Bajki

Na początku bardzo się siliłem, żeby wymyślić jakąś bajkę. Myślałem, myślałem i nic mi nie przychodziło do głowy. Aż pewnego razu...

- Nie znasz przypadkiem jakiś fajnych książek dla dzieci? - pyta mnie tata trzyletniej Oli.

- Fajnych to znaczy jakich?

- No, żeby były zabawne, żeby były mądre, żeby czegoś uczyły i żeby dziecko przy nich zasypiało.

- Zasypiało, powiadasz. A nie będzie lepiej, jak zgasisz światło, położysz się przy jej łóżeczku i sam jej coś opowiesz?

- Niestety, tak to ja nie potrafię.

- Potrafisz, potrafisz - mówię, i opowiadam, jak to było ze mną i z Tosią.

A było to tak.

Na początku bardzo się siliłem, żeby wymyślić jakąś bajkę. Myślałem, myślałem i - poza: Za górami, za lasami... - nic mi nie przychodziło do głowy. A wymagania miałem wielkie. Bajka miała być zabawna, nieszablonowa, do tego mądra i z morałem. Poza tym nie mogła być straszna, nie mogła być smutna, no i musiała być zrozumiała, czyli musiała operować znanymi Tosi słowami. Jakże trudno mając do dyspozycji takie terminy jak: dzik, hau-hau, miau-miau, mama, tata, wózek, lala i tym podobne, ułożyć bajkę, która spełniałaby tak wygórowane żądania.

Sapałem, dyszałem i nic nie przychodziło mi do głowy.

A potem zaczęliśmy chodzić z Tosią do lekarza - miała taki okres, że co i raz dostawała zapalenia krtani - i nagle moja córka tuż przed snem zaczęła się domagać opowieści o "Tiku tiku". To znaczy o lekarzu, bo tak nazwała swoją panią doktor.

To był przełom.

Opowiadajac niezliczoną ilość razy bajkę o "Tiku-tiku" zrozumiałem, że te najfajniejsze, najbardziej interesujące, najzabawniejsze i najmądrzejsze są te bajki, które dotyczą Tosinego życia.

Dlatego teraz, gdy gaszę światło, pytam (zastrzegając, że bajki będą tylko trzy), o czym jej opowiedzieć. I Tosia mówi.

- O tym, jak Tosia i Reksio idą na plac zabaw - co znaczy między innymi, że Tosia była na placu zabaw i musiała stać w kolejce do zjeżdżalni, więc się popłakała, bo ona bardzo tego nie lubi.

No to opowiadam o tym, jak Tosia rano wstała i zjadła śniadanie, na które była buła, parówa, jajo... - wymieniam jak najwięcej, żeby Tosia uczyła się nowych słów. - A potem przyszedł jej serdeczny kolega Reksio i Tosia razem z rodzicami poszła na plac - kontynuuję bajkę. - Bujała się na huśtawce, jeździła na karuzeli - znowu wymieniam możliwie dużo różnych zabaw i powoli zmierzam do punktu kulminacyjnego, czyli do tego stania w kolejce do zjeżdżalni.

- No i w końcu Reksio powiedział do Tosi: "chodźmy na zjeżdżalnię".

- Tosia chciała bez kolejki, ale tata nie pozwolił - włącza się do opowieści Tosia.

- Tata nie pozwolił, bo tak już jest, że trzeba czekać na swoją kolej - kontynuuję bajkę.

- Tosia płakała - mówi Tosia.

- Tosia płakala i było jej bardzo przykro, dlatego tata ją przytulił i powiedział, że bez kolejki na zjeżdżalnię się nie wchodzi - pięknie uwydatniam morał.

Niestety nie zawsze sprawa jest tak prosta. Nie zawsze, bo po zwyczajnie przychodzą takie dni, kiedy Tosia po prostu nie wie, czego chce. I wtedy to ja muszę wykazać się inicjatywą. Podrzucam więc kolejne propozycje typu: O tym, jak Tosia strzygła sobie włosy czy też: O tym, jak Tosia i lala wywinęły kozła w wannie, ale moja córka ciągle kręci głową i mówi nie. I wtedy nagle (zdarzyło mi się coś takiego) mówię: - A może tak: O mamie, co ciągle mówiła "bo bo bo."

- Tak. O mamie co ciągle mówiła bo, bo bo - Tosia jest szalenie zainteresowana, a ja się zastanawiam, po jakiego grzyba wpakowałem się w tak trudny temat.

- No to poczekaj chwilkę, mówię, i zaczynam intensywnie myśleć, bo rzecz jasna nie chcę zawieść ukochanej córki.

I wreszcie mam.

- Kiedy rano Tosia wstała, podeszła do mamy i mówi: Cześć, jak ci się spało? A mama na to: bo, bo bo, bo. O co chodzi mamo? A mama nic, tylko: bo, bo, bo, bo. I Tosia zupełnie nie wie, o co mamie chodzi. Pyta tatę, brata, sąsiada... i tak dalej, w myśl zasady, żeby przemycić jak najwięcej nowych słów. - I nikt nie wie, o co mamie chodzi, aż w końcu mama się zmobilizowała i mówi: bo, bo, bordową bluzeczkę chciałabym założyć. Koniec!

Minęło kilka dni od tej opowieści, przychodzimy do domu, a niania mówi: - Byliśmy dziś na spacerze, przechodzimy koło samochodu i nagle Tosia mówi, że on jest koloru bordowego. Skąd ona u licha znała taki kolor?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.