Jem to, co chcę!

Mam problem z 20-miesięczną córką. Pół roku temu Natalka przestała jeść zupki, obiadki, deserki, kaszki. Jej menu to mleko zagęszczone kleikiem ryżowym, ewentualnie jabłko, danonek, chleb lub bułka (bez masła), czasem banan lub wafelek. Wszelkie próby podania jej czegokolwiek innego kończą się stanowczym ?nie!?, a często też płaczem i krzykiem - choć nie robimy nic na siłę i do niczego nie zmuszamy. Czasem Natalka złości się, nawet gdy inni domownicy jedzą obiad. Niedawno zaczęłam już podawać papki mojej młodszej półrocznej córce i myślałam, że to zdopinguje Natalkę, ale na razie nic z tego. Proszę o pomoc, bo są dni, kiedy po prostu płaczę z bezradności. Robimy córce regularnie badania i wszystkie wyniki są bardzo dobre.

Jeżeli, tak jak Pani pisze, wyniki badań są dobre, a córka jest żywą i energiczną dziewczynką, to wszystko wskazuje, że problem leży jednak po stronie dorosłych. Powiem krótko: to od nich powinno zależeć, co je niespełna dwuletnia dziewczynka. Tymczasem z jakichś powodów to ona przejęła kontrolę nad tą sprawą. Nie ma co płakać z bezradności. Trzeba po prostu spokojnie, najlepiej razem z mężem, spojrzeć na sytuację i dokonać paru zmian idących w następującym kierunku: Natalka dostaje posiłek, najlepiej przy wspólnym stole z innymi domownikami. Dobrze by było, żeby jedzenie podano ładnie i kolorowo. Jeżeli nie chce jeść, może odejść od stołu. Nie podkarmia jej Pani między posiłkami. Nie ma rozmów i dyskusji na temat jadłospisu. Małe dzieci naprawdę we wszystkich dziedzinach swojego życia potrzebują jasnych norm i poczucia granic. Dobrze, żeby te dziedziny nie stawały się niepotrzebnie polem walki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.