Polacy chcą dzieci i partnerstwa w związku. Czemu nie mają ani jednego ani drugiego?

Coraz więcej Polaków chce żyć w związkach opartych na partnerstwie i mieć więcej dzieci - wynika z badań CBOS. Dlaczego więc mamy niski przyrost naturalny i w większości domów tradycyjny podział ról?

Nasze rodziny są inne niż te sprzed dwudziestu lat, a nasi partnerzy robią więcej niż robili nasi ojcowie. Przynajmniej w deklaracjach. Zapewne jednak wiele kobiet przyzna mi rację, że coś jest na rzeczy i - choć nadal istnieje sporo obszarów wymagających poprawy - to podejście do związków i utrzymywania rodziny zmienia się od kilku dekad. Z przeprowadzonego w 2012 r. badania CBOS wynika nie tylko, że większość Polaków w wieku prokreacyjnym chce mieć dzieci, ale również to, że zmieniło się nasze podejście do rodziny i podziału obowiązków.

Prawie połowa ankietowanych twierdzi, że najlepszy model związku to taki, w którym kobieta i mężczyzna równo dzielą się obowiązkami zawodowymi i domowymi. Jednak co czwarty badany to zwolennik modelu mieszanego - uważa, że pracować powinno oboje rodziców, ale to kobieta powinna łączyć karierę z wychowywaniem dzieci i prowadzeniem domu. Zmieniamy się więc czy nie?

Związkowe rewolucje

Można oczywiście powiedzieć, że 48 proc. odpowiedzi popierających partnerski model rodziny to wciąż niewiele, zwłaszcza, że nadal wielu Polaków chce by to kobieta zajmowała się domem i dziećmi. Czy zwolenników modelu mieszanego (27 proc. ankietowanych) jest rzeczywiście dużo? Profesor Irena E. Kotowska, demograf z Instytutu Statystki i Demografii SGH, uważa, że nie i że odpowiedź na pytanie o najlepszy model rodziny może być uzależniona od wieku respondenta.

- Zmiany w podejściu do rodziny zaczęły mieć miejsce na początku poprzedniej dekady - mówi profesor. - Bardzo wyraźna jest zmiana postawy wśród mężczyzn, którzy coraz częściej deklarują, że partnerstwo to najlepsze rozwiązanie. Jest to częściowo wymuszone przez same kobiety, ale trzeba też pamiętać, że nie da się tak szybko przejść z modelu o podwójnym obciążeniu kobiet obowiązkami domowymi i zawodowymi do takiego, w którym panuje pełne partnerstwo. A jednak to naprawdę się dzieje i w porównaniu z latami 90., kiedy zaczynałam swoją pracę nad tym tematem, te zmiany są wręcz rewolucyjne.

"Robimy mniej niż kobiety!" - przyznają mężczyźni

Zwrot ku partnerstwu nie jest zjawiskiem tylko polskim. Profesor Kotowska wspomina, że w badaniu jakości życia ludzi z 27. europejskich krajów, mężczyźni przyznawali co prawda, że wykonują mniej pracy niż kobiety, ale twierdzili również, że nie jest to w porządku. Taka odpowiedź nie byłaby oczywista jeszcze 15 lat temu. Co powoduje zmianę w myśleniu o rodzinie i obowiązkach? Z pewnością wynika to ze zmiany w podejściu do związków i samego rodzicielstwa.

W naszej kulturze posiadanie dzieci nie jest już zaledwie naturalnym etapem w życiu dorosłego człowieka, ale najczęściej dobrze przemyślaną decyzją, która owocuje uczynieniem macierzyństwa czy ojcostwa centralną częścią naszej codzienności - wychowujemy dzieci bardziej świadomie niż jeszcze 20-30 lat temu i są one traktowane bardziej podmiotowo niż za czasów naszego dzieciństwa. Jeśli posiadanie potomstwa oznacza dzisiaj zadanie, które wymaga odpowiedniej świadomości - wiedzy o najlepszych metodach wychowawczych i porzucenie postawy typu "jakoś to będzie, dzieci wychowują się same pod warunkiem, że są czyste i najedzone" - to naturalną konsekwencją takiego podejścia do rodzicielstwa staje się rewizja poglądów na temat zaangażowania partnerów, nie tylko w życie zawodowe, ale również w opiekę nad dziećmi oraz dzielenie się obowiązkami domowymi.

Dziecko? Tak, ale po ślubie!

Obraz naszego społeczeństwa wyłaniający się z badania CBOS wydaje się jednak dość niespójny. Niemal połowa Polaków wybiera nowoczesne podejście do związku i partnerski model relacji, z obserwacji wynika też, że coraz częściej decydujemy się na wspólne życie bez ślubu, a jednak z ankiety dowiadujemy się, że posiadanie potomstwa nadal związane jest głównie z małżeństwem. 92 proc. ankietowanych, którzy przebywali w związku małżeńskim miało dzieci - w porównaniu z 42 proc. osób żyjących w konkubinatach. Czy oznacza to, że wciąż - pomimo dążenia ku większemu partnerstwu w związkach - jesteśmy tradycjonalistami? Profesor Kotowska uważa, że niekoniecznie i że decyzja o zawarciu małżeństwa jest często wymuszona obowiązującymi w naszym kraju regulacjami prawnymi.

- W Polsce jesteśmy na etapie postrzegania kohabitatu (związku bez ślubu) jako testowania się przed zawarciem małżeństwa, a nie jako w pełni alternatywnej formy bycia w związku - wyjaśnia profesor. - Często jest tak, że pary mieszkają ze sobą bez ślubu przez wiele lat, ale gdy pojawia się dziecko - legalizują związek. Wynika to najprawdopodobniej z tego, że małżeństwo jest postrzegane jako instytucja, która jest bardziej stabilna niż kohabitat - chociażby z racji ograniczeń prawnych tego drugiego, a niekonieczne z powodu tradycyjnego podejścia do rodziny. Pary często decydują się na ślub w takiej sytuacji, bo tak jest im po prostu łatwiej wychowywać wspólnie dziecko.

Co robić, żeby nam się chciało?

Demografowie już od dawna ostrzegają, że przyrost naturalny w Polsce spada, a politycy starają się rozwiązać problem na różne sposoby, na przykład przedłużaniem wieku emerytalnego. Dostajemy becikowe, jako zachętę do prokreacji, a mimo to wciąż rodzimy za mało dzieci. Tymczasem ankietowani przez CBOS Polacy w większości deklarują, że chcą mieć potomstwo - twierdzi tak aż 83% badanych. Także większość rodziców jedynaków twierdzi, że chce mieć kolejne dziecko. Rozbieżność pomiędzy preferencjami a realizacją marzeń jest więc wyraźna. Wpływa na to splot wielu czynników - od polityki państwa względem rodzin, poprzez sytuację na rynku pracy, po aspekty zdrowotne i odwlekanie w czasie decyzji o potomstwie .

- Bez wspierania rodzin będzie trudno odwrócić ten spadkowy trend - mówi profesor Kotowska. - Jeśli chcemy pomóc, musimy podejść do tego odpowiedzialnie. Konieczne są zmiany na rynku pracy - większa stabilizacja i ułatwienie rodzicom godzenia pracy zawodowej z opieką nad dziećmi. Praca obojga rodziców to nie tylko kwestia równości płci, ale też bezpieczeństwa finansowego.

Kolejna sprawa to edukacja i usługi: przedszkola i żłobki muszą być bardziej dostępne - kontynuuje profesor, - a koszty tych placówek, jak i ceny innych usług, muszą być niższe. Należałoby też wprowadzić zmiany w sektorze zdrowia. Nie można dać rodzicom chorych dzieci samego zasiłku i zostawiać ich samych - system opieki musi być lepszy i gwarantować wsparcie. Ważna jest tez organizacja czasu wolnego. Usługi powinny być tańsze, bo samo wsparcie finansowe to za mało by nakłonić ludzi do rodzenia większej liczby dzieci.

Jesteśmy inni od naszych rodziców

Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy świadkami zmian kulturowych w podejściu do posiadania dzieci. Świadczy o tym chociażby liczba publikacji poświęconych metodom wychowawczym i macierzyństwu - temu z lukrem i temu bez. W mediach autorytety dyskutują na tematy okołorodzicielskie, a dzieci stały się pełnoprawnymi członkami naszych społeczności, a nie tylko pozbawionymi prawa głosu dodatkami do dorosłych.

- Jeśli się nie zrozumie, że młodzi ludzie teraz wychowują dzieci w innych warunkach niż 20-30 lat temu - przekonuje profesor Irena E. Kotowska, - to nie będzie można im pomóc w realizacji marzeń o powiększeniu rodziny. Posiadanie dzieci postrzegane jest teraz jako atrakcja, rodzice chcą im poświęcać więcej czasu, a jednocześnie współczesne rodzicielstwo jest też inne w kategorii wymagań - jest bardziej odpowiedzialne i świadome. Zmiana kulturowa w stosunku do posiadania dzieci jest naprawdę ogromna, tak samo jak podejście do idealnego modelu rodziny. Partnerskie relacje stają się coraz bardziej powszechne. Może to wciąż trwa zbyt wolno, ale w porównaniu z latami 90. to prawdziwa rewolucja. Ale może potrzebna jest nam tutaj Masa Krytyczna! - konkluduje ze śmiechem.

Konsultacja: prof. dr hab. Irena E. Kotowska, kierownik Zakładu Demografii, Instytut Statystyki i Demografii, SGH w Warszawie

Więcej o:
Copyright © Agora SA