- Czy mogę obejrzeć jeszcze jedną bajkę? - zapytała Tosia.
- Tak, ale pod warunkiem, że nie będziesz się już kąpać - powiedziałem. Było już naprawdę późno. Przynajmniej jak na Tosię.
- Ale ja się chcę wykąpać.
- Wczoraj się kąpałaś i przedwczoraj też. Może dziś już sobie daruj. - Bardzo nie chciało mi się jej kąpać. Poza tym zależało mi na rozmowie z żoną. Nie chciałem jej przerywać. Aga zresztą też.
- Albo kąpiel, albo bajka. Wybieraj - dobitnie sformułowałem ultimatum.
- Bajka - zdecydowała córa.
Minęło dziesięć minut.
- Czy mogę obejrzeć jeszcze jedną? - zapytała Tosia.
- Dobrze, ale to już ostatnia.
- Tak, tak Tosiu, ostatnia! - Aga włączyła się do negocjacji.
- Oczywiście. - Tosia pokiwała główką, a po dziesięciu minutach sytuacja się powtórzyła. Z tym, że teraz podkreśliłem, że bajka będzie ostatnia naprawdę.
- Tosiu, to już będzie szósta i ostatnia - powiedziałem po kolejnym pytaniu córki. A potem przerwałem rozmowę z żoną i usiadłem koło Tosi. Na dowód, że teraz to już bez jaj i nieodwołalnie.
- Idziemy spać - oznajmiłem, gdy tylko film się skończył.
- Ja chcę się kąpać - oświadczyła Tosia.
- Przecież obiecałaś, że...
-...ale ja chcę się kąpać. Kąpać. - Tosia zaczęła płakać, kłaść się na podłodze.
- Obudzisz Franka.
- Ja chcę się kapać. Chcę być czysta...
- jęczała dalej.
- Jesteś zmęczona, chodź do łóżka. - Aga włączyła się do akcji.
Tosia rzeczywiście była już zmęczona, a ja nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to z mojej winy. A właściwie mojego zaniedbania. Lub jeszcze precyzyjniej: mojej głupoty. Bo trzeba było powiedzieć "nie" trzy bajki wcześniej, wykąpać Tosię, położyć do łóżka i moglibyśmy
sobie gadać do woli.
Poza tym co to są za umowy z trzyletnim dzieckiem? A jeszcze powoływanie się na nie, liczenie, że się wywiąże? Śmiech i głupota, prawda?
No, ale cóż, mądry Polak po szkodzie.
Sytuacja zrobiła się kretyńska. No, bo wyobraźcie sobie: na podłodze leży dziecko, wije się, szlocha i krzyczy, że się chce wykąpać. Czyli świetnie, nie? Każdy rodzic by chyba chciał, żeby jego dziecko myło uszy, szyję, zęby, pupę i w rezultacie było czyste, nie?
No i nasze właśnie tego chce, ba, ono o to błaga, a my, że nie. I awantura.
Dziwna zresztą, bo jednej ze stron, to znaczy nam, towarzyszyło dziwne przekonanie, że coś się tutaj poplątało.
Inaczej mówiąc, czułem się, jakbym prowadził wojnę, ale nie w obronie jakiejś świętej racji, ani nawet, żeby tę świętą rację narzucić opornym barbarzyńcom, tylko wręcz przeciwnie: jakbym pacyfikował wolnościowy, zupełnie słuszny zryw. Może tak się czuli ci, co wprowadzali stan wojenny, kto wie?
W końcu położyliśmy ją do łóżeczka. Brudną, zapłakaną, wściekłą.
I wtedy zaczęły się procesje.
Najpierw z przeprosinami poszła do Tosi Aga. Że była głupia, że się zagadała, że powinna wcześniej położyć swoją ukochaną córeczkę spać.
- Przepraszam cię, córeczko - powiedziała i pocałowała ją w czółko.
- Tak się czasem zdarza, mamo. - Tosia zrobiła się łaskawsza.
Potem była moja kolej.
- Bardzo cię przepraszam, że się zagadałem. To było głupie. Najpierw powinienem zająć się tobą. Przepraszam.
Tosia przyjęła przeprosiny, a na dowód, że tak się stało, ucałowała mnie.
W końcu zasnęła, a my pogrążyliśmy się w kontemplacji smutnej prawdy. Że jesteśmy głupkami i leniuchami.
To nie była przyjemna medytacja.
I nagle, z tej czerni, wystrzeliła myśl, jak raca, która rozświetla noc. Już nigdy nie będziemy realizować swoich potrzeb ani potrzeb innych ludzi kosztem naszych dzieci. I tu nie chodzi o jakąś przesadną miłość. Po prostu to się nie opłaca, bo potem i tak ma się tylko gorzej.