopniowej skali oceny zadowolenia z udziału w programie lojalnościowym, Polacy biorący udział w badaniu ocenili je na 3,98 punktów. Agnieszka, chociaż nie zachwyca jej oferta Superpharmu, przyznaje, że są sklepy, których propozycje bardziej do niej przemawiają: - Jestem na przykład bardzo zadowolona z karty stałego klienta w Sephorze. Tam też zbieram punkty, ale za każde uzbierane 660 punktów, dostanę kupon na 10% zniżki na wszystkie kosmetyki, to uczciwe rozwiązanie. Poza tym stali klienci mogą korzystać z promocji - 20% zniżki na kosmetyki, która pojawia się mniej więcej co miesiąc. Jak kupujesz perfumy za 300 zł i oszczędzasz 60 zł, to jesteś zadowolona, no nie? (śmiech).

Postanowienie poprawy

Przeciwnicy programów lojalnościowych mówią, że dla firm to tylko sposób zbierania danych osobowych i badania rynku, a nagrody są żenujące i nieadekwatne do sumy wydanych w sklepie pieniędzy. Moje "lojalnościowe" rozmówczynie twierdzą natomiast, że to zależy od programu, a niektóre oferty są dobre. Iwona tłumaczy: - Najbardziej lubię te programy lojalnościowe, które wymagają ode mnie tylko pokazania karty, czy wręcz zarejestrowania się, a nie ściągają na siłę do sklepu czy miejsca, które mnie średnio interesuje, przy okazji zapychając skrzynkę smsową i mailową reklamami... Ania z kolei lubi zbierać punkty w systemie Payback. - Jak się uzbiera pula punktów, wymieniam je. Najczęściej na drobny sprzęt AGD, który niekoniecznie bym kupiła za pieniądze, bo zawsze jest coś ważniejszego. I tym sposobem mamy wypasiony toster, gofrownicę, mikser, sztućce, któryś z kolei czajnik bezprzewodowy. Wszystko dobrych uznanych firm. Lubię programy lojalnościowe, wyznając zasadę, że nikt mnie do niczego nie zmusza. A skoro i tak kupuję w miejscu X, to czemu jednocześnie nie zaprofitować?

Muszę się bardziej przyłożyć do bycia świadomym konsumentem, oto moje postanowienie na końcówkę roku. Przeglądam te moje karty i zastanawiam się ile z nich w ogóle zachowało ważność. Kilku nie wyjmowałam z portfela od paru lat, dwóch nie użyłam nigdy, niektóre podaję przy kasie, ale nawet nie wiem, gdzie mogłabym sprawdzić ile mam punktów i co w związku z tym mi przysługuje. Widzę, że należę do 12-procentowej mniejszości w tym względzie. Och, to prawie tak samo dobre jak elitarny Klub Konesera! Mam nadzieję, że za brak lojalności na uczestników programu nie nakłada się kar w postaci wyższej marży? Bo to tłumaczyłoby trochę mój stan finansów... Naprawdę, od jutra będę czujna. Prawdziwa łowczyni okazji!

Czy uczestniczysz w programach lojalnościowych?
Więcej o:
Copyright © Agora SA