Sto procent uwagi, czyli tata na tacierzyńskim

Pierwsze miesiące życia to dla dziecka i rodziców unikatowy czas. Ani przez chwilę nie żałowałem, że pół roku spędzę, opiekując się synem - mówi Bartosz Nosal, ojciec rocznego Wojtka, od kilku miesięcy na urlopie rodzicielskim.

Jak to się stało, że zostałeś tatą na pełen etat?

- Kiedy Wojtek się urodził, wziąłem dwa tygodnie ojcowskiego i wykorzystałem cały zaległy urlop wypoczynkowy, więc pierwsze półtora miesiąca spędziliśmy razem, we trójkę. Wspólnie przechodziliśmy przez trudne początki: usypianie, które może trwać dwie godziny, problemy ze zrozumieniem potrzeb noworodka. Opieka
nad dzieckiem nie była więc dla mnie czarną magią.

Po kilku miesiącach moja żona Ewa dostała propozycję nowej pracy. Wtedy wszystko dokładnie przekalkulowaliśmy. Zarabiamy podobnie, więc czynnik finansowy nie był decydujący, ale Ewa miała pracować bardzo blisko domu, więc – odliczając przysługującą jej godzinę na karmienie – nie byłoby jej w domu przez 7,5 godzin. Gdybym ja pracował na pełen etat, znikałbym na około 10 godzin. Uznaliśmy więc, że takie rozwiązanie będzie dla nas i dla Wojtka najlepsze. W lipcu, kiedy syn miał siedem miesięcy, zamieniliśmy się rolami i ja zostałem w domu.

Trudno było podjąć taką decyzję?

- Choć w Polsce może się to wydawać szokujące, nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego. Po prostu dzielimy się tym rokiem urlopu mniej więcej po połowie. Nigdy nie chciałem być ojcem, który po dziewięciu miesiącach od narodzin, kiedy matka dziecka musi pójść do urzędu, dzwoni do niej spanikowany, bo nie wie,
jak zmienić pieluchę (znam takie przypadki).

Co jest najtrudniejsze w byciu na co dzień z dzieckiem?

- Jestem dość cierpliwy, nie wpadam w panikę bez powodu, o ile nie pojawią się rany cięte, kłute i szarpane albo gorączka. Najgorzej było jednak wtedy, kiedy próbowałem robić coś poza opieką nad Wojtkiem – odpisać na maila, poczytać, kupić coś przez internet. To był początek końca spokoju i narodziny frustracji. Bo dziecku, które cały czas raczkuje, wspina się i wszystko jest dla niego ciekawe, trzeba poświęcić 100 procent uwagi, a taka pozorna kontrola, kiedy usiłujesz w tym czasie zrobić coś „dla siebie”, najczęściej kończy się wielkim bam i jeszcze większym poczuciem winy. Nie można więc ulegać pokusie. Jeśli chcę poczytać, obejrzeć film czy popracować,
robię to kosztem swojego snu.

Jak sobie radzisz na co dzień z nudą i monotonią?

- W ciągu dnia bardzo pomagają audiobooki – fizycznie możesz być przy dziecku, a w tym czasie coś zajmuje ci głowę. Słuchaliśmy z Wojtkiem m.in. biografii Wandy Rutkiewicz i kryminałów Jo NesbØ. Niekiedy padają co prawda niecenzuralne słowa,
ale mam nadzieję, że Wojtek ich nie zapamięta.

Wielogodzinny brak kontaktu z dorosłymi może prowadzić do psychicznego tąpnięcia, więc często w spacer staram się wkomponować jakieś spotkanie, wpaść na chwilę do pracy czy do babci Wojtka. Kilka deszczowych dni z rzędu, kiedy nie możemy wyjść na spacer, to już spore wyzwanie dla naszego samopoczucia.

Bardzo pomaga znajomość nawyków dziecka, powtarzalność. Wiem już, że Wojtek nie może za długo czekać na podanie obiadu, zwłaszcza jeśli jest on w zasięgu jego wzroku. Dlatego lepiej, żeby jedzenie było odrobinę za zimne niż za ciepłe,
bo i lekkie oparzenie się Wojtka w język, i czekanie na ostygnięcie posiłku kończy się płaczem. Lepiej też nie przerywać obiadu, bo np. kurier przywiózł akurat paczkę – najpewniej skończy się to wielką awanturą.

Mamy różne warianty dnia, w zależności od tego, o której Wojtek wstanie i kiedy zapadnie w drzemkę. Najłatwiej zasypia na spacerach, więc latem i jesienią trochę biegałem z wózkiem, co było miłą odmianą.

Najgorszy moment w czasie tych kilku miesięcy z Wojtkiem?

- W drugim tygodniu naszego bycia razem w domu Wojtek z nieznanych powodów płakał nieprzerwanie przez 2,5 godziny. Nie pomogły żadne sprawdzone, niezawodne do tej pory sposoby uspokojenia go, z włączaniem kuchennego wyciągu na czele. Każdy rodzic wie, co oznacza nieprzerwany płacz dziecka – nawet 10 minut to już nieznośne tortury, a co dopiero kilka godzin. Kiedy Ewa wróciła do domu i zobaczyła, że głodny dojadam kaszkę po Wojtku, a mieszkanie wygląda jak po wybuchu bomby atomowej, nawet nie musiała pytać, jak nam minął dzień.

Kiedy żona wraca do domu, wychodzisz, żeby odreagować?

- Zdarza się to czasem po trudnym dniu, ale niezależnie od tego, kto zajmuje się dzieckiem w domu, nie można wpadać w pułapkę licytacji, kto się bardziej zmęczył. Na zasadzie: ty sobie byłaś w pracy, mogłaś spokojnie kawę wypić, a ja cały dzień zasuwam, nawet do toalety nie mogę pójść bez asysty. I odwrotnie: to ja tu haruję w pracy, a ty się relaksujesz z dzieckiem i jeszcze musisz wyjść odreagować?!

Dużo ojców spotykasz na spacerach?

- W ciągu dnia, w dni robocze – wcale. Wysyp ojców z wózkami następuje w sobotę – wtedy odbywa się rytualny spacer dziecka z tatą, a żona ma czas „dla siebie”. Domyślam się, że w praktyce większość mam wtedy sprząta.

Zaczepiają ludzie, zaglądają do wózka, pytają, gdzie mama?

- Trochę spodziewałem się takich reakcji, że wyrodna matka dziecko z ojcem zostawiła na pastwę losu. Miałem już nawet przygotowane riposty na pytania typu: „Dlaczego dziecko jest tak lekko ubrane?”. Nic takiego się jednak nie dzieje, raczej starsze panie nas zaczepiają, zachwycają się Wojtkiem, że taki „urodny”.

Co dalej, kiedy skończy się urlop rodzicielski?

- Staramy się o przyjęcie do żłobka, czekamy, aż zwolni się miejsce. Choć nie należę do krytyków programu 500+, to jego uzupełnieniem powinien być rozwój dostępności opieki żłobkowej – znam takie przypadki, że w kolejce na miejsce czeka 180 osób.
Jeśli nie uda nam się dostać do żłobka, planuję łączyć opiekę nad Wojtkiem z pracą popołudniami. Zobaczymy, czy taka praca na dwa etaty jest w ogóle możliwa.

Ojcowie coraz chętniej BIORĄ urlop

Z roku na rok coraz więcej ojców korzysta z przysługujących im urlopów, choć ciągle
skala tego zjawiska nie jest duża.

Największy skok zanotowano kilka lat temu – w 2013 r. urlop ojcowski wykorzystało 28,5 tys. ojców, rok później – już 129 tys. Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej od stycznia do listopada 2017 roku na urlopie ojcowskim przebywało 162,5 tys. ojców. Znacznie gorzej jest z wykorzystaniem urlopów tacierzyńskich i rodzicielskich. W tym samym okresie 2017 r. z urlopu macierzyńskiego skorzystało ok. 380 tys. kobiet i ponad 13 tys. mężczyzn, a z urlopu rodzicielskiego – niecałe 380 tys. kobiet i tylko 4 tys. mężczyzn.

Jaki urlop dla taty?

Każdy tata, który jest zatrudniony na podstawie umowy o pracę, może skorzystać z trzech rodzajów urlopu.

  1. Urlop ojcowski to 14 dni kalendarzowych (obejmuje również dni wolne od pracy), które można wykorzystać przez 24 miesiące od urodzenia dziecka – w całości lub w dwóch częściach. W czasie jego trwania tata dostaje 100 proc. pensji. Niewykorzystany przepada.
  2. Urlop tacierzyński to część urlopu macierzyńskiego (łącznie trwa 20 tygodni), którą może wykorzystać ojciec. Pierwsze 14 tygodni tego urlopu przeznaczone
    jest wyłącznie dla matki. O tym, kto wykorzysta pozostałe sześć tygodni, decydują rodzice. W czasie jego trwania rodzic otrzymuje 100 proc. średniej pensji z ostatnich dwunastu miesięcy pracy.
  3. Urlop rodzicielski to 32 tygodnie, które można wykorzystać bezpośrednio
    po urlopie macierzyńskim, jednorazowo lub maksymalnie w 4 częściach, do zakończenia roku kalendarzowego, w którym dziecko skończy 6 lat. To rodzice decydują, czy skorzysta z niego tata czy mama. Otrzymują wtedy 60 proc. pensji. Jeżeli rodzice zdecydują się wykorzystać urlop rodzicielski od początku, biorąc urlop macierzyński, wówczas mogą otrzymywać 80 proc. pensji przez cały czas trwania urlopów macierzyńskiego i rodzicielskiego – zamiast odpowiednio 100 i 60 proc.

Ze wszystkich tych urlopów mogą skorzystać także ojcowie prowadzący działalność gospodarczą – otrzymają wtedy zasiłek z ZUS.

To także może cię zainteresować:

Niezbędne akcesoria z wyprawki noworodka. Reszta może poczekać!

Więcej o: