Jak namówić samodzielnego malca do pójścia tam gdzie TY chcesz? Przed wszystkim nie wpadać w panikę i nie zabraniać malcowi wszystkiego, ale - jak pisze nieoceniony dr Spock - podążać za coraz bardziej ruchliwym dzieckiem. Może nie dosłownie wszędzie tam, gdzie mały odkrywca się wybiera, ale tak, by zapewniając mu maksimum bezpieczeństwa, nie ograniczać jego świeżo odkrytej niezależności. Tyle teoria, a praktyka?
Jeśli malec protestuje za każdym razem, gdy tylko próbujesz włożyć go wózka, a potem całą energię przeznacza na wypięcie się z pasów lub skłonienie cię do tego krzykiem, to znak, że trzeba wózek zmienić na lepiej przystosowany do aktualnych potrzeb dziecka. Uznanie wzbudzi lekka spacerówka, w której malec siedzi na wprost kierunku jazdy i ma możliwość swobodnego rozglądania się na boki lub wygodny trzykołowiec, w którym może pędzić razem z mamą, czując wiatr na twarzy.
Ale nawet w najwygodniejszym wózku nie wysiedzi już godziny, bo rozpierająca go energia będzie domagała się ujścia. Jeśli więc musisz pojechać z malcem gdzieś dalej, zastanów się nad bardziej radykalną zmianą środka transportu. Przesiądźcie się na rower - oczywiście, malca posadź w bezpiecznym foteliku i w kasku na głowie. Tak możecie się wybrać nie tylko do lasu czy na łąkę, ale także na plac zabaw. Jeśli fotelik rowerowy ma odchylane oparcie, znużone jazdą dziecko może się w nim nawet zdrzemnąć. Wózek może też z powodzeniem zastąpić czasami nosidło lub chusta - zwłaszcza, jeśli odcinek do przeniesienia dziecka nie jest długi, np. droga z domu na pobliski plac zabaw, która prowadzi przez ruchliwe skrzyżowanie.
Ta niechęć do dłuższego siedzenia w wózku wynika z tego, że samodzielne chodzenie jest niego po prostu fascynująca. Maluch nie może się nacieszyć nową umiejętnością. Poza tym rozpiera go energia i ciekawość świata. Chce wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć. Walka z tą potrzebą niezależności przypomina walkę z wiatrakami. Zamiast się denerwować, zmień trasę spacerów na taką, na której możesz bezpiecznie puścić małego piechura, i pozwól mu dreptać do woli.
Osiedlowy chodnik, który od jezdni dzieli kilka kroków, czy wybetonowany plac zabaw obok parkingu nie sprzyjają relaksującemu spacerowi. W miarę spokojnie możesz natomiast wybrać się do parku, lasu czy ogródka jordanowskiego. Ale nawet tam miej dziecko na oku. Niezależnie od tego, dokąd postanowiłaś pójść, zaoszczędzisz nerwów, jeśli nie będziesz za bardzo przywiązywać się do swojego pomysłu. Niekiedy maluch zamiast karmić kaczki nad stawem, woli przez pół godziny przyglądać się pracy koparki pod blokiem i walka z nim to walka z wiatrakami. Zresztą czy ta wielka koparka nie jest fascynująca?
Jeśli maluch zbyt często skręca ze ścieżki w sobie tylko znanymi kierunku, spróbuj znaleźć mu coś ciekawszego do roboty. Często przyczyną ucieczek na spacerach jest po prostu nuda. Możesz zaangażować malca w pchanie wózka. Prawdopodobnie tak go to zaabsorbuje, że pójdzie za tobą jak zaczarowany. Jeśli wózek dziecka jest ciężki lub trudno się prowadzi, możesz wziąć niesfornemu piechurowi zabawkę do pchania na patyku czy mały wózeczek z jego ulubionym misiem. Mały piechur skupi się na pchaniu i nie będzie miał głowy do uciekania. Nieco starszemu, który opanował nie tylko chodzenie, ale także sprawne kucanie, możesz zaproponować zbieranie po drodze różnych fascynujących skarbów: szyszek, patyków, liści. To da mu zajęcie dla rąk i umysłu, a tobie pozwoli kontrolować sytuację.
Brudny piach, błoto i kałuże mają zadziwiającą moc przyciągania. Walka z maluchem, by tam nie wchodził, jest z góry skazana na przegraną. Zamiast się denerwować, że się pobrudzi, po prostu ubierz go odpowiednio. Jasne spodenki i eleganckie sukienki są dobre na imieniny babci, na spacer odpowiedni będzie ciemny dres. W słotny dzień najlepsze będą ciemne dżinsy (woda nie wsiąka w nie tak bardzo) i nieprzemakalna kurtka, którą po spacerze wystarczy przetrzeć wilgotną gąbką. Jeśli dziecko już dobrze chodzi, na krótki spacer możesz założyć mu kalosze. Jeśli nie, załóż mu ciemne buty, które łatwo doprowadzić do stanu używalności. I koniecznie włóż do plecaka ubranie na zmianę (lądowanie w kałuży może mieć bardzo mokre konsekwencje).
Niewprawny w chodzeniu maluch tak często się przewraca, że możesz mieć wrażenie, że powinien wychodzić stale w kasku i ochraniaczach na kolana i łokcie. Upadków nie da się całkowicie uniknąć, ale można osłabić ich skutki. I strój hokeisty wcale nie jest do tego konieczny. Staraj się nie chodzić z dzieckiem po żwirowych alejkach i dziurawych chodnikach, na których wywrotka niemal zawsze oznacza rozbite kolano. Jeśli masz córeczkę, nie zakładaj jej długich sukienek i płaszczyków, w które łatwo się zaplątać i przewrócić. Nawet w cieplejsze dni (a tych już w maju ostatnio nie brakuje) zakładaj dziecku na spacer długie spodnie. Ewentualny upadek nie będzie tak bolesny. Zawsze miej w plecaku wodę w butelce lub sprayu (w razie czego można nią przemyć skaleczone miejsce), środek dezynfekujący (najlepiej w żelu nie szczypie, łatwo się rozprowadza i nie kapie) i kolorowe plasterki z opatrunkiem (po ich przyklejeniu ból na ogół mija jak ręką odjął).
I nie wpadaj w panikę z powodu małego siniaka czy obtartego kolana. Maluch patrzy na ciebie uważnie. Jeśli po każdym swoim potknięciu będzie widział w twoich oczach przerażenie, szybko dojdzie do wniosku, że świat jest niebezpieczny, i zacznie się wszystkiego bać, a przecież nie o to ci chodzi. Pokaż dziecku, że można traktować upadki jak przykrą, ale czasem konieczną lekcję, która pozwoli mu nabrać doświadczenia i nowych umiejętności.
Początkujący piechur potrzebuje na spacerze odpowiednich butów ze skóry lub innego przewiewnego materiału, które mają:
elastyczne, nieślizgające się podeszwy;
szerokie noski (palce dziecka nie mogą być ściśnięte);
dające pewne oparcie piętom tyły;
cholewkę, która nie krępuje ruchów w kostce;
solidnie przyklejoną wkładkę, wyściółkę, która się nie marszczy;
nieuwierające zapięcie (włóż dłoń do każdego buta i sprawdź to);
odpowiedni rozmiar (sprawdzisz to naciskając czubek buta, czy jest tam wolne miejsce lub wkładając swój palec w but przy pięcie dziecka - powinien się swobodnie zmieścić)
Nie ma na to prostej odpowiedzi - co dziecko, to sposób na pogodzenie ognia z wodą, o czym świadczą wypowiedzi mam na forum eDziecko.pl
Ola ma 17 miesięcy i też chodzi swoimi ścieżkami. Na razie korzystamy z wózka, bo bez niego nie wiem kiedy doszłabym do bliskiego sklepu. Ola idzie tam dokąd chce, a nie tam dokąd ja bym chciała. Po drodze oczywiście interesuje ją wszystko. Jak nie chce iść, to kuca i... muszę ją wtedy wziąć na ręce i ponieść trochę. Po kilku krokach stawiam ją na ziemi i mała idzie dalej. Oczywiście do pierwszego ciekawego obiektu typu: kamyk, studzienka kanalizacyjna, papierek. Czasami jednak na popołudniowe spacery do parku, który mamy po drugiej stronie ulicy wybieramy się bez wózka. Znajomi mają dziewczynkę pół roku starszą i też mieli takie problemy, a teraz wszystko jest w porządku. Dziecko do tego dorosło i już. Pocieszam się, że i Ola wkrótce da się spokojnie poprowadzić za rękę.
Flora
Bartosz miał blisko dwadzieścia miesięcy, gdy zdecydowanie zrezygnował z wózka. Teraz wózek zabieramy, gdy planujemy dalszą wyprawę, np. do Łazienek. Koło domu synek porusza się wyłącznie na nóżkach, po podstawowe zakupy do sklepu czy na bazarek - też. Po spacerze sam wchodzi na trzecie piętro - windy nie ma, a nie wnoszę go, bo jestem w ciąży z drugim dzieckiem, a po drugie to zapobieganie otyłości u małego i inwestycja w jego zdrowie. Ania
Ja biorę wózek wyłącznie dla własnej wygody: jestem w ciąży i wolę nie dźwigać zakupów, kładę je po prostu do wózka. Mała idzie obok albo - jeśli nie ma w nim zakupów - pcha wózek, sadzając w nim swoją ukochaną lalkę.
Hanna
Moja córeczka nie zawsze ma ochotę wyjść z domu na spacer, czasem się denerwuje już w czasie spaceru, bo nie chce pójść tam, dokąd zaplanowałam. Nie poddaję się jednak, tylko wymyślam atrakcyjny dla niej cel np. idziemy nakarmić wiewiórki w parku, na huśtawki albo do sklepu po sok - a przy okazji załatwiam własną sprawę. Oczywiście trzeba dotrzymać słowa, bo dziecko w tym wieku ma już dobrą pamięć. misiaczkowamama