Kolorowe opakowania, zapachy, hasła reklamowe kuszą. Obiecują przyjemność, młodość i piękno. Ale? Niestety zazwyczaj nie czytamy znajdującego się na opakowaniu składu produktu, tylko skupiamy się na reklamowanych właściwościach kosmetyku. A specjaliści zwykle przepisują preparaty i leki na rozwiązanie problemu, ale nie informują, jak go unikać i przeciwdziałać.
15 lat temu zmieniłam wiele w życiu. Jestem mamą i postanowiłam działać. Dlatego założyłam firmę, próbuję znaleźć rozwiązanie. Skończyłam Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu oraz Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Ale od zawsze interesowałam się zdrowym stylem życia, dietetyką, więc podjęłam studia podyplomowe z tym związane. Moja praca to moja absolutna pasja. Zdrowy tryb życia, ekologia, składy kosmetyków, jakość żywności to tematy dla mnie niezwykle istotne.
Dziś mówi się o właściwej diecie, unikaniu żywności przetworzonej, o zanieczyszczeniu powietrza i wody. Jest jednak jeszcze jeden element, który jest równie istotny – chemia w kosmetykach i detergentach. Ten temat, choć tak ważny, wciąż jest niewystarczająco poruszany. Nie edukuje się w tej kwestii, nie uczy analizy składników.
Tak. Sama mam wrażliwą skórę, ale największym wyzwaniem okazała się alergia syna. Ciężko było postawić prawidłową diagnozę. Po pierwsze dlatego, że w młodym wieku każda wysypka, zaczerwienienie czy świąd mogą oznaczać wiele. Po drugie dlatego, że długo szukałam niezawodnych, bezpiecznych kosmetyków, które poradziłyby sobie z problemem. Wybierałam produkty renomowanych marek i… nic lub było jeszcze gorzej!
Wysypki, atopowe zapalenie skóry, nieprzespane noce, biegałam z dzieckiem od lekarza do lekarza, od apteki do apteki. Zalecano mi wciąż nowe specyfiki, wiele bardzo drogich. Tak 15 lat temu wyglądały początki mojego macierzyństwa.
Nie, alergia pojawiła się dopiero po kilku miesiącach. Łuszcząca się skóra, bolesna. W nocy potrafił się zadrapać do krwi. Nie chciałam uwierzyć, że nie ma rozwiązania. Poza tym chciałam poznać przyczynę. Dlaczego mój syn tak reagował na niemowlęce kosmetyki nawet najpopularniejszych marek, które polecała jeszcze w szkole rodzenia położna, później lekarze.
Do końca życia nie zapomnę tego widoku. W zgięciach rączek, nóżek pojawiały się rany. Rany, które wymagały specjalnej pielęgnacji. Rany, które wywoływały olbrzymi ból u dziecka choćby przy ubieraniu czy przy zmianie pieluszki. Dziecku towarzyszył ból, a mi bezsilność. Bezsilność matki patrzącej na ból i cierpienie dziecka.
Zaczęłam sprawdzać składy kosmetyków, widząc, co tam jest próbowałam naturalnych rozwiązań. Kąpaliśmy dziecko w siemieniu lnianym, w mączce ziemniaczanej. Pomagało to na chwilę. Następnego dnia, kiedy umyłam dziecko polecanym kosmetykiem, było jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej skóra była wysuszona. A kiedy było gorąco, choćby latem, sytuacja znacznie się pogarszała. Byłam, jak wiele matek, nieświadoma tego, w czym kąpię moje dziecko.
Pamiętam też, jak kiedyś kąpałam syna w jakiejś – jak się później okazało – substancji uczulającej. A też było to produkt polecany wtedy dla dzieci z problematyczną skórą. Reakcja była natychmiastowa.
Wyjęłam syna z wanienki, a on był cały czerwony. Mój mąż stał obok i zaczął krzyczeć: Boże, wrzącą wodę wlałaś. Ja cała przerażona, ale przecież sprawdzałam temperaturę wody, wszystko było w porządku. A syn w tych miejscach, gdzie dotykała go woda, był czerwony, jak polany jakąś substancją. Myślę, że wiele matek spotyka się z takimi problemami. Jedna drobna zmiana i może być lepiej.
Tak. Zawsze interesowałam się zdrowym trybem życia, miałam wykształcenie i wiedzę w zakresie dietetyki, żywienia. Zajęłam się studiowaniem tematyki surowców zawartych w kosmetykach, analizowaniem składników kosmetyków, Przekonałam się wówczas, co naprawdę zawierają pseudo hipoalergiczne oliwki, szampony czy kremy, które wcierałam w skórę mojego dziecka. Złapałam się za głowę. Odstawiłam wszystko, co pachniało. Odstawiłam wszystko, co syntetyczne.
Były tam m.in. pochodne uznanego za rakotwórczy formaldehydu, syntetyczne emolienty czyli ropopochodna parafina, oleje mineralne (o pięknie brzmiącej nazwie "mineralne", a w rzeczywistości to syntetyczne pochodne ropy naftowej), oleje silikonowe, drażniące detergenty, substancje endokrynnie czynne, uznawane za powodujące zmiany hormonalne chemiczne filtry UV. I nawet jak się okazało , w kosmetykach oznaczonych jako hipoalergiczne - najsilniejsze znane alergeny. Na szczęście spotkałam na swojej drodze wspaniałych ludzi, ekspertów, specjalistów: toksykologów, technologów, kosmetologów, z którymi rozpoczęłam współprace. 15 lat temu alergia syna, wiele lat nauki i analizy składników kosmetycznych doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem.
Teraz zależy mi, aby dzielić się wiedzą i informować, jak ważna jest profilaktyka.
Zgadzam się, to faktycznie trudne, by móc rozszyfrować te wszystkie tajemnicze nazwy i oczywiście nie każdy to potrafi.
Po pierwsze bardzo długi skład powinien już być dla nas zastanawiający. Warto też pamiętać, że potencjalne alergeny (substancje zapachowe, barwniki oraz niektóre konserwanty) znajdują się na końcu listy składników. Jest ich najczęściej najmniej, ale dla alergików nawet mała ilość może być istotna. Natomiast to, czego jest w kosmetyku najwięcej znajduje się na początku listy. Jeśli zatem na początku składu jest na przykład substancja o nazwie Paraffinum Liquidum, oznacza to, że bazą kosmetyku jest syntetyczna substancja ropopochodna.
Niestety w przypadku czytania etykiet nie ma zerojedynkowego rozwiązania, należy analizować składy w miarę możliwości, korzystać z wiedzy i umiejętności innych. Warto szukać oznaczeń międzynarodowych organizacji certyfikujących. Logotypy takie jak choćby ECOCERT, Cosmebio, AllergyCertified dają nam pewność, że w składzie nie znajdziemy nic szkodliwego.
Tak. A ja rozumiałam też, jak niewielka jest wiedza w temacie pielęgnacji skóry, analizy etykiety kosmetyku. Jak wiele młodych mam nie może sobie poradzić z problemami skórnymi czy AZS (atopowe zapalenie skóry, przyp. red.) u dziecka, jak trudno znaleźć wsparcie.
Przekonałam się również, jak często spotykamy się z nierzetelnością i brakiem uczciwości w kontekście haseł na opakowaniach: kosmetyk naturalny, ekologiczny, hipoalergiczny. To temat rzeka niestety…
Oznaczenia na kosmetykach do tej pory nie były specjalnie regulowane. Producent mógł napisać na opakowaniu to, co chciał. Weźmy pod lupę choćby to stwierdzenie "hipoalergiczny". Twórca kosmetyków mógł tak napisać na produkcie, który wśród gamy całej jego kosmetyków ma najmniej alergenów. Nie znaczy to jednak, że nie ma ich wcale. To wprowadzanie w błąd. Kosmetyk jest prawdziwie hipoalergiczny przede wszystkim wtedy, gdy nie ma w składzie żadnych składników zapachowych, barwników oraz uznanych za uczulające konserwantów, jak np. Methylisothiazolinone (MI) , Methylchloroisothiazolinone (MCI)
Oznacza to, że musi być to produkt bezzapachowy. A jeśli chodzi o stuprocentową pewność, że dany kosmetyk jest hipoalergiczny – tu z pomocą przychodzą certyfikaty, na przykład wspomniany przeze mnie AllergyCertifeid.
Słowem nagminnie nadużywanym jest określenie "naturalny". Często jest stosowane dla określania produktów składających się w znacznym stopniu z substancji syntetycznych z jedynie domieszką naturalnych surowców. Szukajmy więc na opakowaniu opisu, ile procent stanowią składniki naturalne. Najlepiej gdyby było to minimum 97 proc. składu. Taki produkt powinien zawierać konserwanty, ale tylko te dopuszczone w produkcji kosmetyków naturalnych.
Jeśli chodzi zaś o deklarację "kosmetyk ekologiczny", tu również brak jasnych kryteriów i norm prawnych. Dziś może zostać nią oznaczony produkt, zdaniem producenta ekologiczny, czyli na przykład naturalny (ale tu również pytanie w ilu procentach?). A nawet kosmetyk, który jest opakowany w pudełko czy tubę - zdaniem producenta - ekologiczną. Dlatego tak ważne, aby ostrożnie podchodzić do wszelkich oznaczeń.
Od tak zwanych czarnych list substancji kosmetycznych roi się w internecie. Ale musimy pamiętać, że nie jesteśmy w stanie uniknąć wszystkiego i wszędzie – na przykład używając nieznanego mydła w toalecie publicznej. Kiedy podejmujemy świadomy wybór, warto wybierać jak najbardziej naturalne produkty. W kosmetykach najlepiej unikać uznanych przez międzynarodową organizację AllergyCertified za silnie uczulające konserwantów. Na liście znalazły się: Benzylhemiformal, Methenamine, Paraformaldehyd, 2-bromo-2-nitropropane-1,3-diol, 5 bromo-5-nitro-1,3-dioxane, Diazolidinyl urea, DMDM hydantoin, Imidazolidinyl urea, Methylisothiazo-linone (MI), Methylchloroiso-thiazolinone (MCI).
Formaldehyd został uznany przez naukowców za substancję rakotwórczą i zakazany. Niestety jego donory (pochodne – przyp. red.) wciąż można znaleźć w niektórych produktach do codziennej pielęgnacji.
Nie polecam także kosmetyków, które zawierają substancje uznawane w środowisku naukowym za endokrynnie czynne, czyli mogące zaburzać gospodarkę hormonalną, jak naprzykład: Etylhexyl Methoxycinnamate inaczej Octylmethoxycinnamate, Benzophenone-3, 4- Methylbenzylidene Camphor oraz Octyl Dimethyl PABA. Te i wiele innych wciąż znajdują się pod lupą specjalistów. Są to głównie składniki chemicznych filtrów słonecznych. Mogą one przenikać do głębszych warstw skóry, do krwiobiegu i wpływać na system hormonalny. To szczególnie niebezpieczne w przypadku dzieci, nastolatków, kobiet w ciąży i karmiących. Dlatego warto szukać kosmetyków z filtrami nieprzenikającymi do głębszych warstw skóry (producent powinien o tym napisać na etykiecie), a w przypadku małych dzieci czy kobiet w ciąży najbezpieczniejsze są filtry mineralne.
U osób o wrażliwej skórze warto wykluczyć też substancje zapachowe. To jedne z najsilniejszych alergenów. A znajdują się również w większości kosmetyków naturalnych. Te substancje znajdziemy na liście 26 najsilniejszych alergenów opublikowanej przez Komisję Europejską. Substancji uczulających, nawet tych naturalnych, jest niestety więcej jak się okazuje i Komisja Europejska planuje poszerzyć tę listę do przynajmniej 82 składników.
Tak. Dodatkowo dla zdrowej skóry dziecka często nie poleca się również składników będących syntetycznymi emolientami, czyli pochodnymi ropy naftowej jak np.: Parrafinum Liquidum, Paraffin Oil, Paraffin, Mineral Oil, Petrolatum, Cera Microcristallina.
To substancje syntetyczne, pomimo wprowadzającej w błąd nazwy "mineral oil" . Ostatnio gdzieś przeczytałam określenie „nawilżanie przez zaklejanie”. Tak niewidoczna bariera, która może zaburzać naturalny metabolizm skóry.
Oczywiście pochodne ropy naftowej znajdują swoje zastosowanie i są przepisywane pacjentom w skrajnych przypadkach atopowego zapalenia skóry. Mają wtedy za zadanie chronić chorą skórę przed czynnikami zewnętrznymi. W tym przypadku działają jak plaster chroniący ranę. Dla zdrowej skóry są całkowicie zbędne.
W pielęgnacji skóry małego alergika najważniejsze jest ograniczenie produktów i ich składników do minimum. Przyda się szampon lub mydło w płynie, krem nawilżający, maść łagodząca, oliwka.
W pielęgnacji niemowląt ważna jest również rutyna, by skóra zawsze była odpowiednio nawilżona. Jeśli chodzi o objawy, które powinny nas zaniepokoić to naprawdę jest ich wiele. Od wspomnianego świądu czy wysypki aż po niespokojny sen czy bóle brzucha. Niestety diagnoza alergii nie jest łatwa. Jeśli mamy jakiekolwiek podejrzenia od razu należy zwrócić się do lekarza specjalisty. Ale równie ważna jest obserwacja i intuicja mamy. Przecież to mama zna swoją pociechę najlepiej i obserwując potrafi wychwycić niepożądaną reakcję na dany produkt czy substancję.
Ważne jest też to, że alergia kontaktowa nie jest uwarunkowana genetycznie, może wystąpić u każdego i w każdym momencie życia. Wiele zależy od nas. Możemy jej zapobiec u dziecka poprzez unikanie podrażnień i silnych alergenów. Im częstsze narażenie na alergeny tym większe ryzyko wystąpienia alergii. A gdy raz się objawi, będzie towarzyszyć dziecku prawdopodobnie przez całe życie.
Tak, to wystarczy dla małego dziecka. Nasza skóra, w tym maluszków, jest przebodźcowana, używamy tak wielu produktów, do tego dochodzi zanieczyszczenie powietrza, wody. Skóra nie potrafi się w pewnym momencie bronić i najczęściej z nienacka reaguje podrażnieniem, alergią, chorobą.
Skóra dzieci jest zdecydowanie cieńsza, system immunologiczny niedojrzały, atakowany przez alergeny, nie daje sobie rady. Dzieci powinny używać tylko produktów łagodnych, bezpiecznych, naturalnych i co ważne bez alergenów. Najsilniejszymi alergenami są substancje zapachowe, barwniki i niektóre konserwanty.
Pamiętać należy, że regulacje dotyczące dopuszczalnych stężeń tych substancji dotyczą pojedynczych produktów. A my używamy kilku, a nawet kilkunastu środków zawierających różne substancje. A te kumulują się. Zawsze staram się uświadamiać, że lepiej zapobiegać niż później zmagać się z chorobą i leczyć.
Jeśli lekarz postawi diagnozę – alergia, warto odstawić wszystkie potencjalnie drażniące substancje oraz kosmetyki zawierające alergeny, czyli składniki zapachowe, barwniki oraz niestety, co najtrudniejsze do sprawdzenia, uczulające konserwanty. Ale w przypadku alergii mówimy już nie tylko o kosmetykach, ale także o środkach czystości, detergentach do prania, a nawet ubraniach, których skład często może pozostawiać wiele do życzenia.
Najważniejsza jest właściwa diagnoza i odpowiednia pielęgnacja. Ważnym jest, aby dla dziecka wybierać kosmetyki naturalne i jednocześnie prawdziwie hipoalergiczne. Dla ułatwienia wyboru powstały certyfikacje, przygotowane przez organizację oznaczającą właśnie hipoalergiczność, czyli na przykład AllergyCertified.
Poza ograniczeniem kontaktu z alergenem, warto zadbać o to, by maluszek przebywał dużo na świeżym powietrzu. Należy także kontrolować zmiany, czy nie występuje atopowe zapalenie skóry lub egzema. Wówczas skóra wymaga odpowiedniej i częstej pielęgnacji. Często poleca się w takim przypadku emolienty. Pamiętajmy jednak, że są dwa rodzaje : naturalne i syntetyczne. Ja zdecydowanie polecam tylko naturalne emolienty.
To prawda i ogromny problem! O pielęgnacji skóry mówi się niewiele. Jaki jest powód? Trudno być tu jednoznacznym. Konkurencja na rynku kosmetycznym jest ogromna. Dotyczy to także kategorii produktów dziecięcych. Ostatnio głośnym jest temat wspomnianych już emolientów. Często reklamowane są kosmetyki z syntetycznymi emolientami, będącymi pochodnymi ropy naftowej, na przykład Paraffinum Liquidum czy składnikiem, którego nazwa brzmi jak naturalna substancja, Mineral Oil. Ale dla delikatnej, zdrowej skóry maluszka najlepsze są zawsze naturalne substancje.
Chyba największą lekcją, którą odebrałam mierząc się z alergią syna, okazało się to, że niestety nie myślimy o profilaktyce, o tym jak uniknąć alergii i podrażnień wybierając po prostu odpowiednie produkty. Brakuje nam podejścia, że lepiej zapobiegać niż później leczyć.
A hasła marketingowe przekonują wielu rodziców. Docierają do mnie też informacje od mam, że wielu lekarzy polecało im preparaty na skórę, ale nie potrafili przy tym udzielić informacji, co mają one w składzie. Mam jednak nadzieję, że to się zmienia, że wszyscy posiadają coraz większą wiedzę z zakresu składu kosmetyków.
Magda Szymanowska - ekspertka ds. składu kosmetyków. Producentka marek naturalnych kosmetyków na polskim rynku, twórczyni m.in. marki 4organic, produkującej kosmetyki naturalne, dystrybutorka duńskich kosmetyków organicznych i hipoalergicznych Derma i organicznych produktów do higieny intymnej GingerOrganic. Od wielu lat promująca zdrowy i naturalny styl życia, zajmująca się dietetyką i profilaktyką alergii. Współpracuje z międzynarodowym środowiskiem toksykologów. Dyplomowany Coach Zdrowia.