Szantaż

Zupełnie inaczej o szantażach czyta się w gazecie, a inaczej doświadcza ich na własnej skórze.

Pewnego dnia Pitu wszedł z groźną miną do naszej sypialni w porze, kiedy zwykłem spać, czyli o szóstej rano, i powiedział:

- Włącz bajkę.

- Ani mi się śni - mruknąłem. - Śpimy, jest noc.

- Włącz, bo jak nie to, to... - Pitu zastanowił się, po czym wpadł na pomysł. - Bo jak nie, to nie pozwolę wam oglądać telewizji.

A to był tylko początek.

- Nie pozwolę wam pisać na komputerze, jak nie dacie batonika - mruczał ponuro Pitu, siadając okrakiem na biurku.

- No to nie zarobimy pieniążków - rozłożyłem ręce.

- Daj batonika.

- Daj komputer, to coś napiszę i zarobię na batonika - grałem dalej.

- Najpierw daj batonika - zdecydował Pitu.

Jasne, naoglądałem się trochę kryminałów. W każdym kryminale trzeba rozwiązać problem. Kto ma zrobić pierwszy ruch. Czy najpierw dać pieniądze, czy też może żądać uwolnienia

zakładnika. Zakładnik znalazł się szybciej, niż sądziliśmy. Następnego dnia Pitu obwieścił.

- Jak mi nie dacie tych cukierków, to pobiję Kudłatą.

Spytajcie mnie, co robić, kiedy ktoś was szantażuje. Odpowiem, że rzecz jasna nie można ulegać. Porywaczowi powiedzieć twarde nie, wariatowi z Korei postawić się, a już absolutnie nie ulegać Pitulkowi.

- Chwilę, chwilę, nie spychaj jej z kanapy, bo rozbije sobie głowę - zawołałem. Kudłata chybotała się niebezpiecznie na szczycie góry poduszek. - Masz tu cukierka.

- Przecież miałeś nie ulegać - zganiła mnie Monika.

- Czasem zasady trzeba powiesić na kołku - tłumaczyłem. - Jeden cukierek to nic wielkiego, wystarczyło, żeby popchnął te poduszki i zleciałaby na podłogę. Rozwaliłaby sobie głowę. A w ogóle nawet rządy państw negocjują z szantażystami.

- Tak, tyle że nikt się o tym nie dowiaduje - westchnęła Monika.

Następne dni nie należały do szczególnie udanych. Wypróbowaliśmy obie metody.

Metoda na twardość i konsekwencję była słuszna wychowawczo. My nie zgadzaliśmy się na szantaż i spełnialiśmy obietnicę, że siłą nic od nas się nie dostanie. Pitu też spełniał obietnicę, że jak nie dostanie cukierka, to stłucze Kudłatą albo nie pozwoli obejrzeć nam filmu.

Po tygodniu obie strony były wyczerpane. Najwyraźniej skończyliśmy w okopach pod Verdun. Żadna ze stron nie chciała się cofnąć nawet o krok, a straty w ludziach rosły.

Dwa dni temu przyłapałem Monikę, jak ukradkiem dawała Pitu batonika, a on w zamian

pozwolił mojej żonie obejrzeć film.

- No wiesz - tłumaczyła Monika nieskładnie. - Chciałam zobaczyć ten odcinek, a nie użerać się z nim. Przynajmniej poszedł spać.

- Daj batonika, bo inaczej będę śpiewała i obudzę Pitu - usłyszałem za plecami.

Kudłata stała z zaciętą buzią i wyciągniętą rączką.

- A co tam - westchnąłem. Też chciałem zobaczyć ten film.

W pokoju dzieci ucichło. Podkradłem się pod drzwi.

- Słuchaj, Kudłata, walnę cię i powiem, że chcę batonika - perorował Pitu po cichu. - Dobra?

- Dobra - zgodziła się Kudłata. - A dasz mi pół?

- Noo, dobra.

- Ałłłłłła, mama, ratunku. Pitu mnie pobił.

Kiedy wpadliśmy do pokoju, Kudłata leżała na ziemi i trzymała się za głowę.

- Boli, boli, uderzył mnie.

- Jak nie dacie batonika, to jeszcze ją pobiję - oświadczył Pitu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.