Outsiderzy, dlaczego tacy są?

Wszyscy je znamy. Może z parku, może z przedszkola, może z własnych rodzicielskich doświadczeń. Nietuzinkowe. Czasem kłopotliwe. Ale czy jest się czym martwić?

Każde dziecko jest inne. Słyszymy o tym aż do znudzenia. Ale to trochę tak jak z równością. Wszyscy są równi, ale niektórzy równiejsi. Każde jest inne, ale niektóre... No właśnie. Dziś będzie o nich. Najpierw opiszę historie, które dobrze znam. Z przedszkola, z parku, z własnych rodzicielskich doświadczeń.

Niemowa

Nasza pani miała córeczkę Joasię. Zabierała ją z sobą do przedszkola, a ona nie odstępowała mamy ani na krok. Jedną ręką czepiała się jej spódnicy, w drugiej trzymała nieodłączną butelkę z "kawusią", z której popijała przez smoczek. Kiedy pani szła do ubikacji, Joasia waliła pięściami w zamknięte drzwi i ryczała na całe gardło. Poza tym nikt nigdy nie słyszał jej głosu. Przywykliśmy do jej milczącej obecności. Aż któregoś dnia usłyszeliśmy: "Mamo, dlaczego kawusia jest bez cukru?".

- To ona już umie mówić? - krzyknęłam zdumiona. Od tej pory Joasia stała się naszą ulubioną koleżanką i wszystkie zabiegałyśmy o jej przyjaźń. Bo okazało się, że umie ona jeszcze wiele innych rzeczy, i to lepiej od nas. Np. sięgać językiem do połowy nosa albo biegać tak szybko, że aż nie widać nóg.

Ale kiedy przychodziła do nas na sobotni obiad i moja babcia pytała: "Czy dolać ci zupy?", Joasia bez słowa kręciła głową. Dorośli długo więc jeszcze myśleli, że moja przyjaciółka nie umie mówić. Tymczasem my całe godziny "gadałyśmy powieść" - jeden rozdział ona, jeden ja. Mnie przeszło, ale Joasia tworzy do dziś, teraz już na papierze.

Odmieniec

Oto dwóch chłopców: Łukasz i Mateusz. Mają po półtora roku. Mieszkają na tym samym podwórku. Jest wiosna. Mamy zabierają ich do parku. Gdy tylko wjeżdżają za bramę, Mateusz wyskakuje ze spacerówki i pędzi do dzieci, które bawią się piłką. Chwyta ją oburącz i próbuje wyrwać starszemu chłopcu. Tymczasem Łukasz ani drgnie. Całą scenę obserwuje spokojnie ze swego wózka. Po chwili wstaje i idzie w głąb alejki. Widocznie coś zauważył. Tak, na środku ścieżki leży porzucony samochodzik. Już ma go podnieść, gdy wtem z przeciwka nadbiega jego rówieśnik. Dzieli ich jeszcze dobre dziesięć metrów. Łukasz obraca się na pięcie i powoli oddala od zabawki. Najwyraźniej nie chce rywalizować. A jego mama?

Mama Łukasza się martwi. Boi się, że syn nie poradzi sobie w dorosłym życiu. Zazdrości mamie Mateusza - ten na pewno nie zginie. A w ogóle Łukaszem trudno się popisać. No bo sami powiedzcie. Siedzi dopiero w dziewiątym miesiącu życia, chodzi - w osiemnastym. Mając dwa i pół roku mówi "chód" na samochód i "tywa" na lokomotywę. Z nocnikiem też jakoś wolniej niż u innych dzieci. Rodzice Łukasza żartują sobie, że ich syn będzie chodził do szkoły z pieluszką, przytrzymując się płotu. A skoro już o płocie mowa. Parę lat później Łukasz przechodzi z kolegami przez parkan. Wszystkie dzieci zwinnie przeskakują na drugą stronę, a on wisi na spodniach. Wisi i ryczy ze śmiechu. Mamy wybiegają przed dom i patrzą zdumione. Ich dzieci ryczałyby z wściekłości.

I teraz mama Łukasza jest z niego dumna.

A jeśli ktoś chce wiedzieć, co było potem, to powiem. Łukasz skończył trudne studia, napisał bardzo dobrą pracę magisterską i znalazł sobie odpowiedzialną pracę.

Sam sobie sterem

Kiedy Adaś miał dwa lata, bał się przejść obok liści łopianu. Musieliśmy je obchodzić szerokim łukiem. Jego opór był tak silny, że nie było sensu go przełamywać. Zupełnie nie rozumieliśmy, skąd mu się to wzięło. Może myślał, że łopiany łapią?

Żadne skojarzenie dźwiękowe nie tłumaczy jednak kolejnego hopla naszego synka - ledwo przeszło mu z łopianami, nabrał awersji do... bluzek w paski. Czasy były ciężkie, pieniędzy mało, w sklepach z ubrankami pustki, ale tego przecież trzylatkowi nie wytłumaczysz. Zresztą nawet dorosłemu rzeczowe argumenty nie pomogą przezwyciężyć irracjonalnych lęków.

Z początku nie dawaliśmy za wygraną, ale kiedy tylko Adaś zorientował się, co na niego wkładamy, podnosił straszny wrzask i zdzierał z siebie pasiaste paskudztwo. Poratowali nas przyjaciele - ich córeczka chętnie zamieniła dwie spełzłe koszulki nieokreślonego koloru na trzy w kolorach tęczy, a my nareszcie mogliśmy ubrać dziecko do przedszkola.

Ubrać tak, ale jak tam dojechać? Nie od razu się zorientowaliśmy, dlaczego Adaś boi się tramwaju. Bardzo dbał, żeby siadać obok nas, a nie naprzeciwko. Wreszcie wyciągnęliśmy z niego, o co chodzi. Może się mianowicie przysiąść "baba" i nie daj Boże zapytać: "Kogo bardziej kochasz, tatusia czy mamusię?" albo "A dlaczego ty chłopczyku oczu nie myjesz?".

Miał też Adaś swoje fascynacje. Droga powrotna z przedszkola trwała bardzo długo, bo na ulicy pracowała "maszyna z klapami", która robiła ogłuszający hałas. (Służyła, zdaje się, do wytwarzania prądu dla świdrów pneumatycznych). Adaś nie mógł od niej oderwać oczu.

W domu oddawał się swoim ulubionym zajęciom, które zmieniały się z wiekiem, ale zawsze pochłaniały go bez reszty. Jako półtoraroczny maluch z upodobaniem wyrzucał na podłogę zawartość wszystkich szuflad, mając lat pięć całe dnie budował sobie domki z kartonowych pudeł, w pierwszych latach szkoły zawzięcie rysował karykatury polityków, a pod koniec podstawówki został specem od meteorologii. Do dziś bardziej ufamy jego przepowiedniom niż prognozom zawodowych synoptyków.

Co łączy te dzieci?

Wolno się oswajają. Boją się nieznanego. Nie ufają światu. Stawia je to nieraz w trudnej sytuacji, bo życie ciągle niesie coś nowego. Niełatwo mają również rodzice, którzy niepokoją się, że ich dziecko jest takie "dzikie". Nieraz też wstydzą się za swojego trzy-, cztero-, a nawet pięciolatka, bo ten nie chce uśmiechnąć się do cioci, nie odpowiada na pytania znajomych, nie wita się ani nie żegna. Bywają porządnie umęczeni maluchem, który nie odstępuje ich na krok. Marzą, żeby dorósł do przedszkola, ale wtedy okazuje się, że za nic nie chce tam chodzić.

Wyjazd na wakacje też nie daje wytchnienia, raczej spiętrza trudności, bo nagle zmienia się wszystko - trzeba spać w nie swoim łóżku, siadać do stołu z nieznajomymi, bawić się z obcymi dziećmi. W dodatku w nowych warunkach nie sposób przestrzegać wszystkich codziennych rytuałów, które tym dzieciom są szczególnie potrzebne.

Spróbujmy je zrozumieć

U podłoża nietypowego, nie zawsze zrozumiałego zachowania takich dzieci leży lęk. Wszyscy w jakiejś mierze boimy się zmian, ale jednocześnie mamy pęd do nowości. U Łukasza, Joasi, Adasia obawa bierze górę nad ciekawością. Inaczej mówiąc, ich układ nerwowy nie potrzebuje tylu różnorodnych bodźców. Stanowią oni przeciwieństwo dzieci, które nie mogą usiedzieć na miejscu, bo wciąż szukają nowych wrażeń. Ta cecha układu nerwowego jest w dużej mierze dziedziczna. Potocznie nazywa się ją wrażliwością. I słusznie, bo zwykle idzie w parze z dużym wyczuleniem na smaki, dźwięki, barwy i zapachy (stąd właśnie awersja do pewnych przedmiotów czy potraw). Wrażliwość to także mniejsza odporność na porażki (stąd niechęć do rywalizacji).

Jak im pomóc?

Przede wszystkim nie starać się ich za wszelką cenę przerobić na własne kopyto. Taką pokusę odczuwają zwłaszcza rodzice wobec pierwszego dziecka, na którym skupiają się wszystkie ich oczekiwania. Ma więc być mądre, pogodne, otwarte, rozwijać się książkowo, a najlepiej - wyprzedzać rówieśników. Tymczasem wszelkie naciski przynoszą efekt odwrotny do zamierzonego. Im bardziej natarczywy jest świat, tym większy budzi lęk. Łukasz, który czuje presję rodziców, by "był śmiały jak Mateusz", a nie potrafi temu sprostać, sądzi, że jest niewiele wart, a jego rodzice mają żal do siebie o własną nieudolność. Adaś doskonale wie, czego chce, a czego nie znosi, i choć jego awersje i upodobania wydają się dziwaczne, są w gruncie rzeczy zupełnie niewinne. Lepiej poczekać, aż mu przejdzie, niż kruszyć kopie o głupstwa. Tym bardziej że takie niezrozumiałe zachowanie bywa często pancerzem ochronnym przed obcym światem, pancerzem, który, jak w przypadku Joasi, skrywa bogate życie wewnętrzne.

Jednak obcego świata nie da się ignorować. Trzeba się z nim oswoić. I my, rodzice, możemy to ułatwić.

Jeżeli twoje dziecko przypomina w czymś bohaterów naszych opowieści, weź sobie do serca kilka prostych rad:

- Nie wrzucaj na głęboką wodę. Jeżeli chcesz oswoić dziecko z rówieśnikami, zacznij od jednego, z którym maluch będzie się spotykał najpierw na dworze, np. w parku. Później zaproś go kilka razy domu, potem odwiedźcie go wy. Następnym krokiem mogą być zajęcia w niewielkiej grupie. Dopiero po paru miesiącach takiego treningu możesz spróbować z przedszkolem, najlepiej jak najbardziej kameralnym.

- Uprzedzaj o swoich zamiarach. Ponieważ twojemu dziecku trudno przestawić się z jednej czynności na drugą, nie mów: "Zostaw już te lalki, wychodzimy", a raczej: "Niedługo będziemy musieli wyjść, żeby zdążyć na autobus. Może tymczasem położysz lalki spać?". Starszemu objaśniaj parę ruchów naprzód: "Teraz pójdziemy do sklepu, wracając, wstąpimy po Joasię do przedszkola, zjemy razem podwieczorek i weźmiemy Azora na spacer".

- Okaż, że w nie wierzysz. Kiedy twój pięciolatek wstydzi się poprosić ekspedientkę o lizaka, powiedz, że ty też wstydziłaś się w jego wieku, ale spróbowałaś i nic strasznego się nie stało. Dlatego wiesz, że i jemu się uda i odtąd będzie szło jak z płatka.

- Wyjaśnij innym, w czym rzecz. Poproś przyszywane ciocie, by nie okazywały dziecku swych uczuć zbyt wylewnie. Wytłumacz babci, że mały woli najpierw poobserwować dzieci na placu zabaw, zanim się do nich przyłączy. Umów się z panią w przedszkolu, że nie będzie zmuszała synka do solowych występów w Dniu Matki.

- Chwal zamiast ganić. Zamiast wytykać dziecku, że jest ślamazarne, zwróć uwagę na dobre strony jego temperamentu. Nie nalegaj, żeby szybko podejmowało decyzję, powiedz raczej: "Widzę, że chcesz się dobrze nad wszystkim zastanowić. Na pewno w końcu wybierzesz najlepiej".

- Bądźcie w przyjaźni. Spędzaj z nim czas w sposób atrakcyjny dla was obojga. Poczuje się dzięki temu pożądanym towarzyszem i łatwiej będzie mu nawiązywać kontakty poza rodziną. Postaraj się codziennie o chwilę intymnej rozmowy, żeby maluch mógł podzielić się z tobą swymi myślami i obawami. Pomoże mu to lepiej zrozumieć samego siebie i zmniejszy ciśnienie nieprzyjemnych emocji.

Co na pociechę?

Takie dzieci nigdy się nie nudzą. Kiedy czują się bezpieczne, potrafią bawić się same, zwykle z dużą fantazją. (Mój syn godzinami zapowiadał pociągi do różnych małych mieścin, naśladując ochrypłe megafony i gwary zasłyszane na prowincjonalnych stacyjkach). Choć przyjaźnie zawierają ostrożnie, są to związki głębokie i trwałe. Zabawa z takim przyjacielem wygląda inaczej niż z przypadkowym rówieśnikiem w parku - dzieci stwarzają sobie konwencje zrozumiałe tylko dla nich, a czasem, jak Joasia ze swoją przyjaciółką, cały fikcyjny świat.

W wieku przedszkolnym nie wdają się w bójki z byle powodu, później nie dążą do pokazania się, nie ulegają presji rówieśników, mają własne zdanie, czym zjednują sobie szacunek otoczenia.

Kiedy są starsze, przejawiają zwykle bardzo wyraźne zainteresowania, a nawet pasje, które mogą przerodzić się w najważniejszy cel w życiu. I choć nie dążą do sukcesu, osiągają go często jakby mimochodem.

Ptaki dziwaki. A może ptaki... rajskie?

Więcej o:
Copyright © Agora SA