Myślę, że naprawdę dobrze wychowuje Pani swego synka, i że nie jest łatwo być żoną marynarza, zdaną na co dzień właściwie tylko na siebie.
Doradziłabym może trochę drobnych zmian w Pani postępowaniu wobec małego. Byłoby lepiej rzadziej tłumaczyć, bo jest na to jeszcze za mały, a częściej po prostu stanowczo nie pozwalać, na przykład na bicie mamy czy zabieranie innym zabawek. Starać się uniemożliwiać robienie tego, czego robić nie należy, a więc przytrzymać za rączkę, gdy próbuje Panią uderzyć i zdecydowanie i bez nerwów powiedzieć: "nie wolno".
Czasem ulegamy złudzeniu, że dwulatkowi można wiele wytłumaczyć, bo on to zrozumie i będzie się zachowywać tak, jak my chcemy. To jest nieporozumienie - nasze logiczne argumenty nie przekładają się na rzeczywistość takiego malucha.
Nie straszyłabym tatą. To dobrze, żeby tata był obecny w waszym życiu, na zdjęciach, w opowiadaniach, telefonach, ale nie pewno nie jako straszak. Niepotrzebnie osłabia Pani w ten sposób własną skuteczność. Zachęcałabym też do zamykania drzwi w łazience. Wyznaczanie takich granic synkowi jest potrzebne, nawet jeśli wiąże się to z jego płaczem i protestami.
Myślę, że warto byłoby też czasami korzystać z czyjejś pomocy, aby miała Pani trochę czasu tylko dla siebie i by zajmowanie się dzieckiem nie trwało dwadzieścia cztery godziny na dobę. Takie chwile są potrzebne nawet najbardziej ofiarnej mamie.