Dziadek Władek to jest ktoś. Ma czapkę z daszkiem, własny mały traktor, kosiarkę i sąsiada, który czarodziejsko parkuje swój autobus pod domem. Pitu odkrył dziadka Władka tej wiosny w czasie wakacji pod gruszą i oszalał na jego punkcie.
- Mój dziadzia - wołał.
- Komu, Pitulku dasz banana, może mnie? - pytała podchwytliwie babcia zwana przez Pitula Nini, ale Pitul tylko kręcił głową:
- Bananka dać dziadek, bo dziadek mój.
Nie powiem, zakłuło mnie.
- A tatusiowi nie dasz? - włączyłem się do gry.
Pitul popatrzył na mnie z politowaniem: no jasne, nie mam czapki, traktora i tego sąsiada, który daje Pitulkowi posiedzieć na miejscu kierowcy.
I tak oto zostałem zdegradowany. Przestałem być Ulubiony Mężczyzna Pitula.
Za to dziadek szalał ze szczęścia. Był karmiony banankami, głaskany i tarmoszony za nogawkę. Miłość Pitula ma oczywiście swoją cenę, ale w wypadku dziadka była to cena umiarkowana: ot, raz włączył kosiarkę, raz uruchomił traktor, no i prowadzał do autobusu. Wszystkie te czynności Pitul podsumowywał okrzykiem: - Ojejku, dziadek no, no!
- Chłopak musi mieć wzorzec mężczyzny - puszył się dziadek.
Ja zaś, porzucony przez syna, leżałem pod gruszą. Zawsze wydawało mi się, że uczucia porzucenia doznać może jedynie mama Pitulka, a i to za dobrych dwadzieścia lat, gdy młody przyprowadzi jakąś urodziwą kandydatkę na żonę. Ja na zawsze zostanę świetnym tatusiem, tym od gry w piłkę, robienia jajecznicy i wypadów na rowery.
A tymczasem moje nieśmiałe nagabywania: synu, a może pogramy w gola, kończyły się okrzykami Pitula: - Nie gola. Z dziadkiem kosić!
Po tygodniu dziadek oświadczył rodzinie, że jest za gorąco, by wystawić nos z tarasu.
- Nie! - ryknął Pitul - Kosić, kosić!
Dziadek przystąpił do negocjacji, że gorąco, że już jest zmęczony i że rączka go boli.
- Nie boli - podsumował go Pitul. - Kosić.
- Dobra - złamał się dziadek.
Po półgodzinie zastałem dziadka zlanego potem, z kosiarką w dłoni. Nad nim stał Pitul, wrzeszcząc: - Nie koniec, kosić.
- Chłopak musi mieć wzorzec mężczyzny - powiedziałem mściwie.
Dopiero w południe Pitul uznał, że dziadek dość się już nakosił, ale na hasło: Pójdziemy do domu i coś wypijemy podnosił wrzask: Nie do domu, traktor, wozić drzewo!
- O - ucieszyła się Nini. - Właśnie, drzewo trzeba zwieźć. Ależ ten mój wnuczek jest pracowity.
- Ale ja jestem zmęczony - cierpiał dziadek.
- Nie zmęczony, nie zmęczony, traktor! - wrzeszczał Pitulek.
Dwie godziny później drzewo zostało zwiezione, a dziadek został zagnany do plewienia ogródka.
- Ojejku! - wołał zachwycony Pitul, gdy dziadek machał kopaczką. Jednak gdy tylko przestawał:
- Nie, ojejku, nie, ojejku, klepać ziemię! Dziadek!
Następnego dnia dziadek usiłował wymigać się od robót, oddając Pitulowi na własność swoją słynną czapkę z daszkiem. Bycie Ulubionym Mężczyzną Pitula ma swoją cenę i nie jest nią czapka. - Kosić, traktor, ziemię klepać, na grzybki pójść, do autobusa, kamyki nosić! - darł się Pitul. - I nie do domu, nie odpocząć, nie pić herbatę.
Tak, tak, Pitul zamienił się w prawdziwego ekonoma. Już coraz mniej nagradzał dziadka pochwałami "ojejku", a coraz bardziej go poganiał.
Po czterech dniach skapitulowany dziadek przyszedł do mnie na poważną męską rozmowę.
- Ten mały mnie wykończy - powiedział.
Wiedziałem, o co mu chodzi. Już nie chciał być liderem.
Wstałem spod gruszy.
- Dobra, Pitul - powiedziałem. - Idziemy grać w gola!
Ja byłem Brazylią, a Pitul Włochami. Obaj trochę faulowaliśmy, ale ja strzeliłem gola z karnego i wygrałem. Pitul w uznaniu zasług dał mi ponosić czapkę dziadka.
- Ojejku - cieszył się Pitul, parząc na mnie z zachwytem. Znów byłem Ulubionym Mężczyzną Pitula.
Dziadek też był z tego zadowolony.