Drugie

Czy będę potrafił tak samo mocno kochać nowe dziecko, jak kocham Tosię?

- Muszę ci coś powiedzieć - Aga ma tajemniczą minę.

- No to mów.

- Ale wolałabym na osobności - ciągnie mnie na sławetne tarasy Agory. Sięga do kieszonki i wyciąga test ciążowy. - Widzisz?

- Jesteś w ciąży?

- Widzisz kreskę?

- Gdzie?

- Tu!

- Kurde, jesteś w ciąży. Gratulacje!

- Cieszysz się?

- No jasne! Tosia będzie miała siostrę albo brata.

No i luz. Drugie to przecież nie pierwsze.

To znaczy owszem fajnie, ale bez sensacji.

Po pierwsze dlatego, że błyskawicznie poszło. Ledwo się zdecydowaliśmy, a tu ciach. Przy Tosi było jednak znacznie więcej zamieszania. No i lęków. Agnieszka mocno wątpiła, czy w ogóle zajdzie w ciążę, a ja bałem się zarówno tego, co będzie gdy nie zajdzie, jak i tego, co będzie, gdy zdarzy się wręcz przeciwnie. Bo czy potrafię być tatą i takie tam rożne.

A teraz luz.

Bo to już nie chodzi o nas, ale o Tosię. To dla niej ma być ten brat, ta siostra. Żeby nie była sama, bo to jednak strasznie smutne być jedynym dzieckiem. Mnie przynajmniej zawsze robiło się smutno, gdy Tosia tak samotnie szalała po placu zabaw.

Po drugie już raz przez to przechodziliśmy, więc wiemy, że damy radę. Jednym słowem drugie dziecko to żadna rewolucja.

Po trzecie jesteśmy znacznie lepiej przygotowani. Aga ma stałą pracę, więc będzie miała urlop macierzyński. A ja już nie mam długów. Za to mam prawo jazdy, a nawet samochód. No i będziemy mieli mieszkanie. Mamy też wózek, łóżeczko, ubranka i nianię.

Jednym słowem jesteśmy znacznie lepiej przygotowani.

Czyli luz.

- A co będzie, jeśli to są bliźniaki? - Aga zawsze potrafi znaleźć dziurę w całym.

Gdy zaszła w pierwsza ciążę, to nie miałem nic przeciwko temu. Nawet chciałem. W myśl zasady "dwa w jednym" albo "raz a dobrze". Potem zweryfikowałem pogląd. Przełomowym momentem było to, gdy jedliśmy obiad w pewnej knajpce, a koło nas siedziała para z malutkimi bliźniakami. On karmił jedno, ona drugie. On przewijał jedno, ona drugie. On zabawiał jedno, ona drugie. I wreszcie, gdy wychodzili, to on wziął jedno, a ona drugie. A słów w międzyczasie zamienili niewiele. Właściwie tylko tyle, ile było trzeba, żeby to wszystko co robili przebiegło w miarę sprawnie.

Potem miałem też przyjemność kontaktu z rodzicami pięcioraczków. A w zasadzie do tego kontaktu nie doszło, bo ojciec zasuwał na dwa etaty, a mama nawet nie miała czasu pogadać przez telefon. Cały czas albo karmiła, albo przewijała, albo uspokajała, albo usypiała. A jak miała chwilę przerwy, to prała, gotowała i przygotowywała jedzenie.

Dlatego wolałbym, żeby to nie były bliźniaki. No i w ogóle wolałbym mieć raczej dwójkę niż trójkę dzieci.

- Ciąża jest pojedyncza - oznajmiła Aga wychodząc z USG. Odetchnąłem z ulgą, ale nie byłbym godnym mężem swojej żony, gdybym nie potrafił natychmiast znaleźć nowej dziury w dopiero co zszytym materiale.

- Czy będę potrafił tak samo mocno kochać nowe dziecko, jak kocham Tosię? - zadałem sobie pytanie, którego rozwiązanie nurtuje mnie od dzieciństwa. Pamiętam, że nijak nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że matka kocha równie mocno mnie, moją siostrę i brata. Pytałem o to wielokrotnie i jedyne, czego się dowiadywałem to, że kocha nas tak samo. Czyli jak? I jak to w ogóle możliwe? Przecież ja szaleję na punkcie Tośki, przecież ona jest najważniejsza, przecież to dla niej ta siostra, ten brat i teraz, że niby ten ktoś zupełnie nowy, tak po prostu znajdzie sobie tyle samo miejsca? A niby gdzie, skoro cały jestem zajęty przez Tośkę? Że niby ona będzie musiała się posunąć? A co, jeśli nie zechce?

Zacząłem o tym dumać i nic poza strachem nie przyszło mi do głowy. No to dałem spokój.

Minęło kilka dni, pojechałem w delegację i nagle zdałem sobie sprawę, że tęsknię zarówno za Tosią, jak i za Agnieszką. Za każdą równie mocno.

- Ale jak to możliwe? - zadałem sobie to nurtujące mnie od dzieciństwa pytanie.

- Ano tak, że zarówno bez Tosi, jak i bez Agnieszki nie chciałbym dłużej żyć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.