Wicetata

Nasze dzieci robiły to, co zwykle, czyli się tłukły.

Kudłata zabrała Pitu samochodzik, Pitu gonił ją z rykiem i walił po głowie, Kudłata wrzeszczała, a Pitu zapłakiwał się nad swoją niedolą. Czyli było jak co dzień. Kiedy Kudłata dotykała jakiejkolwiek zabawki, Pitu ryczał i wyrywał ją siostrze, a Kudłata lądowała na podłodze z guzem.

Babcia Nina, która weszła w środek zamieszania, pokiwała głową.

Wezmę Pitulka do siebie na wieś na dwa tygodnie - powiedziała. - On sobie odpocznie, Kudłata odpocznie i wy odpoczniecie.

Rzeczywiście, wszyscy wyglądaliśmy na osoby, którym potrzeba odpoczynku. Pitu nie mógł się doczekać wyjazdu. Pomachał szybko łapą i zniknął z babcią w pociągu.

Pierwszy wieczór z jednym dzieckiem wydał nam się urlopem w luksusowym kurorcie. Kudłata, która przy Pitulku wyła cały czas i albo usiłowała go ugryźć, albo obrywała po głowie, nagle okazała się uroczą cichą dziewczynką spędzającą większość czasu na oglądaniu książeczek i bawieniu się misiami. Kiedy był Pitu, nawet ich nie dotykała, usiłując podkraść jego samochodziki.

My leżeliśmy na kanapie i usiłowaliśmy się przyzwyczaić do nowej sytuacji.

Wszyscy mówią, że dziewczynki są spokojniejsze - zastanowiła się Monika. -

O tak, zgodziłem się, obserwując, jak Kudłata w skupieniu bawi się piłeczką. - Dziewczynek to można by mieć nawet z siedem sztuk.

Kudłata była ideałem przez dwa dni. Trzeciego dnia postanowiła postawić nas do pionu.

Zastałem ją w gabinecie, jak zwalała książki z półek i wyrywała okładki.

- Nie wolno - westchnąłem i zamknąłem gabinet. Kudłata usiadła i zaczęła zawodzić. Chwilę potem dorwała pilota. Wyrzuciła baterie, potem rozbiła go o podłogę.

- Nie wolno - westchnęła Monika, powodując fontannę łez.

Kudłata usiłowała przejąć władzę w domu. Koty chowały się pod szafkami, kiedy usiłowała im urwać ogony.

- Nie wolno - tłumaczyłem. - Masz półtora roku, powinnaś wiedzieć, że kotka się nie męczy.

Jedynym skutkiem było to, że położyła się na podłodze i płakała przez kwadrans, po czym wstała i strąciła mopem kryształowy wazon z kwiatkami.

Nie wolno, nie wolno - powtarzała Monika słabym głosem.

Wieczorem, zamiast jak dotychczas pójść do łóżeczka i zasnąć, Kudłata wielkim głosem wołała, że dzieje się jej wielka krzywda, a rodzice chcą ją zamordować. Hasała po mieszkaniu do godz 22., kiedy nam już głowy opadały na kolana, ale ona bawiła się świetnie.

Zamiast zjadać grzecznie obiadek, teraz zaczęła rzucać nim po mieszkaniu. Kluski wylądowały na ścianie, a zupka na kanapie.

- Zrób coś - zażądała Monika. Ja już nie mogę.

- Nie wolno, nie wolno, nie wolno - szeptałem ostatkiem sił bez większych nadziei na powodzenie. - Przecież jej nie zleję.

Pitulek wrócił po dwóch tygodniach zrelaksowany i odmieniony - jakby większy i jakby doroślejszy.

- Zjemy obiadek? - zaproponowałem.

- Tak, zjemy, bardzo dziękuję - powiedział.

Usiadł za stołem i widelczykiem jadł kotlecik. Kudłata rzuciła swoim kotletem w kota.

- Nie wolno bić kotka - krzyknął Pitu. - Jedz kotleta.

Kudłata aż podskoczyła, poleciała po kotlet i grzecznie zjadła.

- Poproszę, włącz bajkę - powiedział po obiedzie Pitu.

Włączyliśmy, ale Kudłata zaczęła ryczeć i wyłączyła telewizor.

- Nie wolno wyłączać - wrzasnął Pitu i dodając usprawiedliwiająco: - Siostrzyczka jest niegrzeczna, tatusiu - walnął ją poduszką.

Do wieczora Kudłata cichutko oglądała książeczkę.

- Chcę do łóżeczka - ziewnął wreszcie Pitu.

Podsłuchiwaliśmy pod drzwiami.

Kudłata najpierw rzucała zabawkami, a potem jak zwykle zaczęła ryczeć.

- Cicho, jest noc, trzeba spać - krzyknął Pitu.

Zajrzeliśmy po kilku minutach. Dzieci spały.

Copyright © Agora SA