Savoir-vivre dla początkujących - od kiedy uczyć dziecko dobrych manier?

Im wcześniej zaczniemy wpajać naszemu dziecku reguły dobrego zachowania, tym łatwiejsza będzie nauka i tym szybciej przyniesie efekty.

Dwulatek pluje na ciocię. Zwrócić uwagę? Czy machnąć ręką, bo to przecież takie małe dziecko?

Na pewno trzeba zareagować. Jeśli malec pluje na ciocię i mama nic nie mówi, to dziecko nie wie, że nie może tego robić. Myśli: "Skoro rodzice nie reagują, to moje zachowanie jest w porządku". To właśnie w tym wieku dzieci zaczynają uczyć się kontroli swoich impulsów. Rozumieją już, że swym zachowaniem mogą wpłynąć na to, czy dorośli je pochwalą, czy zganią. Naprawdę zależy im na tym, by sprawić rodzicom przyjemność. Jeśli zaczniemy uczyć dziecko savoir-vivre'u, dopiero gdy skończy np. sześć lat, będzie nam o wiele trudniej.

Dlaczego?

Bo sześciolatek nie rozumie, co się zmieniło. Dlaczego rodzice do tej pory na pewne zachowania nie zwracali uwagi, a teraz zaczęli za nie karcić. Myśli: "Wcześniej tego nie wymagali. Czego ode mnie chcą? Może przestali mnie kochać?". Im dłużej zwlekamy z uczeniem dzieci właściwego zachowania, tym bardziej ryzykujemy, że ktoś inny zwróci im uwagę. W sposób nie zawsze przez nas akceptowany, bardziej brutalny czy obcesowy. Dziecko też szybko zacznie dostrzegać, że nie jest akceptowane przez rówieśników i dorosłych.

Nauka to jedno, wymagania to drugie. Kiedy możemy oczekiwać, że dziecko będzie się dobrze zachowywać?

Na rezultaty trzeba trochę poczekać. Nie możemy oczekiwać, że kilkulatek zawsze będzie się dobrze zachowywał. To nierealne. Trzeba brać pod uwagę możliwości dziecka. Od dwulatka nie będziemy wymagać trzymania łokci blisko ciała przy jedzeniu - dla niego sukcesem jest trafienie łyżką do buzi. Niektóre dzieci zaczynają mówić dopiero w wieku trzech lat. Trudno oczekiwać, że pierwszym zdaniem będzie "Dzień dobry". Natomiast jeśli będziemy malcowi konsekwentnie pokazywać, co jest dobre, a co złe, to możemy liczyć na stopniowe postępy.

Jak uczyć?

Przede wszystkim zauważać i chwalić dobre zachowania. Mówić: "Myślę, że tej pani było miło, kiedy się do niej uśmiechnęłaś" czy "Fajnie, że przepuściłeś tego chłopca na zjeżdżalni". Podstawowym błędem, jaki popełniamy, jest ignorowanie dobrych zachowań. Uważamy je za oczywiste. Tymczasem dla dziecka nie są oczywiste. Drugim błędem jest ganienie dziecka w sposób, który je upokarza.

Na czym to polega?

Na krytykowaniu go w obecności innych, mówieniu np.: "Niegrzeczny chłopczyk", "Baaardzo mi się to nie podoba", "Mówiłam ci, co masz powiedzieć". Ostatnio na placu zabaw spotkałam mamę z dwulatkiem. Był bardzo miły, uśmiechnięty i radosny. Przepuszczał dzieci na zjeżdżalni, co w jego wieku należy uznać za spory sukces. Natomiast jego mama przez cały czas pokazywała, jak bardzo jest z niego niezadowolona. Słyszałam: "Przepuść tego chłopczyka", "Nie biegaj", "Nie można go na chwilę spuścić z oka" "Diabeł wcielony". Podejrzewam, że wkrótce jej synek naprawdę zacznie się źle zachowywać. Po prostu wejdzie w rolę, którą mama mu narzuca.

Jak więc zwracać uwagę? Co zrobić, jeśli np. przyszliśmy z kilkulatkiem do znajomych, a on stoi w drzwiach naburmuszony i nie chce się odezwać?

Przede wszystkim wcześniej trzeba mu powiedzieć, czego od niego oczekujemy, np. "Będzie mi miło, jeśli powiesz dzień dobry". Nie zrobił tego? Pomińmy to milczeniem. Najwyżej przed wyjściem poprośmy, by powiedział "Do widzenia". Chyba że jest bombardowany pytaniami "Jak masz na imię?" "Ile masz lat?" "Chodzisz już do przedszkola?". Wtedy stańmy w jego obronie. Powiedzmy: "On potrzebuje trochę czasu, żeby się zorientować, gdzie jest, poznać środowisko, później na pewno powie". Kilkulatki przechodzą fazy niepewności związane z tym, jak inni ich widzą i oceniają. Może im odebrać mowę, kiedy znajdą się w nowym miejscu i na dodatek będą przez kogoś obcego wypytywane.

Mam wrażenie, że czasami sprowadzamy naukę savoir-vivre'u do wypowiadania magicznych słów "dzień dobry", "dziękuję" czy "przepraszam". Tymczasem ważniejsze jest, by dziecko nie obrażało innych, nie było agresywne, respektowało zasady, jakie panują w danym miejscu.

No właśnie, co zrobić, gdy krzyknie: "Ale pani gruba!"?

Powiedzieć mu na osobności, że takie rzeczy może szepnąć mamie na ucho. Nie wolno jednak wypowiadać ich głośno, bo komuś zrobi się smutno. Kilkulatki często nie potrafią przewidzieć, że ich słowa mogą sprawić przykrość. Trzeba więc przypominać: "Nie chcę, żebyś w ten sposób mówił".

A jeśli idziemy z wizytą i nasz przedszkolak przez cały czas np. popycha inne dzieci?

Też rozmawiamy z nim w cztery oczy. Mówimy, że nam się to nie podoba i prosimy, żeby przeprosił. Nie wnikamy w to, kto zaczął, nie wychowujemy innych dzieci i nie zwracamy im uwagi.

A jeśli ktoś zwróci uwagę naszemu dziecku?

Jeśli ta osoba robi to kulturalnie, nie zabierajmy głosu. Nasze dziecko musi nauczyć się, że jeśli będzie zachowywać się w sposób nieakceptowany społecznie, narazi się na takie uwagi. Jeśli jednak ktoś je obraża, trzeba stanąć w jego obronie. Powiedzieć: "Masz rację, nie powinien nikogo popychać, natomiast nie chcę, żebyś nazywał go bachorem. Pozwól, że ja z nim porozmawiam".

A jeśli nie udało nam się zapanować nad naszym malcem?

Naturalną konsekwencją powinno być pozostawienie go następnym razem w domu. Jeśli na urodzinach kolegi zachowywał się naprawdę źle (nie mówię o jednej czy dwóch sytuacjach, tylko o całokształcie), to na kolejne urodziny nie powinien pójść.

Czy to nie za duża kara?

Rodzice często tak myślą. Tymczasem dziecku nic się nie stanie, jeśli opuści jedną imprezę. Poza powiedzeniem dziecku, że postąpiło źle, jest to najbardziej oczywista metoda, która pozwoli zapobiec kolejnym wybuchom. Jest bezpośrednio związana z tym, co się stało. Wszelkie kary w postaci zakazu oglądania telewizji uważam w tym wypadku za nieskuteczne.

Jak powiedzieć o tym dziecku?

Trzeba wyliczyć, co konkretnie nam się nie podobało, np. "Krzyczałeś, rzucałeś jedzeniem, plułeś, popychałeś". Powiedzmy jasno: "Z tego powodu następnym razem zostaniemy w domu. Dopiero potem, na następnych urodzinach, będziesz miał kolejną szansę". To ostatnie zdanie jest bardzo ważne. W ten sposób przekazujemy dziecku, że zrobiło źle, poniesie tego konsekwencje, ale też nie będą one wieczne. Traktujemy złe zachowanie jako przejściowe i po opuszczeniu jednych urodzin pozwalamy iść na kolejne. Podobna zasada dotyczy wyjść do kina czy restauracji.

Czego możemy oczekiwać od dziecka w miejscach publicznych? Z jednej strony mówi się dużo o tym, że nasze społeczeństwo wyklucza rodziców z dziećmi, że traktuje ich jak intruzów...

...a z drugiej rodzice czasem naprawdę pozwalają malcom na zbyt dużo. Prawda leży po środku. Niekiedy rzeczywiście możemy oczekiwać większej tolerancji dla naszych dzieci. Nie możemy jednak udawać, że nie widzimy, co robią. Musimy reagować, gdy w kawiarni ściągają obrus ze stołu, głośno krzyczą i zaglądają innym gościom do torebek. Jeśli dwulatek się oddala, idę za nim. Zaczepia innych gości? Podchodzę i przepraszam. Zwykle, kiedy ludzie widzą, że rodzice reagują, mówią: "Naprawdę nam nie przeszkadza". Złoszczą się, dopiero gdy widzą, że malec jest pozostawiony bez kontroli.

A jak to wygląda ze starszymi przedszkolakami?

Od nich możemy oczekiwać, że będą w stanie grzecznie zachowywać się w kawiarni przez godzinę. Że nie będziemy musieli cały czas za nimi biegać. Oczywiście w sprzyjających warunkach, czyli wtedy, gdy mogą np. przejść się lub porysować. Natomiast bywa tak, że mają zły dzień, są zmęczone albo niewybiegane. W takiej sytuacji siedzenie przez godzinę w kawiarni może je przerosnąć. Wtedy trzeba podjąć decyzję, że wychodzimy, i poprosić kelnerkę, żeby zapakowała jedzenie na wynos. Nie możemy przyjmować postawy "Co mnie obchodzi, że córka przeszkadza innym, jeśli ja mam ochotę zjeść...".

A teraz odwróćmy sytuację. To nam przeszkadza zachowanie dzieci znajomych. Powiedzmy, że przyszły do nas z wizytą i zachowują się skandalicznie. Ich rodzice nie reagują.

Możemy powiedzieć: "U nas w domu jest taka zasada, że po kanapach się nie skacze" albo "U nas w domu je się tylko w kuchni". I to tyle, jeśli chodzi o zwracanie uwagi innym dzieciom. Jeśli to nie pomaga i nasi znajomi nadal nie reagują, musimy zdecydować, czy tak bardzo zależy nam na ich wizytach, że akceptujemy skakanie po kanapach, czy też więcej ich nie zapraszamy. Natomiast własne dzieci na tym przykładzie można uczyć, że w każdym domu panują inne zasady i idąc z wizytą, należy być na nie wrażliwym. Jeśli u przyjaciół dzieci mogą bawić się tylko w swoim pokoju, to trzeba się do tego dostosować, nawet jeśli u nas placem zabaw jest całe mieszkanie.

Małgorzata Rymaszewska

jest psycholożką i psychoterapeutką dziecięcą. Prowadzi warszawski ośrodek psychologiczno-pedagogiczny "Rodzice i Dzieci". Ma czwórkę dzieci.

Więcej o:
Copyright © Agora SA