Aleksandra Inatowicz-Łubiańska, psycholog: Rzadko. Pamiętam dziewczynkę, która zadzwoniła i powiedziała, że jej koleżanka planuje ucieczkę. Podczas rozmowy wyszło, że chodzi tak naprawdę o nią. Opowiadała mi o swoich problemach w domu i o tym, że sobie z nimi nie radzi.
Ciężko jest podać jedną najczęstszą przyczynę. Bardzo dużo jest ucieczek z ośrodków opiekuńczych. Trafiają tam dzieci z trudnościami. W ośrodkach nie czują swobody. Nie mogą mieć przy sobie telefonów, mają ograniczane wyjścia, wyjazdu do domów. Chcą decydować o sobie. Uciekają, aby poczuć niezależność. Zazwyczaj do swoich domów, albo do dalszej rodziny. Korzystają też z pomocy nowo poznanych osób. Poznają się w ośrodku i wspólnie decydują, że uciekają.
Ucieczkę należy traktować jak sygnał ze strony dziecka. Popatrzcie, coś się dzieję u mnie, lub w moim domu. Zdarza się, że może być to sygnał, że dziecko potrzebuje więcej swobody, niezależności, bo granice w rodzinie są zbyt sztywne. Jednak zdarza się, że jest to sygnał mówiący o tym, że dziecko ma poczucie, że samemu może lepiej o siebie zadbać, lub że dzieje się coś na tyle niepokojącego, że dziecko nie jest w stanie już dłużej znieść tego co dzieje się w relacji rodzic - dziecko.
Czasami uciekają od przemocy fizycznej, ale też od tej psychicznej. Ta ostatnia może nie być w ogóle widzialna dla osób postronnych. Nie zawsze przyczyną ucieczki jest przemoc. Dzieci uciekają też pod wpływem silnych emocji. W domu czują się niezaopiekowane, niezauważone. Potrzebują większej uwagi rodzica, zauważenia, że coś niepokojącego się dzieje.
Poza fundacją pracuję z nastolatkami, rozmawiam z nimi. To są osoby niezwykle impulsywne. Dopiero uczą się, jak regulować swoje emocje. To nie jest nic złego, że jeszcze tego nie potrafią. To jest naturalna kolej rzeczy. Pod wpływem silnych emocji, np. kłótni z rodzicami, konfliktu w domu, myślą i czują, że nie chcą swojej rodziny widzieć, nie chcą mieć ze swoimi rodzicami do czynienia.
Nie planują ucieczki. Po prostu wstają i wychodzą, idą za impulsem. Ale zdarza się także, że nastolatki do ucieczki się przygotowują, ta decyzja w nich dojrzewa
Jeden chłopiec, po kłótni z rodzicami, po prostu wyszedł z domu. Wsiadł do pociągu i pojechał do innego województwa, do koleżanki poznanej w internecie. W pośpiechu zapomniał, aby zabrać ze sobą telefon. Nie powiedział też koleżance, że zamierza ją odwiedzić. Takie ucieczki pod wpływem impulsu trwają krótko. Znacznie trudniejsze są te, które nastolatki planują.
Nastolatki potrafią przygotować się do ucieczki bardzo dobrze. Odkładają pieniądze, mają domówione miejsce, do którego się udadzą, spakowany plecak. Podczas organizowania ucieczki stwarzają pozory, że wszystko jest w porządku, wzbudzają zaufanie.
I okazuje się, że telefon jest wyłączony, albo w ogóle zostawiony w domu. W komputerze jest wyczyszczona cała historia. Z każdą kolejną ucieczką nastolatki są coraz lepiej przygotowani. Wiedzą już, jak działa policja, jak zachowają się rodzice, jakich błędów nie powtarzać. Takie zachowania są niezwykle niebezpieczne.
Nastolatki potrafią przygotować się do ucieczki bardzo dobrze. Odkładają pieniądze, mają domówione miejsce, do którego się udadzą, spakowany plecak Fot. Igor Morye / Agencja Wyborcza.pl
To nieprawda. Może to spotkać każdego, nawet tych opiekuńczych rodziców. Każdy rodzic ma pewne ograniczenia. Czasowe, finansowe, czasami jest to brak wiedzy i umiejętności do pracy z młodym człowiekiem. Czasem rodzic nie umie nawiązać więzi z dzieckiem, bo nie wie, jak to zrobić.
Pamiętam sytuację, kiedy chłopiec samodzielnie wyszedł z przedszkola i wybrał się na zakupy. To oczywiście nie była ucieczka. Kilkulatek po prostu wyszedł z placówki, bo zdecydował, że ma inne plany na siebie, nie pasowało mu siedzenie w przedszkolu.
Granica wieku się przesuwa. Dzieci, od najmłodszych lat świetnie radzą sobie z technologią, prawie wszystkie mają telefony. Umieją sprawdzić w sieci rozkład pociągów.
W statystykach dominuje jednak wiek 14-17 lat. To grupa nastolatków, którzy myślą, że potrafią sobie już samodzielnie poradzić. To oczywiście nieprawda. To są wciąż bardzo, bardzo młodzi ludzie i każda ucieczka stawia ich w bardzo ryzykownych sytuacjach.
Tak jest. Bardzo krzywdzące są też oceny innych ludzi. Zdarzają się bardzo nieprzychylne komentarze ze strony służb. Takie zupełnie nie na miejscu.
Rodzic zgłasza, że dziecko nie wróciło do domu, jest zmartwiony, zdenerwowany i dostaje komunikat: "Trzeba było lepiej się zajmować dzieckiem", albo: "Trzeba było z dzieckiem rozmawiać". To są słowa, które rodzice czasami słyszą przy zgłoszeniach.
Często zgłoszenia przyjmują ludzie zmagający się z ogromnym wypaleniem zawodowym i zmęczeniem. Codziennie przyjmują bardzo dużo spraw, niekiedy słyszą też ze strony rodziców pretensje, zanika w nich ludzka empatia. Nie usprawiedliwiam tych ludzi, pewne komentarze nigdy nie powinny mieć miejsca. Nawet jeżeli ktoś sobie coś myśli, ma jakieś swoje przekonania, to powinien zachować je dla siebie.
Rodzic, który zgłasza ucieczkę dziecka, już wystarczająco cierpi. I zmaga się z ogromnym poczuciem wstydu. Ogromnym. Czasami tak dużym, że boi się iść na policję i powiedzieć, że dziecko nie wróciło do domu. Bo np. mieszka w małej miejscowości i nie chce, aby ludzie się dowiedzieli. Myśli tylko o tym, że skoro dziecko zaginęło, to znaczy, że jest bardzo złym rodzicem. I szuka na własną rękę, nie zgłasza. Jednak im więcej mija czasu, tym napięcie jest coraz większe.
Rodzice są już tak wykończeni, ich emocje są tak natężone, że zamiast na spokojnie ochłonąć i powiedzieć: "Cieszę się, że jesteś, że jesteś bezpieczny", po prostu wybuchają.
My też to rozumiemy, dlaczego tak się dzieje. Kiedy rozmawiam z rodzicami, zwracam szczególną uwagę na moment, w którym dziecko wraca. Jeżeli czujemy, że jesteśmy w silnych emocjach, nie rozmawiajmy. Przekażmy dziecku, że cieszymy się, że jest już bezpieczne, powiedzmy: "Martwiłem się o ciebie, jesteś dla mnie ważny". I tyle.
Kiedy obie strony ochłoną, trzeba znaleźć przestrzeń i właściwy czas, żeby porozmawiać. To ważne, aby rozmawiać spokojnie, nie w nerwach. Ja wiem, że pod emocjami, czasem nawet pod ogromną złością rodzica, kryje się troska. Dzieci tego jednak tak nie widzą.
Inaczej dla dziecka brzmi, kiedy krzyczymy i w ten sposób okazujemy swoją troskę, a inaczej, kiedy na spokojnie powiemy: "Słuchaj, nie chcę, żeby w przyszłości dochodziło do takich sytuacji. Jak my możemy popracować nad tym, co się dzieje w naszym domu, żeby do takich sytuacji nie dochodziło? Jak myślisz, co ja mógłbym zmienić w swoim zachowaniu?". Trzeba podejść do problemu wspólnie, pokazać, że jesteśmy w tym razem.
Nastolatki. Zdjęcie ilustracyjne FOT. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl
Większość zgłoszonych ucieczek zamyka się w ciągu tygodnia. Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy dziecka nie ma w domu tygodniami, miesiącami. Nastolatek kontaktuje się w tym czasie z rodzicami. Przekazuje, że wszystko w porządku i że nie wraca.
Wystawiają się na bardzo ryzykowne sytuacje. Uciekają z domów, bo szukają niezależności, ale nie mając osiemnastu lat, trudno jest cokolwiek zrobić legalnie bez zgody rodziców. Zdarzają się sytuacje, że młodzi zatrudniają się na czarno, ale bardzo rzadko. Najczęściej jest tak, że niepełnoletnie osoby uciekają do kogoś starszego, na kim mogą polegać np. do starszego partnera/partnerki. Ta osoba zapewnia im mieszkanie i utrzymanie.
Dziewczęta, częściej niż chłopcy, wchodzą w związki ze starszymi osobami. To nie musi być dużo starszy mężczyzna, wystarczy, że chłopak jest pełnoletni, ma 20 lat.
Dziewczyna jest zakochana, ucieka do starszego chłopaka i obydwoje decydują się na wyjazd.
Często jest jednak tak, że nastolatki uciekają do zupełnie obcych ludzi. Wcześniej szukają znajomości w internecie. Oferują swoje towarzystwo w zamian za nocleg i np. za używki. Niestety, młode dziewczyny wchodzą w takie relacje
Uciekają do osób, których nie znają, od których są kompletnie uzależnione. Te osoby mogą je krzywdzić. Pamiętam taką sytuację, kiedy młoda dziewczyna, zanim uciekła z domu, napisała na grupie społecznościowej, że ma skończone 18 lat - to oczywiście nie było prawdą - i że jest w bardzo trudnej sytuacji i potrzebuje noclegu. Dla tej dziewczyny celem było, aby uciec stąd tu i teraz. Nie zdawała sobie sprawy z tego, na jak ogromne ryzyko się wystawia.
Ja bym zwróciła na coś innego uwagę. Dużo się mówi o różnych sytuacjach, a my dorośli też nie zawsze zachowujemy się racjonalnie. Czasami otwieramy linki, które powinny wydawać nam się podejrzane, pomagamy finansowo komuś, kto ogłasza się na Facebooku, że potrzebuje pieniędzy np. na leczenie, nabieramy się na metodę na wnuczka.
Wszystkim nam może przytrafić się sytuacja, kiedy czegoś nie przewidzimy, damy się oszukać. Mimo że wiemy, słyszymy, to ufamy nieodpowiedniej osobie.
Nastolatki, młodzi dorośli, szukają kontaktów w sieci, poznają się na portalach randkowych, to dla nich jest już normalne, że poznają się w internecie. Nie zawsze przewidzą i wyczują niebezpieczeństwo. Nie należy ich nigdy za to oceniać.
Trzeba być cierpliwym i wysyłać komunikat, że dziecko może na nas liczyć. Kiedy czujemy, że dzieje się coś niedobrego w życiu dziecka, możemy zasugerować Telefonu Zaufania Młodych. Pod tym numerem nastolatek anonimowo porozmawia z psychologiem.
Telefonu Zaufania Młodych: 22 484 88 04.
Aleksandra Inatowicz-Łubiańska jest psychologiem, w fundacji ITAKA jest koordynatorką linii wsparcia.
Fundacja ITAKA, Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych powstała w 1999 roku. ITAKA jest najstarszą organizacją pozarządową w Polsce, która całościowo zajmuje się problemem zaginięcia. Główne obszary działalności fundacji to poszukiwanie osób zaginionych, wsparcie dla rodzin i bliskich, a także profilaktyka zaginięć. ITAKA pomoc świadczy bezpłatnie. Na stronie fundacji przeczytamy: "Nigdy nie oceniamy ludzkich postaw, zachowań i wyborów. Staramy się nieustannie poszerzać swoją wiedzę i doświadczenie tak, aby nasza pomoc przynosiła ludziom ulgę w cierpieniu i doprowadzała do rozwiązania sprawy fundacji".