Kurs ojcostwa stosowanego

Choć są szkoły rodzenia, to nikt nie prowadzi szkół macierzyństwa. A z ojcostwem jest jeszcze gorzej. A przecież być dobrym ojcem to wielka sztuka.

I można się jej nauczyć. Najogólniej rzecz biorąc, przygotowanie do podjęcia tej roli polega na pokonaniu własnych obaw ("Jak to będzie?", "Czy się sprawdzę?", ale i :"Czy to już koniec wolności?"), a potem na nawiązaniu i umacnianiu więzi z dzieckiem. Najlepiej zacząć jak najwcześniej, chociaż, nigdy nie jest za późno.

Tor przeszkód

Trzeba przyznać, że droga między ojcem a dzieckiem od początku usiana jest przeszkodami. Stawia je choćby sama natura, bo w sensie biologicznym tatą staje się w przeciągu krótkiej chwili (pomijam szczegóły). Mamą - przez tę chwilę plus dwieście kilkadziesiąt dni ciąży plus kilka do kilkudziesięciu godzin porodu.

To twoja żona czuje, jak rośnie w niej wasz maluch, jak zaczyna się ruszać, jak reaguje na sygnały z zewnątrz. Ale przecież towarzysząc jej na co dzień, gdy jest w ciąży, pieczesz dwie pieczenie przy jednym ogniu, bo towarzyszysz także waszemu dziecku. Jeśli troszczysz się o nią, troszczysz się o dziecko, jeśli głaszczesz jej rosnący brzuch, głaszczesz jego mieszkańca. Nie poczujesz nigdy kopnięcia od środka, ale gdy wybierzecie się razem na USG, łatwiej ci będzie potem myśleć o dziecku jak o konkretnym człowieku. A z konkretnym człowiekiem można się już zaprzyjaźnić.

Coraz więcej ojców towarzyszy żonom przy porodzie. Nie o to chodzi, by wbrew sobie ulegać modom, ale pewnie coś w tym musi być - wystarczy przeczytać, co piszą mężczyźni, którzy mają takie doświadczenie za sobą.

Gdy dziecko przychodzi na świat, pojawiają się inne przeszkody. Niektóre przybierają żeńską postać mamy, teściowej, czasem także żony - przekonanych, że tylko one znają się na wychowaniu dzieci. Nie wierz im do końca. Taka wiedza nie jest przypisana do płci! Choć oczywiście nie będziesz nigdy karmił piersią, ale przewijać, a już na pewno kąpać, możesz równie dobrze jak żona.

Autorytet pilnie poszukiwany

Nie zapominając o wszelkich różnicach, pamiętaj, że ty także masz bardzo ważną rolę do odegrania. Nie drugoplanową, tylko po prostu - inną! Choćby najbanalniejsze w świecie zarabianie na rodzinę, zapewnienie jej utrzymania i bezpieczeństwa - to bardzo istotny, a niedoceniany element dojrzałego ojcostwa.

Dziś dość łatwo się zagubić w świecie rozmytych wartości, pomieszanych ról i ośmieszanych autorytetów. W zagranicznych telewizyjnych serialach ojciec rodziny często jest przedstawiany gorzej od naszego historycznego Dulskiego. Jako bezwolny, nieco głupawy dostarczyciel gotówki. Za to w filmach akcji prawdziwy mężczyzna to twardziel z kamienną twarzą łamiący przeciwnikom kości. Osobiście i jednemu, i drugiemu bałbym się dać dziecko na wychowanie. Ale nie dajmy się zwariować - przecież nie jesteśmy tacy!

Niektóre rzeczy robimy instynktownie i może dlatego sami ich nie doceniamy, choć są wręcz bezcenne. Na przykład tak już jakoś jest, że to raczej tata ogłasza dziecku zakazy ("Psa nie ciągnie się za ucho!", Nie wolno rozkręcać telefonu!", "Nigdy nie kręć kurkami w kuchence!") i pilnuje, by ich przestrzegano.

Bywa to trudne, a czasem nieprzyjemne, ale wiadomo, że bez tego ani rusz. Samo bezstresowe przyzwalanie prowadzi do mnóstwa stresów. Najpierw stresują się rodzice, którym dzieci wchodzą na głowę, a potem dzieci, które przekonują się boleśnie, że świat nie kręci się tylko wokół nich. Nie pozwól jednak zrobić z siebie wyłącznie "policjanta" ("Jak tatuś przyjdzie, to ci pokaże!"), a zwłaszcza "egzekutora" ("Czekaj, już tata da ci lanie!").

Tata objaśnia świat

Na szczęście znacznie przyjemniejsza jest tradycyjna rola taty: wprowadzanie w ogólne zasady rządzące światem. Jemu jakoś łatwiej odpowiadać na pytania, których próżno szukać w teleturniejach: "Skąd się bierze woda?", "Czemu słońce rano jest tu, a wieczorem tam?", "Dlaczego przez szybę widać, a przez ścianę nie?". To on tłumaczy, że wielki balon leci, bo jest lekki, a mały kamień nie - bo jest ciężki, albo że z nasionka słonecznika nie wyrosną brzoskwinie, tylko co najwyżej słonecznik.

W zabawie ojciec często apeluje do ambicji ("No co, nie poradzisz sobie z tym kamieniem?") i budzi ducha rywalizacji ("Kto pierwszy zbuduje wieżę?"). Uczy zazwyczaj rzeczy praktycznych i konkretnych: jak wbijać gwóźdź, jak złapać gałąź, żeby ręka się nie ślizgała, jak znaleźć miejscowość na mapie.

Ale jeśli akurat masz dwie lewe ręce i jesteś typem refleksyjnym, to nie przejmuj się zanadto, bo to oczywiście nie jest żadna ścisła reguła. Po prostu najłatwiej będzie ci nauczyć tego, na czym się najlepiej znasz, albo co ci sprawia największą przyjemność.

Inna miłość

Warto sobie uświadomić pewną oczywistość: miłość ojcowska jest inna niż matczyna. Nie daj sobie wmówić, że jest gorsza, ani, tym bardziej, że jej w ogóle nie ma. Po prostu jest inna.

Nie wiem, ile w tym prawdy, ale istnieje pogląd, że kobiety kochają dzieci bardziej po prostu niż my, mężczyźni, jakby instynktownie. Matczyna miłość kojarzy się z ciepłem, życzliwością i akceptacją. Wygląda na to, że my mamy większą skłonność do kochania "za coś"...

Ale i na to jest rada. Zawsze warto spróbować się skupić na tych cechach dziecka, które budzą podziw, rozczulają, albo które najbardziej cenisz czy lubisz. Nie na tym, co boli, doprowadza do szewskiej pasji albo czego się nie rozumie. Bardzo warto! Jeśli masz kilkoro dzieci, założę się, że każde ze swoich dzieci możesz kochać za co innego.

Nasza miłość do dziecka jest podobno bardziej rozumowa, ale i zazwyczaj mniej zaborcza. Może dlatego łatwiej mężczyznom przyjąć tę prostą prawdę, że dziecko nie jest naszą własnością. Łatwiej przygotowywać je stopniowo do wyfruwania z rodzinnego gniazda, a później przyjąć ze spokojem fakt, że właśnie odfruwa. Bo kiedyś przecież odfrunąć musi.

I jeszcze kilka rad na parę następnych lat

Mów, że je kochasz. Tu akurat obowiązuje ta sama zasada, co w stosunku do żony. Od czasu do czasu przypomnij sobie, kiedy to ostatnio powiedziałeś. Jeśli nie pamiętasz, biegnij w te pędy nadrabiać zaległości. Podpowiadam inne warianty, choć z pewnością sam wymyślisz jeszcze lepsze: "Świetnie, że się nam urodziłaś", "Cieszę się, że cię mam", "Jesteś fantastycznym facetem", "Jesteś najwspanialszym prezentem, jaki w życiu dostałem"... (to ostatnie można mówić każdemu nawet z jedenaściorga potomstwa!).

Przytulaj, całuj, głaszcz. Taka fizyczna bliskość ma ogromne znaczenie. Oczywiście dwunastolatka raczej już nie weźmiesz na kolana, ale poklepanie po ramieniu albo męski uścisk dłoni odegrają podobną rolę.

Nie żałuj dziecku swojego czasu. Wiem, że jesteś bardzo zajęty. Ale tak naprawdę nawet pilna praca może poczekać pięć, albo i dwadzieścia pięć minut. Rzadko rzecz jest ważniejsza od osoby (no, chyba że, powiedzmy, właśnie zawiesił ci się komputer albo leje się woda z urwanego kranu). Oczywiście, im dziecko starsze, tym dłużej może zaczekać. Lepiej jednak nie wystawiać jego cierpliwości na próbę. Bo potem to ty możesz czekać na próżno.

Słuchaj, słuchaj, słuchaj. Ale bądź szczery, nie udawaj. Pytaj o to, co cię naprawdę ciekawi. Jeśli jesteś zmęczony, po prostu powiedz o tym i dodaj: "Myślę, że za pół godziny będziemy sobie mogli pogadać". To bardzo ważne. Jeśli przez osiem lat pytasz tylko: "No i jak tam w szkole?", a potem w dodatku nie słuchasz, mała szansa, że dziecko nagle powie ci o tym, że ktoś mu proponował narkotyki.

Nie sprowadzaj rozmowy tylko do relacjonowania faktów. Dziel się z dziećmi swoimi poglądami, mów, co jest dla ciebie ważne, co czujesz, o czym marzysz, czego pragniesz. Dzięki temu nie tylko lepiej cię poznają, ale i łatwiej będzie im mówić to samo o sobie.

Wszystko to zaprocentuje - zaskakująco niedługo! - gdy twój zbuntowany nastolatek będzie poszukiwał odpowiedzi na pytanie "kim jestem?" i "jakie jest moje miejsce w świecie?". A potem - gdy będzie wychowywał twoje wnuki...

Ojciec powinien przede wszystkim:
Więcej o: