Tata "kołcz" i mama "balerina"- głupim zachowaniom dorosłych wobec dzieci mówimy stanowcze: nie!

Odkąd mam dziecko, to z lubością obserwuję głupkowate zachowania osób dorosłych starających się nawiązać z nim kontakt. Zawsze zastanawia mnie, czemu ten kontakt chcą nawiązać. Poniżej krótka lista niezrozumiałych dla mnie zachowań osób zarówno dziecku obcych jak i tych najbliższych.

Jak masz na imię?

Nie spotkałem się jeszcze z nikim (NIKIM), kto po pytaniu do dziecka "jak masz na imię" sam by się przedstawił. Zresztą co, to za kultura, że spotykając człowieka pytasz go o imię (tak - dziecko też człowiek) samemu się nie przedstawiając? Potem utyskujemy na chamską młodzież. Tylko młodzież od kogoś się nauczyła zachowywać tak, a nie inaczej. Ciekaw jestem, drodzy Państwo, jakby zareagował wasz przyszły szef na rozmowie kwalifikacyjnej:

Wy: "Dzień dobry, jak masz na imię?"

Szef (w wielkim zdziwieniu): "Mariusz"

Wy: "Ładne imię" i w tym momencie odwracacie się kompletnie go ignorując.

Ile masz lat?

Aż się prosi odpowiedzieć: "co cię to obchodzi?". Pamiętam, jak dostałem kiedyś szału. Byłem w szkole średniej i na spacerze z mamą spotkałem znajomą mamy. Usłyszałem kultowe "Ile masz latek?". Zawsze byłem chamem - pokazałem Pani, ile mam lat na palcach. Dopóki nie jesteś kontrolerem biletów, jaki sens ma zadawanie dziecku tego pytania? W jaki sposób tych ludzi to wzbogaca? Ja rozumiem, że teraz jak się idzie do baru i spotyka fajną dziewczynę, to powinno się takie pytanie zadać (lepiej jednak sprawdzić jakiś dokument). Ale po co zawracać głowę małemu dziecku? Czasami rodzice chcą porównać zdolności swojego dziecka z innym, podnieść sobie ego, jaka to ich latorośl wspaniała. Wtedy to rozumiem. "Widzisz Heniu, on też ma 2,5 roku, a nie umie jeżdzić na jeździku!".

Ślićniutki klusieczek

Zdrabniania to już totalnie nienawidzę. Po prosteczku niedobrzeńko mi się robi, gdy ktoś słodziusieńko pitolikuje do dzieciaczka. I znowu - jak te młodzieży mają być normalne, jak te dzieci mają się uczyć mówić, gdy przez większość swojego życia nie słyszały mowy dorosłych? Potem masz wrażenie, że dziecko rozwija się za wolno i że trzeba naprawiać aparat mowy. To wszystko kosztuje - nie narażajcie rodziców na dodatkowe koszty!

Macanie niemowlaków to jakaś plaga

To jest coś okropnego i zaczęło się jeszcze, gdy kobieta była w ciąży. Kobietę w ciąży trzeba zmacać po brzuchu - to przynosi szczęście (ciekawe komu). Nie kumam tego. Co gorsze przenoszone jest na dzieci już narodzone. Macanie niemowlaków to jakaś plaga. Dzieciak i tak ledwo żyje, bo w ciągu każdej minuty życia miliony sygnałów, których nie potrafi zrozumieć, docierają do jego głowy to jeszcze ciocie, które a to sobie posmyrają, a to pogłaszczą. To nie jest sztuka mięsa!

Nie zrobisz, dopóki się nie nauczysz

To też wspomnienie mojego dzieciństwa. Na pewnym kąpielisku w Wielkopolsce, troskliwa mama tłumaczyła swojej córeczce "nie wejdziesz do wody, dopóki nie nauczysz się pływać". Pani została wyśmiana przez grupę podrostków (dumnie w tym uczestniczyłem). Czemu? Bo to jedno z głupszych zdań "edukacyjnych", jakie słyszeliśmy. Nie wejdziesz do samochodu, dopóki nie nauczysz się prowadzić. Brawo!

Pytanio-stwierdzenia

"Lubisz chodzić do przedszkola?!". No i teraz co ten dzieciak ma odpowiedzieć? Jak odpowie "tak", to padnie kolejne pytania "Co lubisz w przedszkolu najbardziej" i jedziemy z rozmową w jakiś dziwny zakątek świadomości dziecka. Jak odpowie "nie", to też będzie słabo, bo jak można nie lubić przedszkola. A przecież można by po prostu zapytać "Co ostatnio robiłeś w przedszkolu?", "Masz jakieś fajne zabawki?" itp. Brak kreatywności w próbach nawiązania kontaktu z dzieckiem to niestety standard.

Wycieranie ust własną śliną

To już grzech mamuś (ojca jeszcze w tej czynności nie upatrzyłem). Przecież to jest ohydne i uwłaczające. To ja już wolę, żeby moje dziecko biegało z upapraną twarzą niż mam na nie pluć. Bo nie widzę dużej różnicy między wcieraniem śliny w polik, a wyrzuceniem jej pod ciśnieniem w tym samym kierunku.

Mama baletnica

Kolejna fatalna cecha rodziców. Zdarzało mi się obserwować rozpłakane dzieciaki, wystrojone jak choinka i wpychane na siłę na salę taneczną. Rodzic/dziadek tak postanowił, to tak ma być. Ja kumam, że my lepiej wiemy, co dla nich dobre, ale może ograniczmy to do leczenia i zasad bezpieczeństwa, a zostawmy jakiś margines na decyzję dziecka, co do jego własnego planu rozwoju osobistego? Owszem, są przypadki ekstremalne, gdzie dziecko, co chwila chce czegoś innego i na żadnych zajęciach nie jest w stanie zagościć więcej niż 2 razy. Ale jeżeli widzę olbrzymi opór przed byciem baleriną, to chyba jednak warto porzucić własne ambicję lub po prostu zapisać się na balet dla dorosłych.

Ojciec trener

Mój ulubiony typ na ściankach wspinaczkowych. Odpacykowany pan z brzuszkiem przyprowadza swojego syna, często ciapciaka (w dobrym tego słowa znaczeniu). Jak wiadomo, ścianka i wojsko zrobią z niego "prafdziwego meszczysnę". Ten przerażony młodzian wisi na linie 3 metry nad ziemią i ze strachu z nogawki sypie gruzem. Tata "kołcz" go dopinguje: "No idź do góry, nie dasz rady? Przecież to proste". Spod nosa trenera słychać tylko szept "Zobaczymy, gdzie ty byś zaszedł cwaniaku?". I dzięki takiemu podejściu chłopiec już więcej na wspinaczkę nie pójdzie. Osobiście dziękuję, bo więcej miejsca do wspinania dla mnie.

Traktowanie dziecka jako istoty "dziwnej"

W zasadzie wszystko powyższe się na to składa. Bardzo niewiele osób podchodzi do dziecka jak do człowieka. Stąd te wszystkie dziwne pytania, które do niczego nie prowadzą. Chyba mają na celu usprawiedliwienie swojej niechęci, bądź po prostu braku pomysłu na rozmowę.

Lepiej nic nie mówić niż rozmawiać bez sensu i na siłę (w dodatku z głupim akcentem). Chociaż muszę przyznać, że sam mam podobne odruchy w stosunku do osób starszych. Nie rozumiem, o co im chodzi i czasami rozmawiam jak z dziećmi. Wychowanie bezbabciowe się mści i na mnie.

Dzieci nie są dziwne. Dzieci są fajne!

Jak będą chciały z Wami porozmawiać, to same to zainicjują. Dzieci nie są głupie, a ich logika już wielokrotnie mnie załamała - po prostu mnie przerosły swoją interpretacją. Dzieci są nieszablonowe i to jest w nich najfajniejsze, bo wiele dzięki temu możemy się od nich nauczyć. Wbrew pozorom wiedzą, czego chcą. Fajnie, gdy im pokazujemy drogę, gorzej gdy je na drogę wpychamy, bo w końcu przyzwyczaimy, że całe życie mają być popychane.

Więcej o:
Copyright © Agora SA