Czym różni się najstarsze od najmłodszego?

Nasze dzieci... Jedno śmiałe i otwarte, drugie cichutkie i małomówne, trzecie - zawsze wesołe i skore do żartów...

Jedno dziecko świetnie się uczy, jest zdyscyplinowane i w szkole je chwalą, a drugie czuje wstręt do nauki, rozrabia i przyciąga uwagę rodziców właśnie tym, że wiecznie sprawia jakieś kłopoty. Czasem wygląda to tak, jakby dzieci podzieliły się rolami: ty będziesz dobry, a ja zły, ty spokojny, ja - przeciwnie i tak dalej. Ci sami rodzice, ta sama rodzina, moglibyśmy przysiąc, że wychowywaliśmy je jednakowo, jak więc to możliwe, że tak bardzo się różnią?

Może są różne z natury, ale na pewno ich inność w dużej mierze wynika stąd, że wzrastają w psychologicznie różnych warunkach.

Każde dziecko ma w rodzinie swoje własne miejsce, które zależy między innymi od kolejności przyjścia na świat, różnicy wieku między rodzeństwem, liczby i płci wszystkich dzieci, a przede wszystkim od tego, jak odnoszą się do nich rodzice. To oczywiście nie jedyne czynniki, które kształtują osobowość, ale z pewnością jedne z najważniejszych.

W różnych rodzinach różnie to wygląda, ale można zauważyć pewne prawidłowości.

Pierwsze dziecko

zajmuje pozycję wyjątkową. Przynajmniej przez rok lub dwa ma zapewnione w rodzinie pierwszeństwo absolutne. W tym okresie jest zwykle oczkiem w głowie rodziców, a często i dziadków. Pierwszy uśmiech, samodzielne siadanie, stanie, chodzenie - to wydarzenia rodzinne. Jeśli dziecko chętnie je, wszyscy w rodzinie się cieszą, jeśli jest niejadkiem - wszyscy się martwią.

Dziecko bardzo szybko się uczy, że jest postacią centralną. Wie, jak skupić na sobie uwagę, a kiedy mimo wszystko mu się to nie udaje, łatwo wpada w złość, obraża się lub marudzi. Rodzice czują się wtedy bezradni, tracą wiarę w siebie i postępują niekonsekwentnie. To godzinami huśtają malucha, to znów, chcąc pokazać, kto silniejszy, pozwalają mu zanosić się od płaczu we własnym łóżeczku.

Można powiedzieć, że na pierwszym dziecku rodzice uczą się być rodzicami, a przez to jego życie wcale nie jest usłane różami. Zazwyczaj oczekują pierworodnego z niecierpliwością, a gdy już przyjdzie na świat, patrzą na nie z dumą, ale i z niepokojem, czy aby na pewno rozwija się prawidłowo, czy wszystko jest w porządku.

Maluch musi często stawiać czoło podręcznikom, tabelkom i normom, z którymi matka i ojciec nieustannie go porównują.

Tacy nowicjusze chcieliby, żeby ich dziecko rozwijało się szybciej niż inne, robiło wszystko przed czasem i umiało zachować się w każdej sytuacji.

Dlatego najstarsze dzieci, wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom, często biorą na siebie rolę "najlepszego". Nie chcą sobie pozwolić na żaden błąd.

W obawie, by nie utracić akceptacji rodziców, próbują robić tylko to, w czym mogą odnieść sukces.

Młodzi rodzice, jeszcze nie okrzepli w nowej roli, nieraz nie wiedzą, jak postąpić. Czasem wymagają od malucha rzeczy niemożliwych, innym razem nadmiernie mu pobłażają, to znów przypisują mu uczucia czy intencje, których wcale nie żywi. Nie sprzyja to rozwojowi emocjonalnemu dziecka. Z drugiej strony, żadne następne nie dozna już takiego zainteresowania, tyle pomocy i uwagi ze strony rodziców. Ten kapitał procentuje całe życie.

Drugie dziecko

niemal od samego początku wie, że oprócz niego jest w rodzinie starszy brat lub siostra - dziecko większe, silniejsze, które wszystko potrafi lepiej.

Sytuacja młodszego nie jest więc wcale prosta.

I choć rodzice cieszyli się na jego przyjście, musi sobie wywalczyć swoje miejsce.

Znosić przy tym porównania ze starszym ("Twój brat w twoim wieku już dawno..."), dziedziczyć po nim ubranka i bawić się zabawkami, z których tamten już wyrósł. Jego pierwsze zęby, samodzielne kroki i słowa nie robią już na nikim takiego wrażenia. Wiele późniejszych wydarzeń w jego życiu (pójście do przedszkola, do szkoły) to też już tylko powtórka.

Młodsze dziecko czerpie jednak ze swej pozycji sporo korzyści. Zazwyczaj rodzice podchodzą do niego mniej nerwowo, nie odliczają mu łyżek przełkniętej zupki, nie odmierzają z zegarkiem w ręku, ile przespało godzin. I chociaż mama poświęca mu mniej uwagi, ten niedostatek wyrównuje starsza siostra lub brat, którzy stanowią całkiem niezłe źródło rozrywki.

W wieku niemowlęcym drugie dziecko jest zwykle spokojniejsze, lepiej sypia w nocy, mniej płacze.

Oczekiwania rodziców wobec niego są zazwyczaj znacznie lepiej określone i dostosowane do jego możliwości.

Młodsze dziecko jest przeważnie bardziej niezależne, potrafi zająć się sobą, nie domaga się ciągłego zabawiania, ale często stara się na różne sposoby dorównać starszemu. Jeśli starszy brat jest świetnym uczniem, młodszy pewnie nie zechce się z nim "ścigać" na tym polu i zadowoli się zupełnie przeciętnymi wynikami w nauce. Wybierze sobie raczej jakąś inną dziedzinę. Będzie np. bardzo dobrze grać w piłkę czy pływać i w ten sposób górować nad bratem.

Pojawienie się nowego dziecka w rodzinie zawsze jakoś burzy świat starszego, które rzadko od razu okazuje entuzjazm.

A więc nie tylko młodsze musi walczyć. Starsze również - o utrzymanie dotychczasowej pozycji. Wciąż będzie się starało dowodzić swej wyższości. Wydaje się, że jeśli mamy dwoje dzieci, są one skazane na nieustanną rywalizację.

Czasem współzawodnictwo jest bardzo silne i ma się wrażenie, że dzieci czują do siebie nienawiść. Bardzo dużą rolę odgrywa tu postawa rodziców, którzy przez mądre i wyrozumiałe podejście mogą sytuację rozładować. Najważniejsze, by umieli przekazać dzieciom, że są one dla nich jednakowo ważne i kochane. I to właśnie dlatego, że zupełnie inne.

Często zresztą wszystko wraca do ładu,

gdy pojawia się trzecie

dziecko. Najstarsze z rodzeństwa przyjmuje to jako rzecz naturalną. Cóż, takie rzeczy się w tej rodzinie zdarzają. Zresztą - zwłaszcza gdy już chodzi do szkoły - ma mnóstwo własnych spraw. Zmiana dotyczy przede wszystkim młodszego dziecka, które tym samym staje się dzieckiem środkowym.

Uwaga rodziców, a w każdym razie lwia jej część, zostaje przeniesiona na najmłodszego członka rodziny. Zwykle rodzice dojrzeli już w pełni do swej roli i umieją prawdziwie cieszyć się swoim maleństwem.

Pozycja najstarszego zasadniczo się nie zmienia, a jeżeli, to raczej umacnia - teraz jest już naprawdę duże i często rodzice powierzają mu zadania, z których może być dumne. Gorzej wygląda sytuacja dziecka środkowego.

Jest jeszcze za małe i nie dość samodzielne, by korzystać z przywilejów starszego, a jednocześnie za duże, by móc konkurować z młodszym o względy rodziców.

Średnie dziecko często robi wrażenie opuszczonego. Tak jakby nikt się nim nie interesował. I jeśli nie wykaże się wyjątkowymi zdolnościami, albo przeciwnie - nie zacznie sprawiać poważnych kłopotów, może się czuć "szarą myszką".

Czasem poświęca masę energii, by dorównać starszemu bratu lub siostrze. Stawia sobie zbyt ambitne zadania i cierpi, jeśli nie potrafi im sprostać. Niekiedy wybiera wariant negatywny. Próbuje zdobyć pozycję metodą niszczenia konkurencji. Może wtedy nienawistnie krytykować starsze albo bezlitośnie dokuczać młodszemu.

I tu znowu wiele zależy od rodziców. Często nieświadomie prowokujemy dzieci do rywalizacji. Kiedy się guzdrzą, mówimy np.: "Kto pierwszy zje obiad, ten...", "Kto pierwszy się ubierze, ten...". Jeżeli wejdzie nam to w nawyk, nastawimy dzieci na rywalizację, a wtedy zawiśnie nad nami zmora ciągłych kłótni i bójek.

Średnie dziecko radzi sobie nieraz w inny, bardziej akceptowany sposób: może obdarzyć całą swoją czułością to młodsze. Zostaje wtedy jego troskliwym opiekunem i ta nowa rola zapewnia mu lepszą pozycję.

Najmłodsze dziecko

jest zwykle również pupilkiem rodzeństwa. Wszyscy czują do niego słabość, a przez to więcej mu wolno, wiele uchodzi mu płazem.

Z drugiej strony wcześnie wprowadzone zostaje w "dorosłe" sprawy rodzeństwa i przez to podciąga się w rozwoju. Często zresztą chce dorównać starszym braciom lub siostrom. Ma więc przed sobą dwie drogi - korzystać z roli beniaminka albo, jak dziecko średnie, wybić się ponad rodzeństwo.

Wbrew potocznym wyobrażeniom, najmłodszemu w rodzinie nie musi się żyć najłatwiej. Z każdym kolejnym dzieckiem sytuacja się komplikuje, jest coraz więcej osób, z którymi trzeba sobie ułożyć stosunki. A przecież nie da się być ze wszystkimi jednakowo blisko.

Ostatniemu najtrudniej zmienić zastany układ ról, znaleźć sobie własne wygodne miejsce.

Jedynak

to "samolub i egoista". Tę prawdę zna dziś niemal każde dziecko. Od dawna znają ją także rodzice i dlatego zwykle starają się tak go wychowywać, by nie był później wytykany palcami. Wiedząc, jak ważne dla rozwoju dziecka są kontakty z rówieśnikami, dbają o to, by ich maluchy już od najmłodszych lat miały koleżanki i kolegów.

Jedynacy nie muszą walczyć o uczucia rodziców, dowodzić, że są lepsi.

Nikt nie stara się ich zdetronizować. Dlatego też są zwykle ufni, a ich rozwój w okresie niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa przebiega na ogół bez zakłóceń.

A co tracą? Przeżycia związane z narodzinami brata lub siostry. Dziecko, które z początku czuje się oszukane i chwilami nienawidzi tego nowego, z czasem przekonuje się, że zagrożenie było wyimaginowane, że rodzice wcale go nie opuścili. Nad nienawiścią górę bierze miłość.

Przeżycie całej gamy uczuć to świetny trening emocjonalny, którego jedynacy są pozbawieni. Dlatego w późniejszym życiu nierzadko gorzej sobie radzą z własną agresją i innymi negatywnymi uczuciami.

Pojawienie się nowego dziecka jest też widomą oznaką więzi między rodzicami. Pozbawieni takiego dowodu jedynacy częściej lękają się o trwałość rodziny. Większość chciałaby mieć rodzeństwo, wyraźnie brakuje im bliskiego towarzysza zabaw, powiernika i... kogoś, z kim można by się pokłócić.

Czasem odczuwają ten brak dopiero w dorosłym życiu.

Brat czy siostra to nieraz jedyna osoba, która nas naprawdę rozumie, bo była z nami, kiedy działy się rzeczy najważniejsze, bo pamięta ten sam, zamknięty dla innych, świat naszego dzieciństwa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.