- O, pewnie ma już półtora roku - witają nas przygodnie spotkani inni rodzice na widok Pitulka.
- Nie, dopiero skończył 15 miesięcy - odpowiadamy.
- Ja jestem tatą Zosi, a to jest mama Zosi - przedstawiają się ci inni rodzice.
- Bardzo nam miło - mówię. - Ja jestem tata Pitulka, a to jest mama Pitulka. - A Zosia to już ma pewnie ze dwa latka? - ciągnę dalej, choć swoim sprawnym ojcowskim okiem widzę, że ma najwyżej półtora.
- Nie, nie - rozpromienia się tata Zosi - ale rzeczywiście duża nam rośnie. Dopiero co skończyła 17 miesięcy.
- Jak na swój wiek znakomicie chodzi - zauważa mama Pitulka, to jest, przepraszam, Monika. - Pewnie już coś mówi?
- E, tylko kilka słów: daj, pić. Ale Pitulek, choć młodszy, to znacznie szybciej biega - rewanżuje się mama Zosi.
- O, to Zosia wspaniale się rozwija: żeby Pitulek chciał coś po ludzku powiedzieć. Ale gdzie tam, tylko gulgocze - mówię.
- Na pewno wkrótce zacznie mówić. Chłopcy później zaczynają - twierdzi z przekonaniem mama Zosi.
- Zosia już zaczyna jeździć na rowerku - informuje z dumą tata Zosi.
- Naprawdę? A Pitulek też - cieszę się, jakbym właśnie odkrył teorię względności. - A czy jest alergikiem? Bo Pitulek to kiedyś nawet na ziemniaka był uczulony i to ja to zauważyłem.
- A ja odkryłam, że był uczulony na gluten - dorzuca swoje trzy grosze mama Pitulka.
- A Zosia była uczulona na mleko - potwierdza tata Zosi.
- O, a jakieś kłopoty z kupką były? - troszczę się (czy jeszcze półtora roku temu przyszłoby mi do głowy pytać dopiero co poznanych ludzi o kupki?).
- Oj tak, bardzo były luźne - tłumaczy mama Zosi. - Ale sami zresztą wiecie.
Kiwamy głowami: no pewnie, że wiemy.
Pitulek tymczasem zabrał Zosi łopatkę, która wydała mu się o wiele ładniejsza od jego własnej, i daje do zrozumienia, że jeśli chodzi o niego, to on się trochę nudzi, ale ponieważ my bawimy się świetnie, więc wzdycha ciężko i z miną "no dobra, skoro to lubicie, to ja trochę pocierpię", wraca do ciężarówki, do której wsypuje piasek.
- A jak ze spaniem? - pada sakramentalne pytanie.
- Pitulek jest rewelacyjny - zaklinamy się. - Śpi do 8 rano.
- Naprawdę? - mama Zosi aż podskakuje. - Bo Zosia to niestety wstaje o 6.
Kiwamy współczująco głowami. Pitu też kiwa i robi coraz bardziej nieszczęśliwą minę, która oznacza: "Tato, chodu, nudzę się".
- Wcale się nie nudzisz, przecież rozmawiamy o tobie cały czas -przekonuje go Monika i Pitu zdaje się na chwilę w to wierzyć i wraca do łopatki.
- A wiecie, znaleźliśmy świetny komis - mówi Monika. - Uwierzycie, że ta koszulka kosztowała 2 zł?
- Nie może być - dziwi się mama Zosi. - Dacie adres?
Dajemy adres, a Pitu, już na serio zniecierpliwiony, gryzie mnie w nogę, co zwykle oznacza, że rodzice przeginają.
Machamy na pożegnanie rodzicom Zosi, a oni machają nam, wołając, że się jeszcze musimy spotkać i goniąc Zosię, która też ma dosyć i zamierza wrzucić swoje zabawki, a potem siebie do jeziorka.
- Cudowni ludzie, tacy sympatyczni i bezpośredni - mówi Monika.
- Tak, i jacy inteligentni i obyci - potwierdzam.
Moglibyśmy rozmawiać godzinami?
Wczoraj przypadkiem w pracy rozpoznałem mamę i tatę Zosi w telewizorze.
- O, rodzice Zosi - powiedziałem.
- Naprawdę ich znasz? - koledzy aż usiedli z wrażenia. - Tych sławnych aktorów?
Znam to mało powiedziane. Wiem, o której wstają i co jedzą, i gdzie jadą na wakacje. Nie wiedziałem tylko, jak się nazywają. No cóż, ponieważ wychowujemy dziecko, nie mamy czasu na oglądanie telewizji. Ale od razu wiedziałem, że oni są kulturalni.