Przybrana tożsamość czy niewinna zabawa?

Moja córka Michalinka od kilku miesięcy nieustannie prosi, by nazywać ją Alą, a nie Michasią, Michalinką lub Minką. Prawdziwa Ala jest córką mojego brata, która jest dla Michasi świętością. Ponieważ przeprowadziliśmy się do innego miasta, mamy z nią teraz rzadszy kontakt. Moja śmiała i otwarta córka notorycznie zaczepia ludzi w autobusie, na ulicy i mówi "Dzień dobry, jestem Ala". Przedstawiła się tak wszystkim nowym sąsiadom, a ja potem musiałam prostować. Osobom nieznajomym nawet nie wyjaśniam, że moja córka nie nazywa się Ala, bo sprawia jej to ogromną przykrość. Teraz nawet prosi mnie, abym w nowym przedszkolu powiedziała paniom, że ma na imię Ala. Michasi nie satysfakcjonuje rozwiązanie "poprosimy panią, by nazywała cię Alą", tylko chce być naprawdę Alą, mieć to wpisane w dziennik, wyhaftowane na poduszce i na worku z kapciami. Tłumaczę cierpliwie, ale bez rezultatu, ale problem wraca jak bumerang. Nie wiem, co powinnam robić. Czy mam pozwolić dziecku zmienić sobie imię? Jak mam reagować, gdy słyszę, kiedy opowiada sąsiadom nieprawdę? Michalina ma ze mną zupełnie dobry kontakt, tylko żyje sobie w swoim wymyślonym świecie, nad którym chce mieć pełną kontrolę..., co jest dla nas wszystkich jednak bardzo uciążliwe. Bardzo proszę o opinię, w jakim stopniu pozwolić Michasi na zabawę w "bycie Alą", a jakie granice należy jej wyznaczyć. I jeszcze jedno: zupełnie nie wiem, w jaki sposób ja sama powinnam w tym uczestniczyć.

Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią na Pani list. Bo z jednej strony cóż w tym złego, że Michalinka chce mieć na imię Ala, ale z drugiej - no właśnie...

Pani sama zresztą bardzo trafnie stawia różne hipotezy sama: być może dziewczynka tworzy swój wymyślony i wyimaginowany świat, bo chce mieć jeszcze mieć jeszcze większą (a może pełna?) kontrolę nad rzeczywistością.

Mimo wszystko traktowałabym jej zachowanie jako niewinną "zabawę w bycie Alą", z jednoczesnym trzymaniem się rzeczywistości i jej realiów. To oznacza używanie prawdziwych imion członków rodziny, a także samej Michasi. Warto też tę sprawę trochę "odmitologizować". Co by to miało znaczyć? Nie nadawać temu zachowaniu aż tak wielkiej rangi i wagi, nie tłumaczyć dziewczynce za dużo. raczej postarać się rzecz całą traktować w kategoriach zabawy, niż rozważać prawne kwestie zmiany imienia. Można jej powiedzieć, że mama i tata wybrali dla swojej kochanej pierwszej córeczki imię Michalina i tak by chcieli ją nazywać.

Proszę wyobrazić sobie, jak by pani reagowała, gdyby Michasia przedstawiała się na przykład "jestem piesek" albo "jestem kaczuszka" - pewnie nie prostowałaby Pani tych informacji, co nie znaczy, że zaczęłaby Pani się na stałe zwracać do córeczki per "piesku", prawda?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.