Trudne pytania małych ludzi

Po co kocurom sutki? Co się myśli, jak się nie myśli? Kto karmił smoki? Oto z jakimi pytaniami mierzy się na co dzień Wojciech Mikołuszko, autor książki "Wielkie pytania małych ludzi".

Pamiętasz pierwsze pytanie? To, od którego się zaczęło?

Zaczęło się wcale nie od pytań dzieci, tylko od bloga "A dlaczego". Założyłem go w 2008 roku, żeby opowiadać o naszych rodzinnych przygodach, a dokładnie o poznawaniu świata przyrody i nauki. Historyjki, na przykład o podglądaniu ptaków w drodze do przedszkola czy o bobrach, ubrałem w pytania: "Co to jest: czarne, lata i skrzeczy", "Skąd się tu wzięły bobry?". Okazało się, że to jest to. Że poznawanie świata zaczyna się od dziecięcych pytań.

To znaczy, że wymyślasz pytania dzieci na potrzeby bloga?

Ależ skąd! Pytania, które cytuję, padły. Przytoczone w opowieściach zdarzenia faktycznie miały miejsce. Powstały z nich potem dwie książki "Tato, a po co?", "Tato, a dlaczego?". Ale moje dzieci wyrosły i przestały zadawać pytania. Zastąpili je mali czytelnicy "Gazety Wyborczej". Ostatnią książkę "Wielkie pytania małych ludzi" zawdzięczam właśnie im, a także ich rodzicom. Przysyłają mi maile z opisem tych wszystkich przedziwnych rzeczy, które nurtują dzieci. Sam bym ich na pewno nie wymyślił!

Przedziwnych? Czego najczęściej dotyczą pytania?

Dzieci bardzo interesuje ludzkie ciało. To naturalne, że chcą wiedzieć, jak działa i co się dzieje, jeśli jest uszkodzone. Często ich rozmyślania prowadzą do fundamentalnych kwestii, których naukowcy jeszcze nie rozstrzygnęli, jak choćby to, po co człowiekowi temperatura 36,6°C. Druga duża grupa to pytania o dom i jego otoczenie (dlaczego samochód jedzie albo dokąd leci woda z sedesu). Są także pytania z gatunku obrzydliwych. Dzieci je uwielbiają, wiem to od czytelników. Pytają o bąki, kupy, bekanie. Wychodzę od nich i skręcam w kierunku nauki. Opowiadam o trawieniu czy systemie filtrowania ścieków. Dzieci zastanawiają się nad sensem życia - chcą zrozumieć, po co żyjemy, skoro umieramy, albo dowiedzieć się, jak wygląda nic. Sporo też pytań o przyrodę. Dziwi mnie tylko, że dotyczą egzotyki: dlaczego nie ma małych baobabów? Jak ma lew na nazwisko? Co widzi kameleon? Polskiej przyrody jest tu znacznie mniej. To dla mnie znak, że dzieci mają z nią małą styczność. Częściej widzą lwa czy kameleona w telewizji niż biedronkę na żywo.

Może to, co daleko, jest zwyczajnie ciekawsze?

Obawiam się, że w naszym kraju dzieje się to, co Richard Louv opisuje w swojej książce "Ostatnie dziecko lasu". Jego zdaniem dzieci w USA i Europie Zachodniej zamykają się na przyrodę, która je otacza. Znają ją z książek, filmów, internetu. Ja w dzieciństwie poznawałem drzewa, owady, ptaki na podwórku. Które dziecko dziś bawi się na podwórku?! Dzieci w Wielkiej Brytanii nie mają nawet płaszczy przeciwdeszczowych, bo są wożone autem z zajęć na zajęcia.

Swoim dzieciom od początku pokazywałeś przyrodę na żywo?

Tak, bo sam najlepiej odpoczywam w lesie, na łące, nad wodą. Zostawiamy w domu lekcje, obowiązki i mamy wolną głowę. Podczas takich wycieczek rodzi się wiele pytań. W domu często trudno skupić się na dziecku, a podczas spaceru idziemy, obserwujemy przyrodę, rozmowa się toczy. Podglądamy żaby, traszki, chrząszcze.

I kleszcze!

O nich też piszę w ostatniej książce, bo jakieś dziecko było ciekawe, czy głowa kleszcza jest twardsza od młotka. Przy okazji radzę, jak się przed kleszczami zabezpieczyć. Bo przecież nie można przez nie rezygnować ze spacerów! Choćby dlatego, że kontakt z przyrodą pozytywnie wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne. Są badania, które pokazują, że ludzie mieszkający na osiedlach z drzewami szybciej zdrowieją po operacjach i mają lepsze relacje z sąsiadami niż mieszkańcy osiedli bez zieleni.

Wracajmy do lasu. Idziecie z dziećmi ścieżką wśród drzew i co?

Mam tę słabość, że żaba mnie interesuje. Więc podchodzę, oglądam, dzieci za mną. Pytają. Albo one coś odkryją, wejdą na drzewo, coś zaobserwują. Mamy ze sobą słoik - gdy mijamy kałużę czy strumyk nalewam wody, oglądam. Albo łapiemy owady w siatkę na motyle. Dzieci mnie naśladują.

Nie przygotowujesz sobie zawczasu wykładów o traszce do wygłoszenia na spacerze?

O nie! Dzieci nie chcą słuchać wykładów. To by zabiło ich naturalną ciekawość. Moja córka w ramach nauki przyrody musiała wkuć na pamięć symbole wszystkich parków narodowych w Polsce. Efekt - jej zainteresowanie tymi parkami spadło do zera. Dla dziecka ważne jest doświadczenie: możliwość dotknięcia, powąchania. Dorośli często lekceważą pająki, ślimaki, muchy. A dla dzieci są super: można je dotknąć, wziąć do ręki, obejrzeć. A potem wypuścić. To znakomity start do dalszej obserwacji przyrody.

Pytania dzieci rodzą się w najmniej oczekiwanych momentach. Nie tylko podczas spacerów po lesie. Siedzenie w ciemności lub głaskanie kota może doprowadzić do ważnych przemyśleń.

Z nudy, pustki, milczenia rodzą się często wspaniałe pomysły. Dzieci lubią też eksperymentować - w ten sposób badają prawa fizyki. Wykazują się przy tym dużą wyobraźnią. Np. mój 2-letni synek Jacuś badał ostatnio grawitację, tłukąc kubki. Albo walił tłuczkiem do ziemniaków w ścianę. To nie było zabawne! Czasem warto na to pozwolić, tylko może nieco usystematyzować te eksperymenty. Jeśli Jacuś chce sprawdzać, jak działa tłuczek, niech tłucze w kamień.

Wróćmy do twojej pracy. Dostajesz mail z pytaniem i co?

Krążę wokół niego myślami. Ostatnio zaintrygowało mnie pytanie 8-letniego Olesia: czy śmierć boli. Sam się nad tym zastanawiam. Często wtedy przypomina mi się ktoś, z kim kiedyś rozmawiałem, albo artykuł, który czytałem. Korzystam też z wujka Google - wrzucam hasło po angielsku, szukam wiarygodnych materiałów naukowych, wertuję książki. Pytania dziecięce otwierają przede mną nowe światy. Wchodzę w nie, drążę, pytam specjalistów. Sam jestem ciekaw, dokąd zaprowadzą mnie te poszukiwania. Często okazuje się, że nawet naukowcy, którzy badają dany temat, wielu rzeczy nie wiedzą. Np. co jest w środku czarnej dziury, skąd się wzięła stałocieplność, jak się kręcą wiry w wannie. W Japonii powstała na ten temat cała praca naukowa! Są w niej skomplikowane równania matematyczne, które objaśniają ich mechanizm. Docieram do ekspertów osobiście, telefonicznie lub mailowo i dopytuję.

Dzwonisz do pracownika Centrum Nauki Kopernik i pytasz go, jak smakuje chmura? Albo też wypytujesz doktora Feleszko, czy krew ładnie pachnie? Nie dziwią się, nie rzucają słuchawką?

Macieja Muchę z Kopernika, którego zagadnąłem o smak chmury, znałem już wcześniej i wiedziałem, że zareaguje pozytywnie. Doktor Feleszko sam pisze książki dla dzieci. Czasem trochę się krępuję, jasne. Ale naukowcy prawie zawsze chętnie mi odpowiadają. Traktują pytanie poważnie i potem są niezwykle drobiazgowi przy autoryzacji.

Udaje ci się o trudnych naukowych zagadnieniach mówić w prosty sposób. Jak to się robi?

Pomaga mi doświadczenie dziennikarza naukowego. Dla dorosłych o nauce też trzeba pisać innym językiem niż w rozprawach naukowych. Poza tym mam kontakt z dziećmi - własnymi, czytelnikami, prowadzę zajęcia na uniwersytetach dziecięcych, czasem w szkołach, i wyobrażam sobie ich reakcję na dane sformułowania. Staram się omijać pojęcia naukowe, a jeśli to niezbędne - wyjaśniać je. Opowiadam o nich opisowo - nie podciśnienie, tylko powietrze, które się kurczy i zasysa. Mam też taką osobę jak redaktor, która sprawdza, czy moje wyjaśnienia są wystarczająco proste. Zdarzają się jednak i takie nieliczne rozdziały, które muszą być bardziej skomplikowane - czasem uproszczenia mogą prowadzić na manowce.

A co ma zrobić rodzic, który nie zna odpowiedzi na pytanie dziecka? Dziś rano musiałam np. ustalić, które zwierzę wygrałoby pojedynek między lwem i niedźwiedziem.

Fajnie, jak nas ta kwestia zainteresuje. Wtedy idzie jak z płatka. Można przejrzeć książki, pogrzebać w sieci. Warto poszukać wśród znajomych, może znajdzie się ktoś, kto coś wie. Jeśli zarazimy się od dziecka ciekawością, okazuje się, że tropów jest więcej, niż nam się wydaje. Szukając odpowiedzi, odkryjmy w sobie dziecko - niezabite przez lata edukacji i mądrość życiową. To nie ma być męczące edukowanie potomstwa, ale poznawanie świata razem z nim.

A jeśli rodzicom się jednak nie uda, czy można cię poprosić o pomoc? Zbierasz jeszcze pytania?

Tak, w piątkowej "Gazecie Wyborczej" ukazuje się cykl "Wielkie pytania małych ludzi". Zapraszam do wysyłania maili: WielkiePytania@agora.pl

Zajęcia dla ciekawskich

W domach kultury i klubach osiedlowych organizowane są zajęcia i warsztaty, w czasie których dzieci mogą poznawać prawa fizyki, podglądać przyrodę, odkrywać tajemnicę kosmosu czy pod okiem doświadczonego instruktora przeprowadzać różne doświadczenia i eksperymenty.

Jeśli wasz maluch jest wyjątkowo dociekliwy i ciekawy świata, warto sprawdzić, czy w najbliższej okolicy nie ma tego typu zajęć. Na pewno zainteresują małego odkrywcę. Zwykle można na nie zapisać dzieci w wieku szkolnym, ale jest też wiele klubów, które organizują warsztaty i zajęcia naukowe dla przedszkolaków. Oczywiście zapisując malucha na zajęcia warto uważnie przyjrzeć się, jak są one zorganizowane. Ile dzieci jest w grupie? Czy uczestnicy są mniej więcej w tym samym wieku? Czy "warsztat pracy" małych naukowców jest dobrze przygotowany i bezpieczny? Czy instruktor ma doświadczenie w pracy z kilkulatkami? Ile czasu trwają zajęcia (nie mogą być zbyt długie, bo znużą malca). Dla sześciolatków z Warszawy, Olsztyna, Krakowa i Wrocławia ciekawe zajęcia organizuje "Uniwersytet Dzieci". To cykl całorocznych spotkań z naukowcami, połączonych z warsztatami i pracą w grupach. Rekrutacja na przyszły rok szkolny rozpoczyna się 9 czerwca - dzieci można zapisać wyłącznie poprzez formularz na stronie uniwersytetdzieci.pl/rekrutacja.

Więcej o:
Copyright © Agora SA