Dorota Zinkiel: Tak. Sama pochodzę z wielodzietnej rodziny i taką też chciałam stworzyć. Podobało mi się to, że jako dziecko nie byłam sama i mogłam spędzać czas ze swoim rodzeństwem.
Najstarszą córkę urodziłam w wieku 21 lat. Teraz ma 15 lat, druga córka 13 lat, a starszy syn 11 lat. Najmłodsze dziecko, obecnie pięcioletniego synka, urodziłam w wieku 31 lat.
Wiedziałam, że ciało przyszłej mamy się zmienia, ale myślałam, że po ciąży wszystko wróci do normy. Jadłam za dwoje, a nawet i troje. Efekt był taki, że w pierwszej ciąży przytyłam 30 kg, z czego po porodzie ubyło mi 10 kg. W drugiej ciąży przytyłam 26 kg, z czego zeszło mi również maksymalnie 10 kg. Natomiast trzecia ciąża okazała się prawdziwą kulminacją, bo przytyłam kolejne 16 kg i moja waga do porodu wynosiła już 100 kg. To dwa razy więcej niż przed pierwszą ciążą, kiedy ważyłam zaledwie 50 kg. W czwartą ciążę zaszłam już po schudnięciu, przytyłam 20 kg, ale w ciągu ośmiu miesięcy już nie było nadprogramowych kilogramów. Obecnie ważę 62 kg przy wzroście 168 cm.
Czułam się bardzo źle, nie akceptowałam swojego wyglądu, ale wyszłam z założenia, że po ciąży tak już musi być.
Byłam na zakupach z moją osiemnastoletnią szwagierką, ja miałam wtedy 27 lat. Sprzedawca wziął mnie za jej mamę, chociaż dzieliło nas zaledwie dziewięć lat różnicy. Nie powiem, było mi przykro, ale wtedy poczułam ogromną siłę, która zmotywowała mnie do zmian. Zawsze powtarzam, że gdybym teraz spotkała tego pana, to z całego serca podziękowałabym mu za tę pomyłkę.
Swoje początki wspominam okropnie. Było mi ciężko przestawić się na inny tryb życia. Zaczęłam od zakupu maty i od odpalenia znalezionego w sieci treningu w laptopie. Nie zastosowałam restrykcyjnej diety, tylko zaczęłam eliminować niezdrowe produkty, tj. chipsy, napoje gazowane, słodycze i być może te etapowe zmiany uchroniły mnie przed efektem jojo. Najbardziej gubiło mnie wieczorne jedzenie, a szczególną słabość miałam do zupek chińskich.
Na pewno nie zaleciłabym sobie jedzenia za dwoje. To, że jesteśmy w ciąży, nie oznacza, że mamy się objadać, ile się da. Zawsze powtarzam, że nie ma diety na jakiś czas. To nie powinna być dieta a nowy tryb życia, który zostanie z tobą na zawsze, a nie do lata czy na jakiś określony okres. Jeśli zakłada się przestrzeganie diety przez dwa miesiące, by schudnąć, a potem wrócić do starych nawyków to efekt jojo murowany.
Od początku swojej przemiany schudłam ponad 25 kg. Od wagi początkowej do aktualnej dochodziłam rok, z przerwą na czwartą ciążę. Zmieniłam swój sposób odżywiania i zaczęłam ćwiczyć minimum cztery razy w tygodniu. Treningi odbywały się w domu przed laptopem, a od trzech lat ćwiczę siłowo na siłowni.
Niegdyś katowałam się różnymi dietami typu 1000 kcal. Często jadłam tylko do godziny 18. Jednak jak już zaczęłam odchudzać się po incydencie w sklepie, byłam zdeterminowana i wytrwałam w swoim postanowieniu. Było ciężko, ale się nie poddawałam.
Ludzie często się poddają ze zwyczajnego lenistwa oraz z nieumiejętnego doboru produktów, gdyż nie czytają składów. Można jeść zdrowo i smacznie, jeśli produkty są dobrze dobrane. Dieta to nie kara. Ja miałam również wsparcie w mężu, z którym razem ćwiczyliśmy na siłowni. Fakt, że bliska osoba nas dopinguje, jest niezwykle istotny. Bez tego byłoby trudniej.
Mit, który zupełnie się u mnie nie sprawdził to ten, że podczas karmienia piersią kobiety same chudną. Byłoby świetnie, ale niestety tak nie jest.
Przyznam, że z trójką dzieci i trzyzmianową pracą odchudzanie było prawdziwym wyzwaniem. Przekonałam się jednak, że jak się chce, można wygospodarować, chociaż 30 min dziennie na trening i czas dla siebie. Wprowadziliśmy więcej spacerów dla całej rodziny. Podobnie było z posiłkami, bo na pewnym etapie odchudzania i tak jest do tej pory, zaczęłam gotować zdrowo dla całej rodziny, dzięki czemu nie tracę czasu na przygotowywanie kilku obiadów i różnych dań.
Po urodzeniu czwartego dziecka i schudnięciu pokochałam sport. Zaraziłam nim swojego męża, który także zrzucił kilkanaście kilogramów. Po utworzeniu konta na Instagramie, na którym opublikowałam zdjęcia mojej metamorfozy, zaczęły kontaktować się ze mną osoby zmagające się z takimi problemami, jak kiedyś ja. Widziały we mnie motywację i dowód na to, że się da. To skłoniło mnie do zrobienia kursów na instruktorkę fitness, by pomagać innym kobietom, motywować je na sali treningowej i pokazać na swoim przykładzie, że skoro ja dałam radę, one też dadzą. Najważniejsze, by kobiety się nie poddawały, uwierzyły w siebie i to, że dzięki determinacji mogą osiągnąć założone cele.